10 wniosków i 2 pytania w kwestii przyszłości ładu międzynarodowego w obliczu wojny na Ukrainie
Po upływie siedmiu miesięcy od rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Ukrainę można pokusić się o sformułowanie kilku kluczowych wniosków dotyczących zmian zachodzących w systemie międzynarodowym, które wywołała, lub przyśpieszyła, wojna za naszą wschodnią granicą.
Po pierwsze, wojna ta oznacza koniec ery postzimnowojennej i wejście w fazę wzmożonej rywalizacji mocarstw zarówno w Europie, jak i na Pacyfiku. Największy od czasów II wojny światowej konwencjonalny konflikt zbrojny w Europie stanowi poważne wyzwanie dla całego świata Zachodu, w tym dla USA, które jednocześnie podkreślają, że mimo ich zaangażowanie we wsparcie Kijowa to polityka rywalizacji z Chinami na Indo-Pacyfiku pozostaje dla Waszyngtonu priorytetem. Natomiast znaczenie i cele Pekinu na arenie międzynarodowej są po 24 lutego coraz częściej postrzegane przez państwa Zachodu przez pryzmat współpracy ChRL z Federacją Rosyjską, czego przykładem może być m.in. niedawna decyzja Estonii i Łotwy o opuszczeniu środkowoeuropejskiego formatu współpracy z Chinami.
Po drugie, mocarstwa rewizjonistyczne chcące dokonać zmian w globalnym układzie sił pogłębiają wzajemną współpracę. Mowa tu przede wszystkim o kooperacji między Federacją Rosyjską i ChRL, która charakteryzuje się rosnącą na korzyść Pekinu nierównowagą, czyniącą z Rosji niemal chińskiego wasala. Równolegle dochodzi do większego zbliżenia w trójkącie Moskwa-Teheran-Pekin. Mimo istniejących różnic i sprzeczności interesów w wielu obszarach, te trzy państwa łączy chęć przyspieszenia zmian w systemie międzynarodowym w kierunku układu wielobiegunowego. O szczegółach tej współpracy pisałem niedawno w komentarzu dla „Układu Sił”. Innym przykładem współpracy mocarstw rewizjonistycznych jest rosnący handel bronią na linii Rosja – Korea Północna. Z informacji potwierdzonych przez Pentagon wynika, że Moskwa kupiła już setki pocisków artyleryjskich od Pjongjangu, będącego w praktyce wasalem Pekinu.
Należy jednak zauważyć, że wojna obecna faza wojny na Ukrainie mocniej uwypukliła różnice w strategii osiągnięcia wyżej wymienionego celu wśród państw rewizjonistycznych. O ile bowiem Rosja, decydując się na otwartą inwazję na sąsiedni kraj, jawi się jako państwo chcące dokonać pożądanych zmian gwałtownie, wręcz rewolucyjnie i w tym celu sięga po siłę militarną, o tyle Chiny, przynajmniej dotychczas, zainteresowane są ewolucyjną zminą porządku międzynarodowego. Pekin przekonany jest bowiem, że czas gra na jego korzyść, a strukturalne problemy USA i Zachodu, które uwypuklił kryzys gospodarczy w pierwszej dekadzie tego stulecia, sprawiają, że ostatecznie przewaga będzie rosnąć na korzyść Chin.
Nie można jednak wykluczyć, że Pekin postawi, podobnie jak Rosja, na próbę dokonania rewolucyjnych zmian w porządku międzynarodowym przy użyciu siły militarnej, decydując się na ostateczne rozwiązanie kwestii Tajwanu.
