Ku nowej Europie. Wojna w Ukrainie a zmiana układu sił w świecie Zachodu

Ostatnia wizyta prezydenta Dudy w Kijowie miała miejsce w czasie, kiedy na Zachodzie coraz częściej i wyraźniej słychać głosy ze strony polityków i ekspertów nawołujących do jak najszybszego zakończenia konfliktu w Ukrainie, nawet kosztem ustępstw na rzecz Rosji. Warszawa jednak jest zdeterminowana, by bezprecedensowe i historyczne zbliżenie z Kijowem przekuć na bliższe partnerstwo polityczno-gospodarcze (a kto wie czy w przyszłości również nie wojskowe) z Kijowem.

Wraz z kolejnymi tygodniami wojny rosyjsko-ukraińskiej wewnątrz NATO i UE umacnia się podział na państwa, chcące dopomóc Ukrainie w zwycięstwie nad Rosją, i kraje, które obawiają się, że wraz z ewentualnym odparciem rosyjskiej agresji Ukraina wraz z większością wspierających ją państw Europy Środkowo-Wschodniej, przy wsparciu mocarstw anglosaskich, może zachwiać dotychczasowym układem sił na naszym kontynencie, który utrwalał dominującą pozycję państw zachodniej Europy.

Stara Europa gra na appeasement wobec Rosji

Chociaż Niemcy wydają się coraz bardziej skłonne dostarczać Ukrainie więcej uzbrojenia w tym ciężkiego sprzętu wojskowego, to niemal każda kolejna obietnica w tej kwestii ze strony Berlina napotyka na biurokratyczne lub logistyczne przeszkody, których rozwiązanie zajmuje tygodnie lub miesiące. Ostatnim przykładem jest choćby historia z dostawą systemu przeciwlotniczego Gepard, do którego zabrakło Niemcom amunicji.

Kanclerz Scholz po ostatniej rozmowie z prezydentem Rosji Putinem zakomunikował, że strony konfliktu powinny dążyć do jak najszybszego zawieszenia broni i to właśnie ta kwestia jest akcentowana przez szefa niemieckiego rządu, jak również obawy przed eskalacją konfliktu, który może wciągnąć do niego państwa NATO.

Francja, a dokładnie prezydent Macron, w ostatniej rozmowie z prezydentem Zełeńskim zasugerowała, żeby Kijów pozwolił Putinowi „zachować twarz” w trwającym konflikcie i odstąpił Rosji część zajętych przez nią terytoriów. Natomiast francuski minister ds. europejskich Clément Beaune na pytanie o perspektywy członkostwa Ukrainy w UE stwierdził, że proces ten może zająć nawet 15-20 lat i raczej nie ma szans, by został przyśpieszony. Niedawno sam Macron podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim wypowiadał się w podobnym tonie na temat perspektywy dołączenia Ukrainy w UE, kreśląc jednocześnie niesprecyzowaną i mglistą wizję „europejskiej wspólnoty politycznej”, do której mogłyby wejść kraje niespełniające kryteriów stawianych przez Brukselę, ale aspirujące do członkostwa we Wspólnocie. Na łamach „Wall Street Journal” Ralph Gert Schöllhammer, politolog z Prywatnego Uniwersytetu Webstera w Wiedniu, określił propozycję prezydenta Francji, jako „czyściec dla państw, które chciałyby uzyskać pełne członkostwo w UE, ale prawdopodobnie nigdy go nie uzyskają”.

Swoje propozycje rozwiązania konfliktu na Ukrainie przedstawiła ostatnio także włoska dyplomacja. Minister spraw zagranicznych Luigi Di Maio przedstawił przed kilkoma dniami sekretarzowi generalnemu ONZ Antonio Guterresowi czteropunktowy plan pokojowy, mający na celu zakończenia wojny.

Plan zakłada najpierw osiągnięcie przez stronę ukraińską i rosyjską lokalnych zawieszeń broni, aby umożliwić ewakuację ludności cywilnej oraz w celu stworzenia warunków do ogólnego zawieszenia broni wzdłuż całej linii walk, które docelowo doprowadzić by miało do „długotrwałego pokoju” – powiedział w zeszły piątek Di Maio.

Drugi punkt zakłada zgodę Ukrainy na status państwa neutralnego i objęcie jej gwarancjami bezpieczeństwa ze strony nieokreślonej jeszcze grupy państw. Szczegóły tej części planu miałyby zostać przedyskutowane na konferencji pokojowej.

Trzeci punkt zakłada dwustronne porozumienie między Rosją a Ukrainą, które ma wyjaśnić przyszłość Krymu i Donbasu. Umowa miałaby dotyczyć praw kulturowych i językowych, oraz gwarantować swobodny przepływ ludzi, towarów i kapitału. Według włoskiego dziennika „La Repubblica” plan zakłada, że Krym i Donbas miałyby prawie całkowitą autonomię, także w kwestiach obronności, ale byłyby częścią Ukrainy.

