Rejon Zatoki Adeńskiej i Cieśniny Bab Al-Mandab nie cierpi na brak napięć, chociażby w związku z atakami Ruchu Huti na statki transportowe. Jakby tego było mało, Etiopia postanowiła zawrzeć umowę z secesjonistycznym Somalilandem o dostępie do morza w zamian za uznanie jego państwowości. Staje się ona kolejnym punktem zapalnym w regionie, ponieważ umowa narusza wiele interesów, a poszczególne strony wspierane są przez państwa, które mogą próbować rozwiązywać konflikty pomiędzy sobą przez konflikt zastępczy Somalii, Somalilandu i Etiopii.
Somaliland ogłosił niepodległość w roku 1991 odłączając się od Somalii, pogrążonej wówczas w wojnie domowej. W 2001 roku przyjęto w referendum nową konstytucję, potwierdzającą niezależność państwa, popartą przez 97% uczestników. Kraj nie został uznany dotąd przez społeczność międzynarodową, ale mimo tego wiele państw utrzymuje z nim kontakty polityczne, włączając w to nawet proces normalizacji stosunków z samą Somalią.
Pomimo tego, w porównaniu do Somalii, trawionej dżihadystyczną rebelią na południu kraju, Somaliland jest państwem stabilniejszym. Nawet jeżeli jego konstytucja odwołuje się do szariatu jako prawa nadrzędnego i dyskryminowane są inne religie niż islam, to nieuznawane państwo ma wyższe standardy demokratyczne i republikańskie niż większość państw na afrykańskim kontynencie. W roku 2021 Freedom House uznał Somaliland za częściowo wolny.
Teraz na mocy zawartej umowy Etiopia ma być pierwszym krajem ONZ, który uzna państwowość Somalilandu, w zamian za wydzierżawienie portu Berbera oraz 20 kilometrów pasa przybrzeżnego. Dla Etiopii to też większą droga do niezależności, bowiem liczący 120 milionów kraj utracił dostęp do morza, kiedy w 1993 roku odłaczyła się od niej Erytrea i uzyskała niepodległość. Odzyskanie dostępu do dróg morskich jest więc istotne z punktu widzenia rozwoju gospodarczego kraju. Niestety zagraża to bardzo kruchej stabilności w regionie.
Oczywistym jest, że Somalia, która nie zgodziła się na secesję, traktuje działanie ze strony Etiopii jako naruszanie jej suwerenności. Napięcia pomiędzy Somalią a Etiopią budzą obawy, że kolejny konflikt w Rogu Afryki pogrąży region w chaosie. Takie stanowisko wspólnie wyrazili reprezentanci Unii Afrykańskiej, Unii Europejskiej i USA w piątek 19 stycznia, jednocześnie potwierdzając poszanowanie terytorialnej integralności Somalii.
Ryzyko konfliktu rośnie, ponieważ inne państwa w regionie zapowiadają, że nie bedą stać bezczynnie. Prezydent Egiptu w niedzielę zagroził Addis Abebie, że Egipt stanie po stronie Somalii, jeżeli Etiopia naruszy jej suwerenność. W ten sposób jednak Egipt kontynuuje swój wieloletni spór z Etiopią o budowę tamy na Błękitnym Nilu, która zdaniem Kairu będzie mieć negatywny wpływ na gospodarkę wodną w dolnym biegu rzeki. Somalia ma też innego silnego protektora, Turcję, która zbudowała z nią bardzo bliskie relacje gospodarcze, a także militarne. W Somalii znajduje się największa zamorska baza wojskowa Turcji. Tym niemniej w oświadczeniu z połowy stycznia tureckie ministerstwo spraw zagranicznych popierając Somalię jednocześnie wezwało do rozwiązania sporu drogą negocjacji.
Przeciwko umowie Somalilandu z Etiopią protestuje zdecydowanie Dżibuti. Kraj ten utrzymuje się z wynajmowania terytorium pod bazy marynarki wojennej państw europejskich, USA, Japonii i Chin. Pojawienie się konkurencji w odległości 250 kilometrów w linii prostej jest postrzegane jako bezpośrednie wyzwanie dla istotnych interesów gospodarczych Dżibuti. Do tego 95% handlu zagranicznego Etiopii przechodziło do tej pory przez port w Dżibuti, a Etiopia jest największym sąsiadem tego kraju.
Umowę Etiopii z somalijskimi secesjonistami potępiają także Chiny, które nie poprą niezależności Somalilandu. Głównie dlatego, że w interesie Chin nie jest popieranie separatyzmów, ale też dlatego, że Tajwan zacieśnił współpracę z Somalilandem, a obydwa kraje wzajemnie uznają swoją państwowość.
Rząd Somalilandu jednak nie jest zupełnie osamotniony. Umowę poparły Zjednoczone Emiraty Arabskie, które rozwijają swoją działalność w Rogu Afryki m. in. przez współpracę z Etiopią. W tych planach Somaliland ma być dla ZEA drzwiami do regionu poprzez właśnie port Berbera. ZEA od lat wspierają też Somaliland militarnie.
Obecność Emiratów może więc hamować Turcję i Egipt w nadmiernym angażowaniu się w konflikt, ponieważ obydwa kraje są w dramatycznej sytuacji gospodarczej i mocno liczą na pożyczki z państw Zatoki Perskiej.
Z drugiej strony, państwa te mają już w historii konflikty zastępcze. Poza wspomnianą Somalią i Somalilandem, Egipt i ZEA wsparły przeciwną do Turcji stronę w wojnie domowej w Libii, a kiedy rosły napięcia między Grecją a Turcją, Egipt i ZEA dołączyły do grupy państw studzących tureckie prowokacje. Jednakże już wobec wojny domowej w Sudanie pomiędzy armią dowodzoną przez gen. Abdela Fattaha el-Burhana, a Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) Mohammeda „Hemettiego” Dagalo, Egipt i Emiraty zajęły przeciwne pozycje.
Przedstawiona powyżej liczba wzajemnych zależności oraz uwarunkowań nie jest oczywiście wyczerpana. Może ona prowadzić do eskalacji konfliktu w bezpośrednim sąsiedztwie szlaków morskich a jednocześnie w regionie dotkniętym licznymi katastrofami humanitarnymi.
Jan Wójcik