Po trzecie, powyższa konstatacja prowadzi nas do wniosku, że konfrontacja zbrojna między USA i ChRL wokół Tajwanu jest obecnie bardziej prawdopodobna niż kiedykolwiek od czasu ostatniego III kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej. Taki scenariusz przybliżają m.in. coraz gorsze prognozy wzrostu gospodarczego Chin, których władze kurczowo trzymają się realizacji polityki „zero COVID” hamującej wzrost gospodarczy, co w efekcie może przynieść rosnące napięcia społeczne. Komunistyczna władza, chcąc je rozładować, może wzmocnić propagandową kampanię wymierzoną przeciwko Tajwanowi. Innymi czynnikami, które mogą sprzyjać omawianemu scenariuszowi, są:
- Trwająca modernizacja amerykańskich sił zbrojnych, która ma zostać zakończona do 2030 roku. W tej chwili Stany Zjednoczone są dopiero w trakcie przygotowywania swoich sił, w tym przede wszystkim marynarki wojennej, sił powietrznych i Korpusu Piechoty Morskiej, do możliwej konfrontacji z Chinami na Pacyfiku.
- Trwająca wojna na Ukrainie, która przeciągając się będzie skutecznie drenować zasoby wojskowe i budżetowe Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, które mogłby w innych okolicznościach zostać skierowane w formie pomocy dla Tajwanu.
- Wciąż relatywnie słabe zdolności obronne Tajwanu, które jednak z roku na rok ulegają poprawie dzięki wsparciu ze strony USA.
- Kończąca się dywidenda demograficzna ChRL, która jeszcze przez parę lat będzie stanowić atut po stronie Pekinu w ewentualnej otwartej wojnie z USA.
- Ambicje obecnego przywódcy Chin, dla którego „zjednoczenie wszystkich ziem chińskich” jest priorytetowym celem osobistego programu politycznego.
Po czwarte, podobnie jak w okresie pierwszej zimnej wojny, tak i podczas obecnej jej nowej odsłony, obok rywalizujących ze sobą systemów sojuszy, skupionych z jednej strony wokół Waszyngtonu, a z drugiej wokół Pekinu i Rosji, na naszych oczach kształtuje się trzecia grupa krajów, które nie chcą angażować się w konfrontację mocarstw. Ta nowa odsłona ruchu państw niezaangażowanych tym razem będzie jednak dużo silniejsza niż jej odpowiednik z XX wieku. Do grupy tej można zaliczyć takie państwa, jak Indie, Turcja, Arabia Saudyjska, Indonezja, RPA czy Brazylia i szereg krajów należących do tzw. „globalnego południa”, które swoją postawę niechęci wpisywania się do skonfliktowanych obozów umownego Zachodu i Wschodu manifestowały m.in. poprzez głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nad potępieniem agresji Rosji na Ukrainę, a także poprzez utrzymywanie, a nawet rozbudowywanie powiązań gospodarczych z Federacją Rosyjską, jak ma to miejsce w przypadku Indii.
Rosnące w siłę kraje „niezaangażowane” są już obiektami zabiegów ze strony skonfliktowanych grup mocarstw, które będą starały się przeciągnąć je na swoją stronę. Będzie to szczególnie widoczne w rywalizacji USA z ChRL w obszarze Indo-Pacyfiku, a także w Afryce.
Wśród tych państw będzie rosnąć pokusa wzmacniania swojej pozycji na arenie międzynarodowej poprzez politykę balansowania między skonfliktowanymi obozami. Jednak nie każdy z tych krajów będzie mógł sobie pozwolić na tak ryzykowną strategię. Decydujące będzie tu znaczenie i położenie geopolityczne danego kraju dla rywalizujących mocarstw. Taką politykę starają się obecnie uprawiać np. Turcja Erdogana czy Arabia Saudyjska.
Po piąte Zachód, nakładając solidarne sankcje gospodarcze na Rosję pokazał swoją siłę geoekonomiczną, ale równocześnie w kontekście wsparcia wojskowego dla Ukrainy ujawniła się w pełni poważna wewnętrzna nierównowaga w zakresie zdolności militarnych i przemysłowych między państwami wspólnoty transatlantyckiej.
