Amerykanie nie garną się w kamasze

Jak informuje portal Bloomberg, siły zbrojne Stanów Zjednoczonych stoją przed problemem pozyskania w swoje szeregi nowych rekrutów z pokoleń „Y” (tzw. „millenialsi”) oraz „Z” (urodzeni między 1996 a 2015 rokiem).

Zgodnie z obecnymi założeniami Pantagonu, USA zakładają zwiększenie liczebności żołnierzy do 1,3 miliona. By osiągnąć ten cel siły zbrojne muszą przyjąć 150 tys. nowych rekrutów. Na dwa miesiące przed końcem obecnego roku fiskalnego Pentagonowi wciąż brakuje 15% do osiągnięcia tego celu, przy czym największe braki ma największa służba – armia. To właśnie siły lądowe borykają się z największym niedoborem nowych rekrutów. Do końca czerwca armia przyjęła 22 000 żołnierzy, czyli o 60% mniej niż wyznaczony roczny cel. Obecny rok amerykańskie wojska lądowe mogą zakończyć z liczbą 445 000 żołnierzy, czyli o prawie 40 tys. Mniejszą, niż wielkość sił zatwierdzona przez Kongres.

Jakie są powody, trudności sił zbrojnych z rekrutacją do służby? Jest ich kilka. Po pierwsze, jak wskazuje Bloobmerg: „Z powodu rosnących wskaźników otyłości i używania narkotyków przez młodzież, odsetek Amerykanów w wieku od 17 do 24 lat, którzy mogą odbyć służbę w armii bez specjalnych zezwoleń, spadł do 23%. Po odjęciu osób, które dostały się na studia wyższe, liczba ta wynosi tylko 12%. Pentagon szacuje, że wśród tych, którzy się kwalifikują, zaledwie 9% przejawia chęć odbycia służby, co jest najniższym wynikiem od 2007 roku”. Po drugie, atrakcyjność finansowa służby dla przedstawicieli młodszych pokoleń Amerykanów jest niewielka w porównaniu z innymi ofertami pracy na rynku cywilnym.

Departament Obrony już teraz wdraża działania mające na celu przeciwdziałanie tym negatywnym trendom. US Army oferuje 35 000 dolarów premii dla rekrutów, którzy chcą rozpocząć szkolenie podstawowe w ciągu 45 dni i pozwala poborowym wybrać miejsce odbycia służby. Siły Lądowe rozszerzyły również opcje krótkoterminowego zaciągu, dając niektórym nowym żołnierzom opcję dwóch lat aktywnej służby zamiast standardowych czterech.

Nie brakuje także bardziej kontrowersyjnych pomysłów na poprawę liczebności sił zbrojnych. Wśród tych propozycji znajdują się chociażby obniżenie standardów sprawności fizycznej lub ułatwienie rekrutom uzyskania zwolnień z powodu wcześniejszego zażywania narkotyków lub przebytych chorób. Dyskutowany jest również pomysł stworzenia obozów dla kandydatów, którzy osiągają słabe wyniki w teście kwalifikacyjnym do sił zbrojnych, którego celem byłoby przygotowanie ich do służby i poprawa sprawności fizycznej.

Jednak, jak informuje Bloomberg, w Pentagonie w związku z tymi problemami kadrowymi rozważane jest przyśpieszenie technologicznej rewolucji, której celem byłoby nasycenie wszystkich rodzajów sił najnowszymi technologiami, w tym opartymi na sztucznej inteligencji i robotyzacji platform bojowych we wszystkich domenach.

Jak pisze Bloomberg: „Inwestycje w systemy bezzałogowe, sztuczną inteligencję i bardziej precyzyjną amunicję mogą potencjalnie zmniejszyć zapotrzebowanie na rozbudowaną liczebnie armię. Kluczowa będzie także ściślejsza współpraca z sektorem prywatnym i efektywniejsze wykorzystanie technologii komercyjnych do celów wojskowych, co pozwoliłoby Pentagonowi na przekazanie większej liczby zadań technicznych, takich jak usługi informatyczne, pracownikom cywilnym”.

Co istotne, także z polskiego punktu widzenia, autorzy artykułu rekomendują decydentom w Pentagonie, żeby Stany Zjednoczone skuteczniej naciskały na sojuszników w różnych regionach świata, aby w większym stopniu przyczyniali się do obrony zbiorowej.

Marek Stefan