To już drugi utracony samolot amerykański. W grudniu 2024 roku inna maszyna tego typu została omyłkowo strącona przez działający w grupie tego samego lotniskowca krążownik USS “Gettysburg”. Także wówczas strata wymuszona została wrogim działaniem. Ostry zwrot potężnego okrętu, bez uprzedniego zabezpieczenia pokładu i znajdujących się na nim samolotów, musiał odbywać się w sytuacji alarmowej. Nie byłby to też pierwszy raz, gdy Huti próbowali trafić jednostkę US Navy, co jak dotąd im się nie udało. Ostatni incydent świadczy jednak o rosnącej sprawności ataków.
Mniej szczęścia ma lotnictwo. Od wznowienia intensywnych nalotów na jemeńskich Huti w marcu tego roku departament obrony potwierdził utratę siedmiu bezzałogowców MQ-9 Reaper, z czego aż sześć zestrzelonych zostało w kwietniu. Wcześniejsze doniesienia z minionych miesięcy mówiły o stracie przynajmniej 12 Reaperów od października 2023 roku. Koszt każdego z nich to około 30 mln USD. Jeśli do tej sumy doliczymy cenę używanych do rażenia celów bomb i pocisków kierowanych, jak np. AGM-154 JSOW (282 000 – 720 000 USD), GBU-53/B StormBreaker (ok. 220 000 USD), czy AGM-84H/K SLAM-ER (od 500 000 USD), łączna kwota wydatków poniesiona w ciągu miesiąca działań sięgnie miliarda dolarów (o czym donosił “The New York Times”).

Amerykańska operacja przeciwko sprzymierzonym z Iranem Huti staje się wyjątkowo kosztowna, choć jak na razie przynosi ograniczone efekty. Ruch frachtu przez Morze Czerwone pozostaje zredukowany średnio o połowę (przy czym ruch masowców aż o 85 proc.). Głównym celem Waszyngtonu było udrożnienie szlaku komunikacyjnego przez cieśninę Bab al-Mandab. Odkąd Izrael rozpoczął inwazję na Strefę Gazy, jemeńscy bojownicy nieustannie ostrzeliwują izraelskie terytorium, a także komercyjny fracht płynący w kierunku Kanału Sueskiego. Efektem ich działań jest wzrost cen frachtu oraz wydłużony czas dostaw. W amerykańskich mediach pojawiają się pytania o celowość działań, a także pierwsze głosy krytyki.
Według opublikowanego pod koniec kwietnia komunikatu amerykańskiego dowództwa CENTCOM, w ramach trwającej od 15 marca operacji “Rough Rider” wykonano ponad 800 uderzeń, w których zniszczono centra dowodzenia i kontroli, systemy obrony powietrznej, zaawansowane urządzenia do produkcji broni oraz magazyny uzbrojenia. Kilkukrotnie bombardowano instalacje w porcie Al-Hudajda, przez który Huti otrzymują zaopatrzenie z Iranu, oraz położony nieco dalej na północ terminal naftowy Ras Isa, skąd zaopatrywani byli w ropę między innymi przez należący do rosyjskiej floty cieni tankowiec “Maisan” (pod banderą Mauritiusu).
Amerykańskie dowództwo zapewnia, że intensywność ataków na cywilne statki zaczyna spadać, a pozytywne efekty działań staną się widoczne w ciągu najbliższych tygodni. Eksperci są jednak zgodni, że bez interwencji lądowej zagrożenia ze strony bojowników nie da się całkowicie wyeliminować. Taka operacja ma być przygotowywana w oparciu o przeciwne Huti siły Southern Transitional Council (STC), rządzące południem kraju. USA nie zamierzają angażować swoich żołnierzy, a jedynie wspierać południowców z pomocą lotnictwa i rozpoznania. Takie działanie nie gwarantuje jednak sukcesu. Przed kilku laty podobna koalicja, zasilona kontyngentem państw arabskich pod przywództwem Królestwa Arabii Saudyjskiej, poniosła w swojej interwencji sromotną porażkę.