Czwarty punkt dotyczy wielostronnego układu pokojowego między Unią Europejską a Rosją, które obejmowałby stopniowe wycofywanie wojsk rosyjskich z Ukrainy i likwidację zachodnich sankcji wobec Moskwy.

W kontekście powyższych propozycji warto przywołać ostatnią wypowiedź premiera Włoch Mario Draghiego, który podkreślił, że należy zacząć poważnie myśleć o układzie pokojowym w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Natomiast były premier Giuseppe Conte powiedział w rozmowie z Politico, że UE potrzebuje obecnie „przemyślanej strategii” i po dostawach broni powinna skoncentrować się na negocjacjach i naciskaniu na rozwiązanie polityczne. Jak podkreślił, nie wolno zapominać o fakcie, że „Rosja istnieje w Europie i tak już pozostanie”.

Widać zatem wyraźnie, że wśród krajów dotychczasowego rdzenia UE narasta przekonanie, że kluczowym zadaniem Zachodu powinno być obecnie dążenie do jak najszybszego rozwiązania pokojowego konfliktu, które, jeśli miałoby nawet zostać osiągnięte poprzez zaakceptowanie przez Kijów utraty części terytoriów na rzecz Rosji, to jest to cena, którą w przekonaniu sporej części zachodnich elit Kijów powinien zapłacić w imię pokoju w Europie.

Co istotne, w rozważaniach włoskich, niemieckich, czy francuskich polityków artykułujących takie postulaty praktycznie nie pojawia się refleksja na temat postawy Rosji wobec jakichkolwiek rozwiązań dyplomatycznych konfliktu na Ukrainie, których Moskwa w przeszłości nigdy nie traktowała poważnie, używając przedłużających się i jałowych negocjacji wyłącznie do osiągnięcia swoich maksymalistycznych celów politycznych.

Skąd zatem nasilające się na zachodzie Europy głosy wzywające do kompromisu z Rosją? Wspomniany wyżej Schöllhammer w swojej analizie wskazuje, że Paryż i Berlin obawiają się, że ewentualnie zwycięska Ukraina, ściślej związana z państwami wschodniej części UE, może doprowadzić do powstania bardziej zrównoważonego układu sił we Wspólnocie. Jak pisze: „Pomimo ponadnarodowych ambicji Unii Europejskiej i jej najbardziej zagorzałych zwolenników, w politycznych kalkulacjach państw członkowskich wciąż dominują interesy narodowe. Unia Europejska jest zbudowana wokół Niemiec i Francji, a oba te państwa zazdrośnie strzegą swojej pozycji jako ostatecznych arbitrów w Europie. Elity w obu krajach są świadome, że UE z Ukrainą mogłaby doprowadzić do powstania konkurencyjnej osi Warszawa-Kijów, czego nie chcą ani Francja, ani Niemcy”.

Schöllhammer jest zdania, że rządy państw wschodniej flanki UE wzmocniły swoją pozycję polityczną w ramach Wspólnoty, dzięki aktywnej polityce wsparcia Kijowa w konfrontacji z Rosją i dały jasno do zrozumienia partnerom ze „Starej Europy”, że polityczne status quo w ramach Wspólnoty jest nie do utrzymania, a wojna na Ukrainie dodała im pewności siebie, żeby je zmienić.

Debata na temat Ukrainy w USA

Choć zarówno Wielka Brytania jak i przede wszystkim USA od początku konfliktu są w największym stopniu zaangażowane we wsparcie wojskowe i polityczne dla Kijowa, to także krajach anglosaskich trwa debata w kręgach intelektualnych i politycznych na temat najlepszej strategii tych państw wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej. Dyskusja ta jest szczególnie widoczna w Stanach Zjednoczonych, gdzie w ostatnim czasie w „New Jork Times” ukazał się głośny artykuł autorstwa kolegium redaktorów dziennika, który wywołał niemałe poruszenie w Kijowie oraz wśród części sojuszników w Europie.

Autorzy tekstu piszą, że: „Cierpienie Ukrainy poruszyło Amerykanów, ale poparcie społeczne dla wojny toczącej się daleko od wybrzeży USA nie będzie trwało w nieskończoność. Inflacja jest dla amerykańskich wyborców znacznie większym problemem niż Ukraina, a zakłócenia na światowych rynkach żywności i energii będą się prawdopodobnie nasilać”.

Redaktorzy dziennika uderzają w podobne tony, co przywołani wcześniej politycy państw zachodniej części UE, stwierdzając, że osiągnięcie przez Kijów celów wojny, zakładających wyparcie sił rosyjskich z terytoriów zajętych przez Moskwę od 2014 roku, jest nierealistyczne, bo Rosja pomimo porażek na froncie pozostaje mocarstwem i to dysponującym bronią nuklearną, którą może się posłużyć w akcie desperacji.

