ROZGRYWKA O BIAŁORUŚ – DECYDUJĄCA FAZA

Wczorajsze rozmowy w Soczi między Władimirem Putinem a Aleksandrem Łukaszenką trwały 5 godzin i 15 minut, i zakończyły się przed północą. Nie było to najdłuższe spotkanie, bo w lutym dialog obydwu prezydentów zajął 6 godzin, ale wydaje się, że nowe okoliczności, zwłaszcza związane z przymusowym lądowaniem samolotu Ryanair w Mińsku, zmieniły w sposób znaczący okoliczności spotkania. Tym bardziej, że obserwatorzy już zauważyli inną niż zazwyczaj postawę wobec całej sprawy rosyjskich mediów, w tym i tych ściśle związanych z władzą, a w przeszłości odgrywały rolę kanału informującego o stanowisku Kremla wobec Mińska.

Można tu nawet mówić o ewolucji narracji. Najpierw na początku tygodnia, tradycyjnie z obroną akcji Łukaszenki wystąpili średniej rangi przedstawiciele rosyjskich władz, tacy jak Maria Zacharowa, rzeczniczka MSZ, czy deputowani w rodzaju komunistycznego posła do Dumy Leonida Kałasznikowa, który znany jest z tyleż wojowniczych, co głupich wystąpień. Moskwa nie wpuściła też dwóch samolotów – jeden z nich leciał z Wiednia a drugi z Paryża – które zdecydowały się ominąć Białoruś. Odczytywano to jako próbę wywarcia przez Rosję presji na państwa tradycyjnie zajmujące w Unii Europejskiej najbardziej prorosyjskie stanowisko, żeby wycofały się z zaleconej po poniedziałkowym spotkaniu liderów Wspólnoty polityki bojkotu przestrzeni powietrznej Białorusi przez przewoźników lotniczych.

Jednak w dniu spotkania Putina z Łukaszenką w Soczi rosyjski dziennik ekonomiczny RBK poinformował, powołując się na nieoficjalne źródła w Ministerstwie Transportu, że Moskwa nie będzie wspierała Mińska w ten sposób i europejskie linie lotnicze, które zdecydują się lecieć do Rosji omijając przestrzeń powietrzną Białorusi, nie będą miały trudności. Mowa jest o „najbliższym czasie” co oznacza, że polityka rosyjska wobec tej kwestii może się zmienić, jednak sygnał został wysłany. Poinformowano też, że odwołanie lotów z Francji i z Austrii związane było z brakiem czasu, w obliczu liczby nowych zgłoszeń, na ustalenie nowej trasy lotów, nie miało zaś charakteru wspierania Białorusi.

Nawiasem mówiąc. blokada lotnicza Białorusi przez europejskich przewoźników, pomimo gromkich deklaracji, jest co najwyżej częściowa. Z rosyjskich danych wynika, że w dzień spotkania Putina z Łukaszenką linie lotnicze państw europejskich wykonały 113 rejsów wykorzystując przestrzeń powietrzną Białorusi, a tylko 53 z jej ominięciem. Nie można zatem wykluczyć, że solidarność europejska, w obliczu czynników ekonomicznych – bo wybieranie tras alternatywnych oznacza większe koszty – załamie się i Moskwa prócz retoryki nie będzie musiała wspierać w inny sposób Mińska w tej kwestii. Mówił zresztą o tym otwarcie rzecznik Kremla Pieskow podkreślając, że bojkot białoruskiej przestrzeni powietrznej uderza przede wszystkim w pasażerów, którzy będą musieli więcej płacić za bilety lotnicze.

Niezależnie od tej sprawy dało się zauważyć generalną zmianę tonu rosyjskich mediów w kwestii Białorusi. Wpływowy dziennik „Kommiersant” opublikował na przykład wywiad z ojcem aresztowanej Sofii Sapiegi, biznesmanem z Władywostoku, który działania białoruskich władz wobec jego córki nazywa bezprawnymi, a jej upublicznione zeznania wymuszonymi i sfabrykowanymi. Liberalna i opozycyjna „Nowaja Gazieta” w cyklu artykułów udowadniała, że wersja z bombą na pokładzie Boeinga Ryanaira jest wymysłem Łukaszenki, a w rzeczywistości mieliśmy do czynienia z przechwyceniem samolotu przez białoruskie siły powietrzne.

