Tureckie dylematy wokół NATO
Najnowsze badania na temat poglądów społeczeństwa tureckiego pokazują wysokie niezdecydowanie wobec kwestii kierunku, jaki kraj powinien obrać w geopolityce, tego, jak oceniać wojnę na Ukrainie oraz w sprawie zaufania wobec NATO, do którego Turcja należy.
Jak można dowiedzieć się z badań opinii publicznej opublikowanych przez instytut Metropoll, tureckie społeczeństwo negatywnie ocenia rolę NATO wobec Ukrainy. Zdaniem prawie połowy (48%) to NATO i USA swoją polityką doprowadziły do wybuchu wojny, nawet jeżeli znakomita większość (84%) opowiada się przeciwko okupacji Ukrainy przez Rosję. Tylko 34% obwinia za wojnę na Ukrainie Kreml. Prawie 3/4 tureckich respondentów opowiada się za tym, żeby Turcja pozostała neutralna wobec tego konfliktu. Poparcie dla Rosji na szczęście w tym konflikcie jest znikome.
Rosyjska inwazja na Ukrainę ostudziła eurazjatyckie zapatrywania w tureckim społeczeństwie. Gdy w październiku 2021 roku pytano o sympatie wobec USA i UE, to wyrażało je 37,5%; z kolei 39,4% uważało, że przyszłość kraju leży we współpracy z Rosją i Chinami. Po kilku miesiącach grono zwolenników „opcji zachodniej” co prawda wzrosło nieznacznie, do 39,3%, ale za to „opcja eurazjatycka” straciła 25% sympatyków spadając do poziomu 29,5%.
Interesujące jest też, jak te głosy rozkładają się wśród zwolenników poszczególnych partii. Opcja eurazjatycka przeważa wśród zwolenników partii tworzących koalicję – islamistycznej AKP i nacjonalistycznej MHP. Różnica na korzyść Rosji i Chin największa jest jednak w Dobrej Partii (wg sondaży może zostać trzecią siłą w parlamencie), która mieni się jako proeuropejska – prawie połowa (47,5%) jej zwolenników obrałoby kierunek na Rosję i Chiny.
Osób zdecydowanych na kurs kraju w kierunku zachodnim należałoby szukać wśród opozycji, głównie w republikańskiej CHP (55%) oraz kurdyjskiej HDP (ponad 70%). Podobnie rozkłada się obwinianie NATO i USA za wojnę na Ukrainie, z jedną różnicą, że tutaj także wyborcy opozycyjnej CHP bardziej uznają, że winnym jest NATO, a nie Rosja.
Niestety osoby, które chciałyby widzieć Turcję poza NATO, blisko z Rosją i Chinami, to są nie tylko wyborcy. Obecne są w kręgu bliskim prezydenta Erdogana. Jeden z jego bliższych sojuszników, biznesmen Ethem Sancak, w trakcie wizyty w Moskwie na początku marca nazwał Sojusz Północnoatlantycki rakiem w politycznym ciele Turcji. To stałe poglądy oligarchy, który w 2014 roku pomógł islamistom przejąć połowę konglomeratu medialnego Star Media Group, z ambicją utworzenia „proazjatyckich” mediów.
Eurazjatycka ideologia to nie jest tylko efekt koalicji islamistów z AKP i nacjonalistów z MHP; poglądy antyzachodnie zagościły też w innych wspomnianych wyżej partiach, a ideologia ta ma też swój wymiar kemalistowski oraz panturecki. Eurazjaniści są obecni także w wojskowości. W marynarce istnieje silna frakcja zwolenników „Błękitnej Ojczyzny” (Mari Vatan), koncepcji szerokiego pasa wód okalającego półwysep Azji Mniejszej, znajdującego się pod kontrolą Turcji, co w ubiegłych latach wywoływało ostre konflikty z Grecją i Cyprem, w które włączała się Francja po stronie unijnych partnerów.
Buduje to wrażenie schizofrenii, gdy społeczeństwo nagle widzi, że kierunek na Rosję i Chiny nie jest najlepszy, a jednocześnie krytykuje NATO za prowokowanie Rosji i Rosję za okupację Ukrainy, będąc ostatecznie częścią Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Rozkład opinii pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, balansowanie stosowane przez Erdogana i AKP nie jest jedynie kwestią jego pomysłu na politykę, lecz skutkiem głębszych rozbieżności w społeczeństwie i klasie politycznej. Po drugie, propaganda rosyjska działająca bez przeszkód w Turcji oraz używanie Zachodu jako chłopca do bicia w retoryce Erdogana na potrzeby wewnętrzne odnoszą swoje skutki.
Biorąc pod uwagę powyższe czynniki trudno liczyć na większe zaangażowanie Turcji w pomoc Ukrainie, jeżeli jej interesy nie będą bardziej zagrożone przez Rosję. Tak samo, jak trudny byłby do realizacji pomysł oddania Moskwie systemów rakietowych S-400 i rezygnacja ze współpracy w tej mierze z Rosją. Wobec nadchodzących wyborów można spodziewać się, że partie, zwłaszcza rządzące, będą unikać kroków, które mogą być odbierane jako prozachodnie.
Jan Wójcik