Operacja Hamasu przeciwko Izraelowi

W sobotę 7 października, o godzinie 06:30 na izraelskie miasta wokół Strefy Gazy zostały wystrzelone rakiety, a kiedy alarmy rakietowe przestały wyć, to do wychodzących ze schronów ludzi ogień otworzyli bojownicy Hamasu. Wydarzyło się to dzień po 50. Rocznicy wybuchu wojny Jom Kipur i zakończeniu święta Sukot, w święto Simchat Tora, które kończy roczny cykl czytania Tory oraz w trakcie trwających protestów przeciwko reformie sądownictwa.

Hamas od kilkunastu lat rozwijał sposoby, dzięki którym atakował Izrael i destabilizował sytuację na granicy ze Strefą Gazy: ostrzały rakietowe, podziemne tunele, intifada noży (2015–2016), wzniecanie pożarów na przygranicznych uprawach, ciężkie do opanowania protesty graniczne oraz nawoływanie izraelskich Arabów do wzniecania zamieszek wewnątrz Izraela. Dla wielu Izraelczyków ostrzały rakietowe stały się normą, wielu nawet nie reagowało na syreny alarmowe. Od wielu miesięcy dochodziło jednak do eskalacji na Zachodnim Brzegu. Starcia pomiędzy Palestyńczykami a osadnikami, ataki z udziałem broni na samochody i żołnierzy.Izrael doświadczył również wewnętrznych rozruchów z udziałem społeczności arabskiej.

Tym razem, poza wspomnianymi zmasowanymi ostrzałami(ponad 5 tys. rakiet wg Palestyńczyków, ponad 2,5 tys. wg Izraelczyków) bojownicy Hamasu wkroczyli na terytorium Izraela drogą lądową, taranując płot graniczny spychaczami, drogą powietrzną przy pomocy lotni oraz drogą morską.Chaos w kraju wywołały ataki grup palestyńskich bojowników w różnych miejscach w regionie. Atakowano cywilów nie tylko na ulicach, ale również w ich domach. Celem stali się też ratownicy medyczni i strażacy. W położonym 20 km od Strefy Gazy Ofakim doszło do starć ulicznych bojowników z policją, a w Sderot miały miejsce walki o jeden z komisariatów. Największym sukcesem, jakim chwali się Hamas, są ataki na wojsko, dokonane m.in. przy pomocy dronów. Palestyńczycy zdobyli na granicy jeden czołg Merkawa, do Gazy wywieziono samochody HMMWV,Zeew oraz ambulanse. W Reim zaatakowano sztab Dywizji Gaza, która odpowiadała m.in. za kwestie bezpieczeństwa na granicy. Izraelskie media podały, że dopiero ok. 19:00 przejęto kontrolę nad bazą. W walkach z bojownikami zginął również przewodniczący rady regionalnej Szaar ha-Negew Ofir Libsztejn. Relacje medialne oraz treści umieszczane w internecie potwierdzają również fakt, że ok. 52 obywateli Izraela, w tym żołnierzy, oraz nieznana liczba pracowników sezonowych z państw azjatyckich zostało wziętych jako zakładnicy. Część z nich wywieziono do Strefy Gazy, część przetrzymywana jest we własnych domach w Izraelu. Do godziny 19:00 7 października w 22 miejscowościach w Izraelu wciąż trwały walki. 150 Izraelczyków zmarło w wyniku ataków, a ponad 1000 zostało rannych.

Izraelska policja poinformowała o starciach z arabskimi mieszkańcami Ofakim, Beer Szewy i Jerozolimy. Ponadto w Jerozolimie od rana z głośników meczetów można usłyszeć nawoływanie do świętej wojny.

Przywódcy Hamasu ogłosili nową rewolucję i wezwali islamski ruch oporu w Libanie, Syrii i Iraku do zjednoczenia w walce i w drodze ku Palestynie. Taliban już wystąpił do Iranu o otwarcie granic dla swoich bojowników, aby dołączyć do „terroru przeciw państwu żydowskiemu”. Przywódca wojskowy Hamasu stwierdził, że atak ma na celu zakończenie „izraelskiej desakralizacji Wzgórza Świątynnego”.

Izrael odpowiedział rozpoczęciem operacji „Żelazne Miecze”. Izraelskie lotnictwo zaatakowało, do godz. 19:00, w Gazie 17 celów zidentyfikowanych jako militarne, w tym dom przywódcy Hamasu na Strefę Gazy. Do wieczora 7 października w wyniku nalotów zginęło ok. 200 Palestyńczyków, a prawie 2 tys. zostało rannych. Na granicę zostały wysłane trzy dywizje izraelskiej armii. Izraelskie linie kolejowe Rakewet Israel uruchomiły specjalne połączenia dla armii. W odległości 80 km od Strefy Gazy ogłoszono stan nadzwyczajny, a minister energii wydał polecenie, aby izraelskie elektrownie odcięły prąd w Strefie Gazy. Izraelski rząd może jeszcze odciąć Gazę od dostaw ropy i benzyny.Pewne jest to, że militarna odpowiedź na atak może przynieść dużą liczbę ofiar po stronie palestyńskiej.

Izrael został w pełni zaskoczony atakiem, mówi się już o wojnie Jom Kipur 2, ponieważ wielu wojskowych przebywało obecnie na przepustkach z okazji święta Sukot. Ponadto, co bardziej kompromitujące, operacja ta została przygotowana w będącej pod 24-godzinną obserwacją wywiadu wojskowego i cywilnego Strefie Gazy. Portal Ynet podał, że jeszcze kilka dni temu wywiad wojskowy ocenił, że sytuacja w Strefie Gazy nie powinna budzić niepokojów. Wydarzenia z 7 października pokazały, że Izrael był do takiego ataku nieprzygotowany. Dziwić może w szczególności to, że Jerozolima deklarowała już kilkukrotnie gotowość na kolejne starcie z libańskim Hezbollahem. Natomiast zagrożenie ze strony Hamasu zostało niezauważone przez wywiad. Sytuacja geopolityczna ataku również została odpowiednio wybrana. Izrael od kilkunastu miesięcy jest podzielony w kwestiach reformy sądownictwa. W ramach protestu przeciw polityce Likudu wielu rezerwistów zagroziło, że nie stawi się na ewentualne wezwanie mobilizacyjne. Ponadto, ostatnio wiele się pisało o postępach w moderowanych przez Waszyngton saudyjsko-izraelskich rozmowach mających na celu normalizację stosunków między oboma państwami. Ich potencjalny sukces byłby przełomowym wydarzeniem dla projektu Porozumień Abrahamowych na Bliskim Wschodzie. To z kolei byłoby niekorzystne dla Iranu, który musiałby stawić czoło nowemu sojuszowi w regionie. Teheran jako jeden z pierwszych poparł atak Hamasu i wyraził solidarność z Palestyńczykami.Pojawiają się również opinie, że operacja Hamasu mogła być inspirowana, a nawet wspierana przez Iran oraz Rosję. Oba państwa zacieśniają współpracę wojskową w związku z niedługim wygaśnięciem Rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2231 zakazującej Teheranowi eksportu rakiet balistycznych. Odciągająca uwagę świata eskalacja, tym razem na Bliskim Wschodzie, byłaby sprzyjająca dla obu państw. W tej sytuacji Jerozolima będzie wymagać poparcia Waszyngtonu na arenie międzynarodowej, a to zaangażuje dyplomatycznie administrację Bidena na kolejnym froncie, zaraz po Ukrainie i Tajwanie.

Paweł Pokrzywiński