Turcja podpisała z Somalią w środę 21.02 umowę o współpracy gospodarczej i militarnej, na mocy której Ankara zbuduje, wyszkoli i wyposaży somalijską marynarkę. Według doniesień prasy Turcja będzie też odpowiedzialna za patrole linii brzegowej liczącej, włączając w to separatystyczny Somaliland ponad 3300 km. W zamian za to Turcja ma otrzymać 30% zysków z wyłącznej strefy ekonomicznej Somalii, bogatej w zasoby morskie.
Chociaż władze Somalii podkreślają, że umowa w tej sprawie była negocjowana już od roku, to jednak nie można uniknąć łączenia terminu jej podpisania z narastającym napięciem pomiędzy Somalią a Somalilandem i Etiopią. Wywołane zostało ono na początku roku informacją o podpisaniu umowy o dzierżawę portu i strefy przybrzeżnej, między separatystyczną republiką a rządem w Addis Abebie. Dzięki niej Etiopia ma odzyskać ważny dla niej z punktu widzenia gospodarki dostęp do morza, który to utraciła wraz z uzyskaniem niepodległości przez Erytreę. To, zdaniem Somalii, która nie uznaje odłączenia się Somalilandu od Federacji, jest naruszenie jej suwerenności.
Rzeczywiście umowa jest elementem szerszej i wieloletniej współpracy pomiędzy Ankarą a Mogadiszu, która trwa już od 2011 roku, kiedy to prezydent Erdogan pojawił się w kraju z pomocą humanitarną, jako pierwszy od ponad dekady lider spoza Afryki. Zdaniem premiera Somalii Hamza Abdi Barre nowy etap współpracy „położy kres terroryzmowi, piractwu, nielegalnym połowom, zatruwaniu wód i groźbom z zagranicy”. Od 2017 roku turecka marynarka w Somalii zlokalizowała swoją największą bazę zamorską, ale jak podkreśla służy ona misji szkolenia somalijskiej armii.
Umowa z Mogadiszu wpisuje się w turecką strategię wobec państw afrykańskich, w ramach której, Ankara staje się dostawcą produktów swojego przemysłu zbrojeniowego. Chociażby tureckie dronów trakcie konfliktu z rebeliantami w Tigray nabyła Etiopia, która znajduje się obecnie po stronie przeciwnej do Somalii. Dzięki tym działaniom Turcja staje się także istotnym aktywem NATO w regionie, zwłaszcza po wycofaniu się Francji z szeregu afrykańskich państw w ostatnich latach, a zwiększaniu się rosyjskich wpływów. Ankara jako partner wobec państw regionu nie jest obciążona w tym samym stopniu zarzutami o kolonializm i łatwiej zaufać jej, że umowy prowadzone przez nią nie są kolejnym sposobem na uzależnienie od silniejszego partnera. Wszystko to wzmacnia strategiczny cel Turcji zbudowania autonomicznej siły w wielobiegunowym świecie.
Ochrona somalijskiej linii brzegowej może jednak odnowić rywalizację ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Kraje te toczyły ostrą konkurencję w regionie w latach 2014-20, stając po przeciwnych stronach w różnych konfliktach. Czy to w Libii gdzie Turcja popierała Rząd Zgody Narodowej, a ZEA wojska generała Chalify Haftara. Czy to w konflikcie państw Rady Zatoki Perskiej GCC z Katarem, gdzie Turcja militarnie zabezpieczyła Katar. Czy to w sporze o złoża na wschodnim basenie Morza Śródziemnego, gdzie ZEA włączyły się do koalicji blokującej agresywne poczynania Ankary wobec Cypru, Grecji czy Egiptu. Czy Wreszcie w sporze Somalilandu i Somalii. Teraz Turcja zapowiada ochronę somalijskiej linii brzegowej, tuż po podpisaniu wspomnianej umowy o dzierżawę obszarów nadmorskich w Somalilandzie, której patronowały ZEA.
Zwrócić uwagę należy, że sytuacja pomiędzy ZEA a Turcją jest dość różna od tej z poprzedniego okresu wzmożonej rywalizacji. Dzisiejsza gospodarka turecka, chociaż zaczyna produkcyjnie odbijać, znajduje się w dużym kryzysie finansowym. W tym układzie Emiraty są istotnym pożyczkodawcą, który dwa lata temu pożyczył Turcji 5 miliardów dolarów. Może nie rozwiązało to problemów gospodarczych Turcji, ale pozwoliło je przynajmniej przetrwać.
Analitycy przestrzegają przed konsekwencjami umowy, która może budować pokusy sięgania po rozwiązania militarne. Region boryka się z masą problemów grożących jego stabilizacji od terroryzmu, przez separatyzmy, po suszę i głód. Drogą rozwiązania napięć powinna być dyplomacja, jeżeli chce się uniknąć katastrofy humanitarnej.
Jan Wójcik