Proirańskie bojówki z Osi Oporu zaatakowały amerykańską bazę wojskową w północno-wschodniej Jordanii. Trzech Amerykanów zginęło, a 25 zostało rannych. Prezydent Biden zapowiedział, że atak nie pozostanie bez odpowiedzi. Kluczowe będzie jednak to czy Amerykanie odpowiedzą atakiem na jedną z proirańskich bojówek czy może za cel obiorą samych Irańczyków?
Strategiczny trójstyk
CENTCOM (regionalne dowództwo USA na Bliskim Wschodzie) poinformowało, że w dzisiejszym ataku na bazę w Jordanii zginęło 3 amerykańskich żołnierzy, a kolejnych 25 zostało rannych. CENTCOM nie podał dokładnie, o którą bazę dokładnie chodzi, jednak najprawdopodobniej celem ataku była baza „Tower-22”.
Ilość ofiar świadczy o tym, że atak był o bardzo dużej skali lub był bardzo precyzyjny.
Baza „Tower-22” ma strategiczne znaczenie. Położona jest bowiem w północno-wschodniej Jordanii, tuż przy trójstyku granic Jordanii, Syrii i Iraku. W bezpośrednim sąsiedztwie „Tower-22” znajduje się także baza w Al Tanf, po syryjskiej stronie granicy. W Al Tanf także stacjonują Amerykanie. Jest to strategiczny obszar, bo obecność Amerykanów w Al Tanf blokuje drogę M-2 – stanowiącą najgodniejsze połączenie lądowe między Damaszkiem a Bagdadem.
Al Tanf – ze względu na swoje strategiczne znaczenie – już kilkukrotnie była celem ataków proirańskiej Osi Oporu. Atak na „Tower-22”, a zatem placówkę położoną na terenie Jordanii, jest jednak pewną nowością.
Odpowiedzialność za atak wzięły na siebie irackie bojówki wchodzące w skład Osi Oporu. W swoim oświadczeniu wskazały one, że oprócz „Tower-22” zaatakowano dzisiaj także – wspomniane już – Al Tanf oraz bazę w Asz-Szaddadi (północno-wschodnia Syria).
Odstraszanie nie działa
Od 7 października, gdy rozpoczęła się kolejna runda walk między Hamasem a Izraelem, a sytuacja szybko eskalowała w regionalny konflikt między proirańską Osią Oporu a Ameryką i Izraelem, widzimy pasmo porażek amerykańskiej doktryny odstraszania.
Wysłanie na Bliski Wschód dwóch amerykańskich lotniskowców nie powstrzymały poszczególnych bojówek wchodzących w skład Osi Oporu do zaprzestania ataków. Tak samo amerykańsko-brytyjskie naloty na północny Jemen nie powstrzymały Hutich przed kolejnymi atakami na statki handlowe na Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej.
Dzisiejszy atak na amerykańską bazę w Jordanii do kolejny dowód na to, że bojówki wchodzące w skład Osi Oporu nie boją się Amerykanów i odwetu jaki Amerykanie mogą wziąć za zabicie trzech swoich żołnierzy. Waszyngton chce odbudować doktrynę odstraszania (takie intencje widać było np. w nalotach na Jemen), ale nie do końca wie jak. Część jastrzębi np. senator Lindsey Graham uważa, że Amerykanie powinni odpowiedzieć atakiem na Iran (niekoniecznie chodzi tutaj o inwazję lądową, co raczej bardziej o naloty na strategiczne obiekty czy zamachy na kluczowych wojskowych).
Prezydent Biden, komentując atak na bazę „Tower-22” zapowiedział, że Stany Zjednoczone nie pozostawią tego bez odpowiedzi. Nie wiadomo jednak czy odpowiedź będzie wymierzona w irackie bojówki, które wzięły na siebie odpowiedzialność za atak czy też bezpośrednio w Iran.
Doświadczenia ostatnich tygodni pokazują, że administracja Bidena nie ma woli politycznej do bezpośredniego ataku na cele irańskie, obawiając się że taki atak mógłby doprowadzić tylko do kolejnej eskalacji i jeszcze bardziej skomplikować sytuację na Bliskim Wschodzie, a samemu Bidenowi utrudnić walkę o prezydencką reelekcję.
Śmierć trzech amerykańskich żołnierzy być może zmusi jednak administrację Bidena do refleksji i wzięcia na cel Irańczyków, w szczególności Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), który jest łącznikiem między Teheranem a poszczególnymi bojówkami Osi Oporu. Tutaj jednak pojawia się problem. Bojówki, które wchodzą w skład Osi Oporu są w różnym stopniu uzależnione od IRGC. Część operacji prowadzonych przez bojówki odbywa się bez zgody, a nawet wiedzy IRGC. Ciężko ustalić który konkretnie człowiek w IRGC odpowiada za który obszar/aspekt działań.
W efekcie może się okazać, że nawet atak Amerykanów na IRGC nie powstrzyma kolejnych ataków bojówek na cele powiązane z Ameryką i Izraelem. Taki scenariusz doprowadziłby do dalszego rozpadu amerykańskiej doktryny odstraszania na Bliskim Wschodzie.
Tomasz Rydelek