Wadim Łukaszewicz, rosyjski ekspert ds. lotnictwa cywilnego, który udzielił periodykowi długiego wywiadu, zatytułowanego przez redakcję – „Kakaja twaja familia swołocz” („Jak się nazywasz, draniu”) – poświęconego uprowadzeniu samolotu, dowodzi w nim, że pilot białoruskiego myśliwca musiał poinformować załogę Boeinga, iż gotów jest użyć przeciw niemu broni pokładowej. W rosyjskich mediach można było też znaleźć szereg wypowiedzi przedstawicieli palestry ostro krytykujących politykę Mińska; czy wręcz określających to, co się dzieje w sąsiednim państwie, mianem bezprawia.

Dodatkowym czynnikiem – obok ewentualnych strat w reputacji – który zdaje się powściągać Moskwę przed otwartym wspieraniem polityki Łukaszenki, wydaje się być ekonomiczny wymiar oczekiwanych sankcji europejskich i amerykańskich wobec Białorusi. Jeszcze przed pandemią przez przestrzeń powietrzną tego kraju przelatywało dziennie 1200 samolotów, z których każdy płacił 250 euro. Gdyby ruch ten został znacząco zredukowany, to straty Biełaeronawigacji, firmy która zarządza lotami, czwartego pod względem rentowności białoruskiego przedsiębiorstwa, mogłyby wynieść według szacunków kilkaset mln dolarów w skali roku.

Przyszłość Belavii, narodowego przewoźnika, też rysuje się w czarnych barwach. Znacznie jednak groźniejsze są zapowiedziane sankcje wobec kluczowych białoruskich firm eksportowych. Minister spraw zagranicznych Luksemburga mówił o blokadzie na rynku europejskim dla białoruskich nawozów potasowych a szef niemieckiej dyplomacji wspominał o sektorze paliwowym. Ukraina już rozpoczęła wojnę handlową z Białorusią, nie tylko zakazując lotów, ale również wprowadzając szereg ograniczeń handlowych, na co zresztą odpowiedziała Białoruś, wprowadzając indywidualne licencje importowe na towary z Ukrainy.

Ostatnie wydarzenia doprowadziły też do załamania się kursu białoruskich obligacji skarbowych (np. notowania emisji Białoruś 2027 spadły z poziomu 103,71 % nominału do 100,55 %); jeśli okaże się to trwałą tendencją, może mieć fatalne skutki dla perspektyw pozyskania przez Mińsk finansowania zewnętrznego. Rosyjscy eksperci obliczyli, że zapowiedziane przez Zachód sankcje kosztować mogą Mińsk nawet 5 % PKB, co oznacza konieczność znalezienia 5 mld dolarów rocznie. Obecna izolacja reżimu w Mińsku oznacza, że te pieniądze znaleźć będzie musiała Moskwa.

Nie jest to kwota, która mogłaby zniechęcić Rosję, tym bardziej, że w ostatnich tygodniach ceny eksportowanego przez nią gazu ziemnego i ropy naftowej przebijają kolejne maksima, ale Kreml oczekuje od Mińska ustępstw w kwestii przyspieszenia integracji z Rosją, a w ostatnim czasie, jeszcze przed incydentem z Boeingiem, Łukaszenka znów wrócił do swej starej taktyki wielkich obietnic i ograniczonych ustępstw. Jeszcze na początku roku białoruski ambasador w Moskwie i wicepremier Uładzimir Siemaszka mówił, że ostatnie „karty drogowe” integracji zostaną podpisane w kwietniu, ale potem pojawił się termin czerwcowy, a niedawno Łukaszenka mówił o jesieni.

Rosyjscy i białoruscy komentatorzy spekulują, że Moskwa przed spotkaniem Biden – Putin nie będzie ryzykowała i w związku z tym Mińsk nie może liczyć na otwarte i twarde jej wsparcie. Raczej w interesie Rosji leży wykorzystanie osłabienia i międzynarodowej izolacji Łukaszenki, aby już teraz przymusić białoruski reżim do pogłębionej integracji, a niewykluczone, że Kreml nalegać będzie na uruchomienie scenariusza reformy konstytucyjnej, o której wiele było mowy jesienią.

