Biden na Bliskim Wschodzie. Izrael i szczyt w Dżeddzie

Przez długi czas prezydent USA Joe Biden od momentu swojego wyboru nie odwiedzał Bliskiego Wschodu, zostawiając wiele pola do spekulacji co do polityki nowej administracji wobec państw regionu. Zwłaszcza dużo mówiono o kwestii podejścia do naruszania przez bliskowschodnie reżimy praw człowieka, które miały odgrywać większą rolę za administracji Bidena.

Oczywiście z punktu widzenia stosunków międzynarodowych dwa ważniejsze tematy, co do których oczekiwano czy nastąpi kontynuacja polityki poprzedniej administracji, to konfrontacyjna polityka wobec Iranu i rozszerzanie „Porozumień Abrahamowych” między Izraelem a państwami arabskimi.

Do tego, w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę, decyzja państwa arabskich i Izraela, by nie zajmować miejsca po żadnej ze stron konfliktu, wzrost cen surowców energetycznych i ryzyko kryzysu żywnościowego, nadały kontekst całej wizycie. Jednym z jej celów miało być zwiększenie wydobycia ropy naftowej przez kraje OPEC, co miałoby wyhamować kryzys gospodarczy, a jednocześnie poprzez niższe ceny „zagłodzić” Rosję.

Tak więc prawa człowieka, w tym sprawa zamordowanego w saudyjskim konsulacie w Stambule dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego, zeszły na dalszy plan. Biden wspomniał co prawda o tym w rozmowie z księciem następcą tronu Mohammedem bin Salmanem (chociaż ministrowie saudyjscy to dementują), ale skontrowane to zostało szybko zarzutem zabicia przez izraelskie siły dziennikarki palestyńskiej Shireen Abu Akleh.

Wizyta w Izraelu potwierdziła właściwie relacje łączące obydwa kraje, jednak we wspomnianym wcześniej powrocie do porozumienia z Iranem w sprawie powstrzymania produkcji broni atomowej, JCPOA, nie osiągnięto porozumienia. Izrael naciska na Waszyngton, by ustalono termin ostateczny prowadzenia negocjacji z Iranem, żeby uniemożliwić Teheranowi grę na czas, wykorzystywaną do wzbogacania uranu; z kolei Biden liczył na złagodzenie ostrego kursu Izraela.

Niewiele nowego wniosło też spotkanie Bidena z przywódcą Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. Palestyńskie władze w najbliższym czasie, w ocenie amerykańskiego prezydenta, nie mogą spodziewać się unormowania sytuacji prawnej w postaci dwóch państw. Palestyna będzie otrzymywać pomoc finansową ze strony Stanów Zjednoczonych, ale na tym kończą się obecnie propozycje złożone przez Bidena. Dni, kiedy izraelsko-palestyński konflikt był gorącym tematem dla amerykańskiej administracji, a każdy prezydent chciał się zapisać jako ten, który zaprowadził pokój na Bliskim Wschodzie, można uznać za minione.

Po spotkaniu Bidena z dziewiątką przywódców państw w Dżeddzie, to jest z Arabią Saudyjską, ZEA, Katarem, Kuwejtem, Bahrajnem, Omanem, Irakiem, Egiptem i Jordanią, także jest trudno mówić o sukcesie, w sprawie stworzenia tzw. „Arabskiego NATO”. Tutaj zaoponowało Abu Dhabi, które nie godzi się na sojusz wymierzony w Iran, co jest kontynuacją ostatniej polityki tego kraju, zmierzającej do stworzenia jak największej wymiany handlowej w rejonie Zatoki Perskiej, włączając w to Iran.

Sukcesu nie widać także co do porozumienia w sprawie wydobycia większej ilości ropy naftowej. Rijad zapowiedział, że jest w stanie podnosić wydobycie, ale z obecnych 10,5 miliona baryłek dziennie do 13 mln w roku 2027. Arabia Saudyjska zastrzegła zarazem, że decyzje te zapadać będą w tradycyjnym dla nich otoczeniu, czyli na spotkaniach krajów OPEC z Rosją. Tymczasem część dobrze poinformowanych ekspertów twierdzi, że Saudowie już mają rezerwową możliwość podniesienia wydobycia do tego poziomu. Obserwowany obecnie spadek cen ropy naftowej jest skutkiem zapowiedzianej na sierpień decyzji o zwiększeniu podaży przez OPEC+.

Pewne postępy uczyniono w kwestii normalizacji stosunków między Izraelem a Arabią Saudyjską, która otworzyła swoją przestrzeń powietrzną dla cywilnych samolotów z Izraela i połączenia lotnicze z tym krajem. Nie można też twierdzić, że prawie nic się nie udało. Podpisano szereg umów w zakresie cyberbezpieczeństwa, współpracy w dziedzinie inwestycji, telekomunikacji, potwierdzono pokój w Jemenie, zwiększono współpracę w zakresie zintegrowanej ochrony powietrznej KAS. Natomiast Mohammed bin Salman pokazał większą niezależność wobec polityki Stanów Zjednoczonych.

Jednakże ta wizyta miała miejsce po dłuższej przerwie w relacjach amerykańsko – saudyjskich. Wobec reorientacji Stanów Zjednoczonych na region Indopacyfiku była też potwierdzeniem i to wprost, że USA nie mają zamiaru zostawiać Bliskiego Wschodu Chinom i Rosji. Białym miejscem na mapie wizyt Bidena pozostała w tym regionie Turcja, której lider spotyka się we wtorek z przywódcami Rosji i Iranu, w ramach rozmów nad zacieśnieniem współpracy. Czy to nie spowoduje, że pomimo podkreślanej przez część ekspertów (m.in. dr Witold Sokała) coraz większej niezależności państw Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC) i Izraela, układ sił będzie popychał je tak czy inaczej w stronę bliższych relacji ze Stanami Zjednoczonymi?

Jan Wójcik