Droga do rozwiązania konfliktu wydaje się wieść nie przez Jemen, a wprost do Teheranu. Jemeński konflikt stanowi element rozgrywki pomiędzy Iranem a Izraelem oraz USA. Z jednej strony mamy starcia z Hamasem w Strefie Gazy, a z drugiej presję na Iran, żeby porzucił swój program nuklearny. Po porażeniu potencjału Hezbollahu w Libanie oraz obaleniu rządów Baszara al-Asada w Syrii, regionalna pozycja Teheranu uległa znacznemu osłabieniu. Podtrzymywanie oporu przez Huti jest więc w żywotnym interesie Iranu. Dzięki temu wiąże on siły i nakłada koszty na Amerykanów, oraz wzmacnia swoją pozycję negocjacyjną.
Rozmowy o denuklearyzacji między USA a Iranem nadal się toczą, a Donald Trump robi wiele, żeby uniknąć rozwiązania siłowego, jednakże w całej układance jest jeszcze dwóch aktorów, którzy nie wychodzą na pierwszy plan. Zarówno Federacja Rosyjska jak i Chińska Republika Ludowa wspierają Iran, a w mniejszym stopniu także Huti. Wspomnieliśmy wcześniej o udziale rosyjskiej floty cieni w dostawach paliwa do portu Ras Isa, ale do tych informacji dodać należy tę o chińskiej firmie dostarczającej Huti zdjęcia satelitarne. W obu przypadkach zarówno Moskwa jak i Pekin zachowują tzw. plausible deniability, możliwość wiarygodnego wyparcia się własnego udziału.
Jeśli Waszyngton chce pozbawić Huti wsparcia i zmusić Teheran do ustępstw, powinien ostrzej reagować na rosyjsko – chińskie zaangażowanie w bliskowschodnie rozgrywki.
Jeśli Waszyngton chce pozbawić Huti wsparcia i zmusić Teheran do ustępstw, powinien ostrzej reagować na rosyjsko – chińskie zaangażowanie w bliskowschodnie rozgrywki. Tym bardziej, że czas ucieka. Koszty nalotów na Jemen rosną, a do ich kontynuacji przerzucane są zasoby z Indo-Pacyfiku, gdzie rośnie napięcie wokół Tajwanu. Izrael domaga się uderzenia na irańskie instalacje nuklearne i w razie braku amerykańskiej pomocy gotów jest do samodzielnego działania. Z kolei redukcja ruchu przez Kanał Sueski boleśnie odbija się na dochodach Egiptu, od którego dobrej woli zależy, w jaki sposób uda się rozwiązać problem Strefy Gazy.
Wygląda na to, że powoli zbliżamy się do przesilenia. Donald Trump dał Teheranowi czas do maja na porzucenie programu nuklearnego i odstąpienia od dalszego rozwoju pocisków balistycznych. Co więcej, do tej pory zarówno komunikaty Białego Domu w kwestii tzw. planu pokojowego dla Ukrainy, jak i sam udział w rozmowach specjalnego wysłannika ds. bliskowschodnich Steve’a Witkoffa, świadczyły o tym, że Amerykanie liczyli na rosyjską pomoc w wywarciu presji na Iran. To się nie udało. Przeciwnie, Rosjanie wraz z Chińczykami wyraźnie utrzymują sojusz z Iranem i Koreą Północną.
Dlatego w ostatnich dniach obserwujemy zaostrzenie amerykańskiej retoryki wobec Moskwy i domaganie się natychmiastowego zawieszenia broni w walkach na Ukrainie. Donald Trump grozi nałożeniem kolejnych sankcji, szczególnie wobec odbiorców rosyjskich surowców, oraz zwalczanie floty cieni. Działania te wpłynęłyby na to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Czas negocjacji nieuchronnie zbliża się do końca. Jeśli Waszyngton nie powie teraz “sprawdzam”, pokaże przeciwnikom swoją słabość i zachęci ich do dalszej eskalacji.