Polska, wschodnia flanka i miraże „europejskiej suwerenności”

Dr Eoin Drea, ekspert w Wilfried Martens Centre for European Studies, think-tanku Europejskiej Partii Ludowej, bądącej wiodącą siłą polityczną w Parlamencie Europejskim, na łamach europejskiego wydania magazynu Politico napisał, że w obliczu wojny w Ukrainie: „retoryka o unijnej autonomii strategicznej to paryska fantazja, której Bruksela dała tlen”.

Już sam sytuł, krótkiego eseju tego europejskiego analityka mówi wiele: „Anglosfera ratuje Ukrainę, podczas gdy UE ratuje samą siebie”. Drea podkreśla, że pomoc ze strony przede wszystkim USA i Wielkiej Brytanii de facto umożliwiła Ukrainie utrzymanie się konflikcie z Rosją. Nie ma on złudzeń, że gdyby Kijów musiał polegać na pomocy tylko ze strony kontynentalnych państw europejskich, wojna już dawno skończyłaby się zwycięstwem Rosji. 

Wskazuje, że obecna faza konfliktu rosyjsko-ukraińskiego tylko potwierdziła fakt, że europejskie państwa NATO, szczególnie z zachodu kontynentu, mimo prosperujących gospodarek, są militarnymi słabeuszami, co dobitnie pokazują kolejne doniesienia o brakach w magazynach Bundeswehry, czy przebieg ewakuacji z Afganistanu, która uzależniona była od amerykańskich zdolności logistycznych i osłony całej operacji. 

Mimo przyjęcia przez państwa UE „Strategicznego Kompasu” – dokumentu określającego kierunki i cele działania Wspólnoty w obszarze bezpieczeństwa, wspólnej obrony i polityki zagranicznej, którego postanowienia obejmują m.in. powołanie liczących 5 tys. żołnierzy unijnych sił szybkiego reagowania – państwa europejskie są na początku drogi do odbudowania realnego potencjału wojskowego, zdolnego nie tylko do działań zarządzania kryzysowego, ale także do uczestniczenia w konwencjonalnym konflikcie zbrojnym. Drea punktuje: „W najbliższym czasie UE nie będzie w stanie sama się obronić. Nie jest w stanie dokonywać projekcji siły w swoim bezpośrednim sąsiedztwie, ani być znaczącym partnerem militarnym dla USA czy Wielkiej Brytanii”.

Wszystko to sprawia, że rola państw anglosaskich w europejskiej architekturze bezpieczeństwa w najbliższych latach będzie niebędna dla utrzymania obecnych struktur transatlantyckich. 

Jak wskazuje Drea: „Brexit sprawił, że UE została pozbawiona członka, który posiada wiodące na świecie zdolności wojskowe i wywiadowcze. Trwający konflikt (na Ukrainie – przyp. MS.) gwarantuje jednak, że brytyjskie siły zbrojne – i sprzęt – będą musiały pozostać ważnym elementem unijnej strategii bezpieczeństwa zbiorowego, niezależnie od panującego klimatu politycznego”. 

Drea nie ma wątpliwości, że ciążar strategiczny sojuszu wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę przesunął się już zupełnie na wschodną flankę (czy może front) NATO, co wpływa wprost na wzrost znaczenia Polski jako sworznia geopolitycznego dla anglosaskiej projekcji siły w regionie. 

Jak dodaje: „Wojna ta pokazała, że NATO – wspierane przez USA i Wielką Brytanię, a jego fundamentem są członkowie z Europy Wschodniej – jest przyszłością europejskiego bezpieczeństwa. Łuk skandynawsko-bałtycki, być może obejmujący Finlandię i Szwecję, rozciągający się od Bałtyku po Adriatyk – te połączone siły będą w przeważającej mierze zaopatrywane w sprzęt amerykański, brytyjskie informacje wywiadowcze i wsparcie logistyczne NATO”.

To na co słusznie zwraca uwagę autor omawianego tekstu, to forma pomocy i zaangażowania ze strony państw anglosaskich na kontynencie. Należy się bowiem spodziewać, że w nadchodzących latach to właśnie dostawy uzbrojenia i dzielenie się informacjami wywiadowczymi, a także domyślny „parasol” nuklerany, będą głównymi formami wsparcia sojuszników w Europie ze strony Londynu i Waszyngtonu. Mimo zaangażowania Stanów Zjednoczonych we wsparcie dla Ukrainy, to wciąż Chiny i Indo-Pacyfik stanowią główny teatr zainteresowania strategicznego Waszyngtonu, na co wskazuję m.in. opublikowany kilka tygodni temu szkic nowej Strategii Bezpieczeństwa i Obrony USA. 

Jakie wnioski powinna wyciąnąć z tego Warszawa? Przede wszystkim, jak wskazywał w marcu tego roku amerykański analityk polskiego pochodzenia prof. Jakub Grygiel, w obliczu konfliktu w Ukrainie i zaangażowania USA we wsparcie Kijowa, przed Polską otworzyło się „okienko możliwości”, które może być otwarte na pewno przez kilka nastepnych miesięcy (może pół roku), kiedy to Warszawa może uzyskać od Waszyngtonu znacznie większe wsparcie wojskowe, w tym sprzętowe, niż to miało miejsce do tej pory, co wynika m.in. ze wspomnianej roli Rzeczpospolitej na wschodniej flance Sojuszu. Ważne, żeby Warszawa dobrze wykorzystała tę szansę, która nie będzie trwała wiecznie. 

Marek Stefan