W poniedziałek premier Włoch Gorgia Meloni otworzyła szczyt Włochy-Afryka w Rzymie, przedstawiając plan rozwoju kontynentu, który ma też powstrzymać masową migrację do Europy.

Słuchając premier Włoch można było odnieść wrażenie, że jest to typowa sytuacja win-win, z tym, że obydwa zwycięstwa są dla Europy. W zamian za to, że Afryka zastąpi Rosję jako główny dostawca energii, do Europy dotrze mnie imigrantów. Zakup energii ma doprowadzić do wzrostu potencjalnych miejsc pracy w Afryce, co w efekcie doprowadzi do tego, że spadnie liczba nielegalnych imigrantów próbujących się dostać do państw UE, głównie w ostatnim roku do Włoch. Odnosząc się do zmiany sytuacji gospodarczej w Afryce Meloni powiedziała, że „w Europie mówimy dużo o prawie do emigracji, ale rzadko mówimy o zagwarantowaniu prawa do nie bycia zmuszonym do emigrowania”.

Zdaniem liderki antyimigracyjnej partii Bracia Włosi plan przygotowany przez jej rząd doprowadzi do rozwoju gospodarczego Afryki i stworzy miejsca pracy dla młodych ludzi. Tzw. „plan Mattei”, został nazwany na cześć założyciela włoskiego giganta naftowo-gazowego Eni, Enrico Mattei. W ramach jego realizacji zostaną uruchomione programy pilotażowe w obszarach zdrowia, rolnictwa czy infrastruktury. Ma to być współpraca równoprawnych partnerów, bez prób wykorzystania krajów afrykańskich, ale też bez tworzenia zależności charytatywnej. Wśród projektów znalazły się między innymi modernizacja produkcji zboża w Egipcie, oczyszczanie wody w Etiopii, a także szkolenia z energii odnawialnych w Maroku.

Czy ta wizja odpowiada rzeczywistości? Niesnaski pojawiły się już na starcie. Przewodniczący Komisji Unii Afrykańskiej Moussa Faki Mahmat, były premier Czadu, oznajmił, że Włochy nie skonsultowały swojej propozycji z państwami afrykańskimi, co podważa równoprawny status partnerów. Zresztą patron planu też może wydawać się afrykańskim przywódcom kontrowersyjny. Co prawda promował wspieranie gospodarczego rozwoju krajów Północnej Afryki, ale postrzegał ten kontynent jako pole konkurencji między Wschodem a Zachodem. I chociaż dzisiaj ten konflikt dalej trwa, to ta perspektywa odrzuca afrykańskich liderów, którzy chcą wreszcie partnerskiego traktowania i realizacji obopólnych interesów.

Wstępne gwarancje państwowe Włoch nie są też szczególnie imponujące, jak na przedstawiane zamiary: Rzym zadeklarował wsparcie na poziomie 5,5 miliarda euro. Można to traktować jako dobry początek, ale jeżeli nikt nie podąży za włoskim przykładem, będzie to kropla w morzu potrzeb. Przypomnijmy, że sama Tunezja w umowie o powstrzymywaniu imigracji miała być wsparta miliardem euro. Z kolei dla zadłużonych Włoch jest to spory wydatek, więc tym bardziej podważa to trwałość projektu.

Nie jest też tak, że brak jasnego porozumienia można przypisywać jedynie arogancji Rzymu. „The Guardian” cytuje profesor afrykańskiej historii Anę Bono, która uważa, że chociaż nie wypowiedziano tego wprost, to wyzwaniem jest „znalezieniem takich afrykańskich liderów, którzy naprawdę chcą rozwoju własnych państw”, co miałoby oznaczać „zaprzestanie traktowania swoich państw (…) jako prywatnej własności”. 

Warto też zauważyć, że w ostatnich latach państwa Afryki stały się mniej bezpiecznym miejscem dla inwestycji. Zamachy stanu, konflikty wewnętrzne, rebelie, terroryzm i destrukcyjny wzrost zaangażowania tam rosyjskich najemników nie będą służyć wielomiliardowym i długotrwałym inwestycjom. Dużo pracy jest więc do wykonania po stronie mediatorów, dyplomatów i doradców ds. bezpieczeństwa.

Jest jeszcze jeden problem. Rozwój polityki energetycznej związanej z pozyskaniem przez Włochy surowców kopalnych w Afryce idzie pod prąd planom Komisji Europejskiej, mającymi doprowadzić do zerowej emisji dwutlenku węgla netto. Oznaczałoby to większe inwestycje w zieloną transformację w tych krajach, a to podnosi koszt projektu i niekoniecznie korzyści z niego pozostaną w Afryce. Obecna na szczycie szefowa KE Ursula von der Leyen podkreślała w swoim przemówieniu „konieczność przełączenia się na czystą energię”. 

Nawet jeżeli powyższa krytyka jest uzasadniona, to na pewno trzeba się zgodzić z Georgią Meloni, że właściwym i długofalowym kierunkiem ograniczania nielegalnej imigracji jest tworzenie perspektyw w krajach pochodzenia. Na to potrzeba jednak znacznie większych środków i skoordynowanej polityki całej Europy. A z racji tego, że rezultaty nie pojawią się w krótkim terminie, w dalszym ciągu trzeba też utrzymywać ochronę granic.

Jan Wójcik