Unia Europejska weszła w nową erę rywalizacji mocarstw, bez rozbudowanego arsenału narzędzi do efektywnej rywalizacji na polu ekonomicznym z agresywnymi potęgami rewizjonistycznymi. Teraz w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale także w wyniku stosowania przez Chiny środków gospodarczych w celu zastraszania państw UE, jak miało to miejsce w przypadku Litwy, Bruksela stopniowo wypracowuje metody i narzędzia, które będą pozwalać Wspólnocie na reakcję w przypadku agresywnych działań ze strony podmiotów zewnętrznych. Sankcje nałożone na Rosję, choć nie pozbawione wad, stanowią bezprecedensowy przykład jedności państw Zachodu. Tym samym narracja o obumarciu Zachodu jako wspólnoty geopolitycznej, zbudowanej wokół wspólnych interesów i wartości, okazała się fałszywa, tym niemniej przesłanki wskazujące na jej niezwykłą kruchość wciąż są silne i nie należy ich lekceważyć.
Jedną z nich jest istotna nierównowaga w potencjałach wojskowych między państwami NATO, która przekłada się na zdolność krajów Zachodu do efektywnego wsparcia Ukrainy dostawami uzbrojenia.
Po szóste, mimo manifestacji jedności świata Zachodu w postaci sankcji nałożonych na Rosję, wewnątrz systemu transatlantyckiego w kontekście rosyjskiej inwazji na Ukrainę zarysował się niebezpieczny podział na państwa wschodu i zachodu UE. Te pierwsze, pomimo relatywnie mniejszych możliwości gospodarczych i wojskowych, zdecydowanie mocniej angażują się w pomoc materialną walczącej Ukrainie. Wysiłki państw wschodniej flanki NATO i UE w tym względzie wspierane są przez mocarstwa anglosaskie na czele z USA. Równolegle z Berlina i Paryża płyną komunikaty, wskazujące wprost na plany obu stolic zmierzające do ściślejszej konsolidacji UE pod przywództwem Niemiec i Francji. Elementem tego procesu ma być reforma procesu podejmowania decyzji wewnątrz UE (likwidacja zasady jednomyślności m.in. w obszarze unijnej polityki zagranicznej). Postulaty te nie idą jednak w parze ze skokowym zwiększeniem zaangażowania Berlina i Paryża w obronę suwerenności Ukrainy, czego można by było wymagać od rzekomych liderów integracji Wspólnoty.
W nawiązaniu do punktu 4 warto zauważyć, że i wśród państw UE nie brakuje tych, które chciałyby uprawiać politykę równowagi i niewpisywania się w podziały blokowe. Takie aspiracje w imieniu Francji wygłosił niedawno w przemówieniu do ambasadorów prezydent Macron, taką też politykę starają się uprawiać Węgry Orbana. Również w Niemczech nie brakuje sił politycznych, które przyklasnęłyby takiej strategii, charakteryzującej przecież erę Angeli Merkel.
Należy wyraźnie podkreślić, że chęci realizacji takiej wizji przez wyżej wymienione kraje UE, jak i inne podmioty we wspólnocie trasnatlantyckiej, mogą doprowadzić do jej rozsadzenia od środka.
A zatem, do istniejącego w ramach UE podziału geoekonomicznego na bogatą „północ” i biedne „południe”, po 24 lutego doszedł być może jeszcze poważniejszy podział geopolityczny – na „zachód” i „wschód” Wspólnoty.
Po siódme, rosyjska inwazja na Ukrainę i sankcje na Rosję wzmocniły trendy deglobalizacyjne w światowej gospodarce.
Już pandemia COVID-19 wstrząsnęła fundamentami zglobalizowanej gospodarki, ale dopiero sankcje Zachodu nałożone na Rosję, a także rosyjska blokada ukraińskiego eksportu produktów rolnych, uwypukliły kruchość międzynarodowych powiązań ekonomicznych.
