Stany Zjednoczone rozlokowują siły na Bliskim Wschodzie
Na Morze Czerwone w poniedziałek wpłynęły po przekroczeniu Kanału Sueskiego dwa amerykańskie okręty z ponad 3 tysiącami żołnierzy. To kolejny etap zwiększania obecności Stanów Zjednoczonych w regionie w odpowiedzi na przechwytywanie tankowców przez Iran. Według USA Iran w ciągu ostatnich dwóch lat przechwycił lub dokonał prób przechwycenia 20 statków pływających pod banderami różnych krajów w okolicy Cieśniny Ormuz. Miesiąc temu Iran chciał przejąć dwa tankowce, otwierając ogień do jednego z nich. Okręty irańskie wycofały się, gdy flota amerykańska wysłała w region niszczyciela rakietowego z pociskami manewrującymi.
USS „Bataan” to uniwersalny desantowiec, który pełni też funkcję lekkiego lotniskowca przystosowanego zarówno do startu myśliwców jak i śmigłowców. Drugim jest USS „Carter Hall”, okręt desantowy, który jest w stanie transportować na brzeg marines wraz ze sprzętem. W poprzednim miesiącu sekretarz obrony USA Lloyd Austin zdecydował o rozmieszczeniu w regionie dodatkowych myśliwców F-35 i F-16.
W odpowiedzi na te działania Iran oskarżył USA o eskalację konfliktu i dbanie tylko o własne interesy, a nie o bezpieczeństwo handlu międzynarodowego. Jednocześnie rzecznik Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Ramazan Sharif poinformował, że Iran jest już na tym poziomie siły, że może odpowiedzieć na każde wrogie działania Stanów Zjednoczonych. Część analityków podkreśla, że obecne działania Teheranu są już odpowiedzią na sytuację, gdy Waszyngton skonfiskował irański tankowiec, który zdaniem Amerykanów łamał narzucone na Iran sankcje.
Iran jest w stanie podejmować w nowej wersji taktykę znaną z XVII wieku jako „fleet-in-being”, twierdzi oficer wywiadu marines Shawn Bunting. To forma walki partyzanckiej na morzu, gdzie mniejsza flota unika decydującego starcia, a pojedynczymi działaniami nęka i osłabia przeciwnika. W tym celu Iran może używać swoich proxy, twierdzi Buntning, wyposażonych w drony powietrzne, drony morskie, rakiety przeciwokrętowe, rakiety balistyczne, miny i kutry. W odpowiedzi na takie działania administracja Bidena wysunęła propozycję, żeby rozmieszczać żołnierzy piechoty morskiej także na statkach komercyjnych. Ostatni raz na takie działania Waszyngton zdecydował się w trakcie II wojny światowej i dzisiaj uważa się, że było to duże ryzyko, gdy te statki były zatapiane – zginęło na nich około 2000 żołnierzy. Na podobny ruch prawie zdecydowano się w trakcie wojny iracko-irańskiej w latach 80. ubiegłego wieku, gdy amerykańskie okręty eskortowały kuwejckie tankowce. Wtedy część okrętów udało się uratować, ale Iran zadawał im poważne szkody przy pomocy min. W tej chwili konflikt nie jest daleki od tego w czasie II WŚ jak i tego z lat 80., a obecność żołnierzy amerykańskich na jednostkach komercyjnych mogłaby przyciągać uwagę innych organizacji lub państw zamierzających wykorzystać to do uderzenia w amerykańskie interesy, ostrzegają analitycy.
Pełną analizę potencjalnej strategii Iranu i konsekwencji można przeczytać na War on the Rocks
Zwiekszona obecność Amerykanów w Zatoce pojawia się w tym samym czasie, gdy intensyfikują się stosunki pomiędzy państwami regionu a Chinami, a także z Iranem, który ostatnio zaprosił do złożenia wizyty w Teheranie prezydenta ZEA, szejka Mohameda bin Zayeda. We wtorek bin Zayed spotkał się z doradcą bezpieczeństwa narodowego USA Jake’em Sullivanem, by omówić napięcia z Iranem i rozmieszczanie sił amerykańskich w regionie. Obydwie strony podkreśliły wolę wspólnych działań, by zapewnić spokój i stabilność w regionie Zatoki Perskiej.
Działania Stanów Zjednoczonych w tym obszarze są ważne z wielu powodów. Rozmowy dyplomatyczne z Teheranem utknęły w miejscu, Iran staje się coraz bardziej agresywny, a jednocześnie zwraca się w kierunku Chin. Odpowiedź militarna może skłonić Iran do powrotu do rozmów. Swoboda żeglugi tankowców przez Cieśninę Ormuz ważna jest też dla globalnych cen energii i utrzymania sankcji na Rosję.
Jan Wójcik