Białoruś pod kontrolą Rosji zwiększa ryzyko kryzysu imigracyjnego

Po wspólnych ćwiczeniach wojskowych białorusko-rosyjskich wojska rosyjskie pozostaną na Białorusi bez bliżej określonego terminu, informują polskie media. O tej decyzji poinformował białoruski minister obrony Wiktar Chrenin, potwierdził ją także szef sztabu generalnego sił Białorusi generał Wiktar Hulewicz. Decyzję o opuszczeniu terenu Białorusi przez wojska rosyjskie uzależnił od działań NATO, które w jego opinii rozmieściło więcej wojsk przy granicy z Białorusią. „Oddziały sił zbrojnych Rosji powrócą do miejsc stałej dyslokacji tylko wówczas, gdy pojawi się obiektywna konieczność i kiedy my sami podejmiemy taką decyzję”, zapowiedział Hulewicz. Według analityków liczba rozmieszczonych na Białorusi rosyjskich sił wynosi od 25 do 30 tysięcy osób. Oprócz uzbrojenia tych jednostek na Białoruś w ramach ćwiczeń przetransportowano systemy rakietowe S-400, szturmowce Su-25, myśliwce Su-35S, systemy artyleryjsko-rakietowe Pancyr-S, a także systemy artylerii rakietowej Uragan i rakiety Iskander.

Poza samym zagrożeniem związanym z rosyjską obecnością militarną, przede wszystkim dla Ukrainy, ale i dla wschodniej flanki NATO, na uwagę zwraca osiągnięta podległość Białorusi wobec Rosji. Dotychczas prowadzone działania pod progiem wojny dzięki rosyjskiemu zaangażowaniu mogą zostać wzmocnione. Na to ryzyko wskazuje Jacek Raubo z Defence24, który przewiduje długotrwały i przeciągający się konflikt z Rosją, zlokalizowany także w innych obszarach niż wschodnia Ukraina.

Dla Polski, Litwy i Łotwy stanowi to wyzwanie przeciwdziałania presji imigracyjnej, jakiej została poddana w ubiegłym roku ze strony białoruskiej. Ze względu na łatwe wykonywanie i niski koszt prowokacji związanych z kierowaniem strumienia imigrantów na granicę, ten element może być ponownie wykorzystywany w ramach działań pod granicą progu, tym razem wzmocnionych przez zdolności działania państwa rosyjskiego.

Rosja, w miarę nakładania na nią innych sankcji, będzie mogła podnosić stawkę negocjacyjną kierując presję także na granice. Dodatkową trudnością w takim przypadku będzie zamknięcie potencjalnych połączeń lotniczych z Bliskiego Wschodu, które będą prowadzić do Mińska, ale z przesiadką w Moskwie. To, co możliwe było pod koniec ubiegłorocznego kryzysu migracyjnego z Turcją, wywarcie przez Unię Europejską presji na blokady połączeń lotniczych do Mińska, tym razem może się nie udać. Zwłaszcza, że otwarto połączenia także z Syrii.

Dodatkowym elementem zagrożenia poza prowokacjami i naruszaniem granic państwowych może być ukrywanie w grupach imigrantów agentów Kremla lub osób zradykalizowanych, stanowiących zagrożenie dla Europy. Rosja ma już na koncie doświadczenie w rekrutacji najemników wśród ugrupowań walczących w Syrii i kierowaniu ich do Libii. Potencjalnie mogłaby wykorzystywać takie osoby na innym kierunku.

Poza powstającą zaporą i systemem detekcji, mającymi utrudnić nielegalne przekraczanie granicy, należy wzmóc działania dyplomatyczne z głównymi krajami pochodzenia imigrantów w celu podpisania umów o readmisji. Gromadzenie się imigrantów przy granicy jest zawsze ryzykowne pod kątem prowokacji oraz pod kątem wizerunkowym. Chociaż masowy napływ osób powoduje ogromne wyzwania administracyjne i te związane z zapewnieniem bezpieczeństwa, to długotrwałą metodą jest szybkie procedowanie wniosków oraz skuteczna deportacja do krajów pochodzenia. Na to jednak trzeba być proceduralnie gotowym wcześniej, bo podejmowanie działań w momencie nasilonego napływu migrantów będzie zawsze spóźnione i będzie skutkować przeciążeniem systemu.

Jan Wójcik