Wydarzenia te, w połączeniu z rozpoczętą jeszcze przez Donalda Trumpa wojną celną z Chinami, a także rosnące w USA i w świecie Zachodu bariery dla migracji, która została utrudniona również w efekcie pandemii, doprowadziły do równoczesnego zakwestionowania filarów globalizacji, opierającej się na swobodnym przepływie dóbr, kapitału, usług i ludzi, na względnie tanich surowcach zapewnianych m.in. przez sankcjonowane państwa, takie jak Rosja, Wenezuela, czy Iran, oraz na taniej produkcji różnych dóbr użytkowych, którą zdominowały Chiny.
Niskoinflacyjna gospodarka, będąca efektem ubocznym systemu globalnej gospodarki opartej na wyżej wymienionych filarach, na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Z wysoką inflacją w skali globalnej prawdopodobnie nie pożegnamy się zatem szybko, bo jej przyczyny, jak wskazuje m.in. analityk finansowy Credit Suisse Zoltan Pozsar, mają charakter strukturalny i wynikają z napięć geopolitycznych między kontrolującymi sporą część bazy surowcowej i zapewniającymi tanią produkcję mocarstwami kontynentalnymi (Rosja i Chiny), a potęgami morskimi, które zdominowały rynki finansowe.
Po ósme, napięcia, szczególnie w świecie Zachodu w tym UE, generować będą również wysokie koszty transformacji energetycznej, która opierać się ma w coraz większym stopniu na rozwiązaniach niskoemisyjnych. Proces odchodzenia od modelu gospodarki opartej o energię z węglowodorów, w obliczu szantażu energetycznego Rosji wobec państw Unii prawdopodobnie przyśpieszy, co jednak może dodatkowo przyczynić się do wzrostu napięć społecznych w krajach Wspólnoty, które w najgorszym razie mogą zagrozić ich stabilności politycznej. Szerzej dylematy związane z transformacją energetyczną w UE opisał Paweł Musiałek w analizie dla Klubu Jagiellońskiego.
Po dziewiąte, wraz z końcem obecnej fazy globalizacji, charakteryzującej się względną otwartością rynków i innymi wyżej wymienionymi cechami, obecna rywalizacja mocarstw już uruchomiła nową falę interwencjonizmu państwowego w gospodarkę. Państwa skonfliktowane wchodzą coraz mocniej w paradygmat „gospodarki wojennej”, której celem jest uzyskanie możliwie największej kontroli nad strategicznymi łańcuchami dostaw w kluczowych technologiach. Stąd trend przenoszenia produkcji ze względów geopolitycznych będzie coraz silniejszy.
Po dziesiąte wreszcie, większa chęć kontroli gospodarki ze strony rządów na całym świecie, ze względów geopolitycznych, będzie generować poważne napięcia między klasą polityczną a tymi gałęziami przemysłu i gospodarki, które czerpały jak dotąd zyski dzięki funkcjonowaniu na otwartym globalnym rynku. Mowa tu przede wszystkim o elitach finansowych i przemyśle wysokich technologii (HiTech), które rządy za pomocą „kijów” i „marchewek” w postaci odpowiednich regulacji prawnych (np. restrykcyjne kontrole eksportu) , będą chciały zmusić do kierowania się w działalności kwestiami bezpieczeństwa narodowego na równi z chęcią zysku.
Obok powyższych wniosków, płynących z analizy wpływu zmian w systemie międzynarodowym w efekcie wojny w Ukrainie, ważne będą także odpowiedzi na dwa kluczowe pytania.
Czy Zachód, a przede wszystkim UE, przetrwa „wojenną zimę”, nie ugnie się pod energetycznym szantażem Rosji, wytrwa i uszczelni system sankcji nałożonych na Moskwę?
Czy Chiny zaczną bardziej otwarcie wspierać Rosję w jej wysiłku wojennym, poprzez dostawy zaawansowanych technologii oraz amunicji i uzbrojenia?
Odpowiedzi na powyższe pytania, które przyniosą prawdopodobnie nadchodzące miesiące, dadzą nam ważną wskazówkę, gdzie jesteśmy jako wspólnota Zachodu w rywalizacji z kontynentalnymi potęgami Eurazji.
Marek Stefan