Moskwa chciała, aby uruchomienie zmian ustrojowych przygotowało grunt z jednej strony dla osłabienia władzy prezydenckiej, a z drugiej uruchomiło scenariusz odejścia Łukaszenki i zastąpienia go politykiem bardziej strawnym, choć oczywiście prorosyjskim, czy wreszcie doprowadziło do jakiejś kontrolowanej formuły dialogu społecznego, co mogłoby skutkować uspokojeniem nastrojów. Łukaszenka faktycznie zablokował ten scenariusz stawiając na represje i stłumienie siłą opozycji, co pozwoliło mu utrzymać władzę, jednak w dłuższej perspektywie żadnych problemów Białorusi, w tym ekonomicznych, nie rozwiązało.

Białoruski dyktator wybrał inną linię postępowania, a jej elementem jest też gra z częścią rosyjskiego obozu władzy. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na redakcyjny komentarz „Niezawisimoj Gaziety”, liberalnego, jak na rosyjskie standardy, moskiewskiego dziennika (założonego przez Borisa Bierezowskiego), którego redaktor naczelny Konstantin Remczukow stał na czele komitetu wyborczego mera Moskwy Siergieja Sobianina, co oznacza, że przedstawiona przez dziennik opinia może oddawać poglądy części rosyjskiego obozu władzy. Autorzy komentarza niedwuznacznie sugerują, iż Łukaszenka gra wespół z liderami rosyjskiego bloku siłowego.

W świetle tej narracji w interesie Mińska jest kreowanie się na ofiarę agresji kolektywnego Zachodu i obrońcę Moskwy, wysuniętą kasztelanię, ważną w czasie zaostrzenia konfliktu. To dlatego Łukaszenka od pewnego czasu mówi, że Białoruś jest atakowana w ramach wojny nowej generacji. Przyjęcie przez Kreml takiej narracji obiektywnie wzmacniałoby pozycję białoruskiego reżimu, bo przecież nie zmienia się dowódcy oddziałów frontowych odpierających agresję.

Paradoksalnie, podobny interes mają umacniający swą władzę rosyjscy „siłowicy” (ros.: przedstawiciele sił zbrojnych i państwowego aparatu przemocy). Przekształcenie Federacji Rosyjskiej w oblężoną twierdzę nie tylko umacnia ich dominację w rodzimej polityce, ale również na trwale obezwładnia wewnątrzsystemową, w ramach szeroko rozumianego obozu władzy, opozycję. Jej przedstawiciele, tacy jak choćby Sergiej Czemiezow, prezes zbrojeniowego giganta Rostech a prywatnie kolega Putina jeszcze z czasów drezdeńskiej rezydentury (Putin stacjonował w Dreźnie w l. 1985-90 jako oficer KGB – red.), chcą kontrolowanego otwarcia na Zachód po to, aby z jednej strony modernizować rosyjską gospodarkę w oparciu o europejskie technologie, a po drugie „rozegrać wielką partię” wyparcia Ameryki z Europy i zawiązania strategicznego sojuszu z tandemem francusko – niemieckim.

Z pozycji oblężonej twierdzy tego rodzaju strategii nie da się realizować. Dlaczego Łukaszenka zdecydował się na działanie właśnie teraz? Może chodzi o zapowiedziane na połowę czerwca spotkanie Biden – Putin? Jakakolwiek odwilż na linii Moskwa – Waszyngton, czy choćby normalizacja relacji, obiektywnie zwiększa wpływy umownych „liberałów” w rosyjskim obozie władzy, w którym napięcia w związku z wrześniowymi wyborami do Dumy są widoczne gołym okiem.

Nawet chwilowe zawieszenie broni na linii Moskwa – Zachód jest śmiertelnym zagrożeniem dla Łukaszenki, bo wówczas może zrealizować się scenariusz, o którym otwarcie mówił niedawno prezydent Emmanuel Macron wzywając Putina, aby ten zaprowadził „porządek” w Mińsku usuwając coraz bardziej niebezpiecznego satrapę. Z punktu widzenia rosyjskich elit jest to zresztą scenariusz – marzenie: Zachód, proszący Putina, żeby usunął w imię demokracji i praw człowieka tyrana, który na dodatek przez lata blokował połączenie obydwu państw. To tak, jakby jednym strzałem zdobyć w meczu od razu dwie bramki.

Marek Budzisz