JOE BIDEN NAZYWA RZEŹ ORMIAN LUDOBÓJSTWEM

Biały Dom opublikował dzisiaj oświadczenie prezydenta Joe Bidena, w którym nazwał on rzeź Ormian z 1915 r. ludobójstwem. Decyzja amerykańskiego prezydenta miała być przedstawiona Turkom już wczoraj podczas rozmowy telefonicznej Biden-Erdogan, która – według nieoficjalnych źródeł – miała przebiegać w bardzo nieprzyjemnej atmosferze. Oświadczenie Bidena z pewnością wywoła ostry sprzeciw ze strony tureckich władz, które konsekwentnie twierdzą że wydarzenia z lat 1915-1917 nie miały charakteru ludobójstwa, a działania podejmowane wtedy przez władze tureckie były w pełni uzasadnione. Dlaczego prezydent Bidena zdecydował się w taki sposób „zaatakować” Turków i co mówi nam to o obecnym stanie relacji amerykańsko-turekich?

Appeasement

Stosunki amerykańsko-tureckie załamały się już w czasie prezydentury Obamy na tle konfliktu w Syrii, a zwłaszcza sporu o amerykańskie wsparcie dla kurdyjskich rebeliantów. Administracja Obamy przyjęła jednak wobec Turków mocno koncyliacyjny ton. Tę politykę appeasementu kontynuował także prezydent Trump, którego dodatkowo łączyły bliskie osobiste relacje z Erdoganem (a mówiąc wprost po prostu się lubili). Nawet jednak Trump nie był w stanie obronić Turcji przed sankcjami wynikającymi z CAATSA za zakup rosyjskich systemów S-400.

Joe Biden jeszcze w czasach kampanii prezydenckiej wprost mówił, że Ameryka musi dokonać rewizji swojej polityki wobec Bliskiego Wschodu i widać, że konsekwentnie realizuje tę zapowiedź – w pierwszych tygodniach jego prezydentury widać to było zwłaszcza w zakresie stosunków amerykańsko-saudyjskich, a teraz amerykańsko-tureckich. Taka rewizja sojuszy jest tym łatwiejsza, że – z punktu widzenia administracji Bidena – teatr bliskowschodni ma charakter drugorzędny czy nawet trzeciorzędny w porównaniu do priorytetowego Pacyfiku. Wspomniana rewizja sojuszy nie oznacza oczywiście zmiany polityki o 180 stopni, polega lecz na zdecydowanych decyzjach jak np. ta o powrocie do JCPOA (in principe), publikacji raportu o śmierci Chaszukdżiego czy teraz o uznaniu rzezi Ormian za ludobójstwo.

Ameryka i Turcja idą na starcie

Jak wspomniałem kryzys w stosunkach amerykańsko-tureckich trwa od dobrych kilku lat. Spór ten cały czas był łagodzony przez koncyliacyjnie nastawionych do Turków prezydentów: najpierw przez Obamę, a potem przez Trumpa. Przez lata Amerykanie bali się podejmować stanowcze decyzje wobec Turcji, bojąc się że może to doprowadzić np. do zacieśnienia współpracy turecko-rosyjskiej, czy osłabienia NATO. Obecna administracja zdaje się nie mieć już takich wątpliwości i przeć na starcie z Turcją.

Amerykanie widzieli już wszystkie karty, którymi dysponują Turcy: kryzys migracyjny, anty-kurdyjskie operacje w Syrii i Iraku, eskalacja na Morzu Śródziemnym i w Libii, podsycanie konfliktu na Kaukazie. Szczególnie dużym lewarem w stosunkach amerykańsko-tureckich było granie przez Turków kartą „strategicznej” współpracy z Rosją. Stare sztuczki prezydenta Erdogan jednak już nie działają.

Amerykanie wiedzą, że współpraca rosyjsko-turecka nie ma charakteru strategicznego a tylko taktyczny. Oba kraje współpracowały głównie ze względu na wojnę w Syrii. Dodatkowo Turcja, częściowo dzięki współpracy z Rosją, polepszyła swoje relacje z Iranem. Turcja myślała cały czas, że to oni rozgrywają Rosjan i używają ich jako pionka w swojej własnej grze z Ameryką. Wyszło na odwrót. To Rosja cały czas rozgrywała, a Turcja teraz widzi tego efekty. Rosjanie wszędzie szachują Turków: od Syrii, po Libię i ostatnio w Górskim Karabachu. Dodatkowo turecka polityka doprowadziła do antagonizacji Zatoki (KSA i ZEA), która teraz weszła do gry na Morzu Śródziemnym (zwłaszcza ZEA) i gra przeciwko Turcji. Gdzie Turcja się nie obróci jest szachowana. Erdogan może dużo mówić, ale jego realne możliwości manewru są małe.

Erdogan jest tego świadom i dlatego próbuje rekalibrować swoją politykę – ostatnia wizyta Zełeńskiego w Turcji czy pomysł budowy kanału stambulskiego to oczywiste umizgi w stosunku do Amerykanów. Tyle, że jest już nieco za późno na taką rekalibrację. Amerykanie nie są już zainteresowani naprawą relacji z Turcją, widzieli wszystkie karty Turków i ich zdaniem są słabe.

Waszyngton zdaje się obecnie stać na stanowisku, że nie będzie dłużej zabiegał o względy Erdogana, teraz to Erdogan ma przyjść do Waszyngtonu i ukorzyć się przed Bidenem. Stan tureckiej gospodarki powoduje, że duże ustępstwa wobec Ameryki mogą faktycznie okazać się nieuniknione.

Decyzja o uznaniu rzezi Ormian za ludobójstwo to prawdopodobnie tylko pierwszy z wielu „ciosów” jakie w najbliższych miesiącach administracja Bidena zada Turcji. Obecnie to Turcja musi dostosować się do amerykańskich zasad gry a nie na odwrót. Karty „strategicznego położenia” i „drugiej armii NATO” nic tu nie pomogą.

Tomasz Rydelek