Izraelsko-libańskie rozmowy na temat granicy morskiej i złóż gazu ziemnego

Na początku października amerykański mediator Amos Hochstein przedstawił rządom Libanu i Izraela propozycję dotyczącą wytyczenia granicy morskiej pomiędzy oboma państwami. Jest to przełomowe wydarzenie. Jerozolima oraz Bejrut nie utrzymują ze sobą oficjalnie relacji dyplomatycznych, dlatego w sprawę zaangażowana jest administracja amerykańska, która swoją propozycją wznowiła przerwane w 2020 roku negocjacje na temat morskiej granicy.

Liban i Izrael pozostają ze sobą w stanie wojny od 1948 roku. Do tej pory nie mają oficjalnie wytyczonej granicy lądowej i morskiej. Umowną granicę stanowi tzw. niebieska linia, którą wytyczyła ONZ w 2000 roku, kiedy to Izrael wycofał się z Południowego Libanu po 22 latach okupacji tego obszaru. W 2012 amerykański negocjator Frederic Hof zaproponował podział spornego terytorium tak, aby 55% obszaru przypadło Libanowi, a 45% Izraelowi. Libański rząd nie zatwierdził jednak tej opcji. W 2020 roku doszło do wstrzymania wznowionych przez Stany Zjednoczone negocjacji granicznych. Jednak w ich tle pozostawały wciąż podwodne złoża gazu ziemnego. Izraelczycy zerwali rozmowy, ponieważ strona libańska zaproponowała nowy przebieg linii granicznej, przechodząc z linii nr 23 na linię nr 29. Z kolei Bejrut nie akceptował zaproponowanej przez Izrael linii nr 1. Wszystkie dotychczasowe propozycje (nr 1 i 23) dzieliły podwodne złoże Kana (ang. Qana). Propozycja linii nr 29, złożona prawdopodobnie pod naciskiem Hezbollahu, włączała do libańskiej wyłącznej strefy ekonomicznej nie tylko Kanę, ale także izraelskie złoże Karisz (ang. Karish). Stworzyło to impas i niechęć strony izraelskiej i amerykańskiej do kontynuowania negocjacji. Nie wiadomo czemu Bejrut wyłożył na stół negocjacyjny nową kartę z linią nr 29. Prawdopodobnie Libańczycy liczyli na to, iż rozmowy zostaną wznowione po kadencji Donalda Trumpa.

Źródło: https://www.al-monitor.com/originals/2022/08/us-envoy-hopeful-lebanon-israel-sea-border-talks

Izraelska linia nr 1 i libańska linia nr 23 tworzą sporny obszar o powierzchni 860 km2, na którym znajduje się duża część Kany. Nie jest to złoże ostatecznie potwierdzone, a co za tym idzie, ilość gazu znajdująca się w nim również nie jest znana. Obie strony wyraziły jednak chęć szybkiego zażegnania sporu granicznego. Nieformalne doniesienia stanowią, że obecny amerykański plan ma być najbliższy libańskiej linii nr 23, co czyniłoby Bejrut głównym beneficjantem takiego rozwiązania sporu granicznego. Sytuacja gospodarcza Libanu sprawia, że możliwość eksploatacji złóż Kana, nawet jeśli nie są do końca znane, da okazję do rozpoczęcia odbudowy ekonomicznej państwa. Z izraelskiej perspektywy zakończenie sporu granicznego może być strategicznym sukcesem. Premier Izraela Jair Lapid stwierdził, że złoże Kana wzmocni gospodarczo Liban oraz zmniejszy zależność tego państwa od Iranu. Izraelczycy mają także nadzieję, że rozwiązanie sporu granicznego i rozwój ekonomiczny Libanu osłabią popularność antyizraelskich haseł Hezbollahu.

Nieznany jest jednak kierunek, w którym potoczą się rozmowy. 3 października Lapid stwierdził, że „Izrael zabezpiecza 100% swoich potrzeb związanych z bezpieczeństwem, 100% Karisz, a nawet otrzymuje część zysków z libańskich rezerw”. Między wierszami można wyczytać, że strona izraelska odstępuje fizyczną eksploatację złóż Kany na rzecz Bejrutu. Zabezpieczenie złoża Karisz jest również istotne. W świetle gazowego kryzysu w Europie Izrael aspiruje do pokrycia 10% dotychczasowych dostaw realizowanych przez Rosję. Nieznana jest jednak kwestia ewentualnego podziału zysków, czy nawet stopnia w jakim Izrael pozbędzie się praw do eksploatacji swojej części złoża. Libańczycy zapowiedzieli, że żadnej kooperacji z Izraelem w sprawie gazu nie będzie.

Wydaje się jednak, że obu stronom zależeć będzie na rozwiązaniu sporu. Poza ekonomią w tle jest także polityka. 31 października kończy się kadencja libańskiego prezydenta Michela Aouniego. Z kolei w listopadzie w Izraelu odbędą się wybory do Knesetu. Lider opozycyjnego Likudu Benjamin Netanjahu już uznał negocjacje za kapitulację strony izraelskiej, a koalicyjny partner Lapida, były premier, Naftali Bennett, stwierdził, że Izrael nie powinien dawać Libanowi wszystkiego, co chce Bejrut. Niewątpliwie każdy z polityków będzie chciał skapitalizować zakończenie negocjacji i uznać je za swój historyczny sukces.

Paweł Pokrzywiński