Jak piszą w swoim tekście: „(…) to Ukraińcy muszą podjąć trudne decyzje: To oni walczą, giną i tracą domy w wyniku rosyjskiej agresji i to oni muszą zdecydować, jak może wyglądać zakończenie wojny. Jeśli konflikt doprowadzi do prawdziwych negocjacji, to właśnie ukraińscy przywódcy będą musieli podjąć bolesne decyzje terytorialne, których będzie wymagał każdy kompromis (…) Konfrontacja z tą rzeczywistością może być bolesna, ale nie jest ustępstwem. To właśnie jest obowiązkiem rządów, a nie pogoń za iluzorycznym 'zwycięstwem’”.

Głos środowisk intelektualnych w USA, opowiadających się za powściągliwością Waszyngtonu wobec pomocy Ukrainie i jak najszybszego zakończenia wojny w obawie przed eskalacją do poziomu nuklearnego, coraz mocniej wybrzmiewa na kolejnych forach debaty międzynarodowej. Ostatnim przykładem jest wypowiedź Henry’ego Kissingera, który na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos stwierdził, że Ukraina musi rozpocząć negocjacje z Rosją: „zanim wywoła wstrząsy i napięcia, których nie będzie łatwo przezwyciężyć” i jak dodał byłoby „fatalnie”, gdyby Zachód dał się porwać „nastrojowi chwili” i zapomniał o pozycji Rosji w Europie.

Do wspomnianego tekstu z „New York Timesa”, jak innych wyżej wymienionych głosów z zachodniej opinii publicznej, wzywających do ustępstw na rzecz Rosji, odniósł się w niedawnym wywiadzie dla ukraińskiego magazynu „Kyiv Independent” Andrij Zahorodniuk, były minister obrony Ukrainy. „Niestety, wielu zagranicznych obserwatorów, dziennikarzy i polityków cały czas powtarza, że konieczne jest zawieszenie broni. Zawieszenie broni wcale nie zakończy wojny. Da jedynie Putinowi szansę na odetchnięcie i ponowne rozpoczęcie kampanii wojskowej z nowym impetem. Poza tym Putin uruchomi całą swoją machinę dezinformacyjną, aby oskarżyć nas o złamanie zawieszenia broni” – stwierdził Zahorodniuk.

Odniósł się także do dostaw sprzętu wojskowego ze strony państw anglosaskich, głównie z USA i Wielkiej Brytanii, wskazując na istotny w jego opinii mankament całego procesu. W tym celu posłużył się obrazową metaforą: „Wyobraź sobie, że masz wiadro wody. Możesz wylać całe wiadro na ogień i od razu go ugasić. Ale możesz też wziąć szklankę i próbować zdusić ogień licznymi, ale małymi ilościami wody. Ta sama ilość wody, a różne rezultaty. Musimy unikać sytuacji, w której otrzymujemy pomoc małymi porcjami. Jest to dla nas teraz decydujące wyzwanie – przeznaczono na ten cel wiele pieniędzy, a ponad 40 krajów przyłączyło się do projektu. Teraz ważne jest, abyśmy jako koalicja nie bali się zwycięstwa”.

Ostatnie zdanie wypowiedziane przez byłego ministra obrony wydaje się kluczowe. Strach przed zwycięstwem, a raczej jego konsekwencjami dla utrwalonych na przestrzeni dekad przewag strukturalnych państw zachodniej części UE, powoduje omówione wyżej napięcia wewnątrz świata Zachodu. W interesie Polski, jak i państw Europy Środkowo-Wschodniej, przy wsparciu Waszyngtonu i Londynu, jest wykorzystać obecną dobrą koniunkturę polityczną do zmiany dotychczasowego układu sił w świecie Zachodu, tak, żeby w efekcie w ramach UE i NATO powstał nowy, bardziej zrównoważony system polityczno-gospodarczo-wojskowy.

Żeby tego dokonać, Warszawa powinna nie tylko dążyć do utrwalenia i wykorzystania znakomitej koniunktury w relacjach z Ukrainą, by wzmocnić partnerstwo z Kijowem, ale także dążyć do zbudowania możliwie szerokiej koalicji państw regionu. Ten nowy nieformalny obóz państw Europy Środkowo-Wschodniej i północnej części UE, uwzględniający Szwecję, Finlandię, czy Danię, mógłby wypracować wspólny polityczny mianownik, będący podstawą do nakreślenia regionalnej wizji przyszłości integracji europejskiej oraz wspólnoty transatlantyckiej.

W kwestii debaty toczącej się w USA wokół konfliktu na Ukrainie, państwa regionu, w tym Polska, powinny bacznie obserwować jej przebieg i zabiegać o dalsze zwiększanie pomocy wojskowej dla Kijowa. Jednocześnie Polska powinna komunikować amerykańskim partnerom, że dąży do jak najszybszego procesu modernizacji sił zbrojnych i zwiększenia realnych zdolności wojskowych (i w tym aspekcie przede wszystkim oczekuje wsparcia ze strony Ameryki), by w jak największym stopniu odciążyć Waszyngton na teatrze europejskim, pamiętając wszakże, że największe wyzwania strategiczne czekają USA w regionie Indo-Pacyfiku.

Marek Stefan