Propozycja europejskich członków NATO, by odpowiedzialność za koordynowanie wysiłków Grupy Kontaktowej do spraw obrony Ukrainy, zwanej formatem z Ramstein, zdjąć z Waszyngtonu i oddać ją Sojuszowi, wywołała sceptyczną reakcję w Białym Domu. Sytuacja ta może stanowić przykład, jak pomimo wezwań Stanów Zjednoczonych do Europejczyków, żeby wzięli większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, znaczna część amerykańskich elit będzie chciała zachować zdolność do zarządzania eskalacją konfliktu w relacjach z Rosją.
Sekretarz Generalny NATO ogłosił ponadto propozycję utworzenia w ramach Sojuszu specjalnego funduszu, liczącego około 100 mld euro, na okres pięciu lat, mającego służyć ustabilizowaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Choć Stoltenberg unikał powiązania swojej propozycji z kwestią możliwego powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu po listopadowych wyborach prezydenckich, jednocześnie dał do zrozumienia, że przedłużający się impas w Kongresie w sprawie uchwalenia pakietu wsparcia dla Kijowa ma coraz poważniejsze negatywne konsekwencje dla sytuacji na froncie walk z Rosją.
„Każdy dzień zwłoki w decyzji Stanów Zjednoczonych o udzieleniu większego wsparcia Ukrainie ma konsekwencje na polu bitwy” – powiedział, dodając, że Rosja jest teraz w stanie utrzymać przewagę nad Ukrainą.
Pomysł Stoltenberga spotkał się z mieszanymi reakcjami ze strony europejskich państw NATO, z których część sceptycznie odniosła się do wysokości kwoty i faktu, że podobne pomysły finansowania są lub mogłyby być realizowane przez Unię Europejską. Waszyngton natomiast poczuł się przede wszystkim zaniepokojony koncepcjami związanymi z formatem z Ramstein.
Grupa składa się z ponad 50 krajów, w tym wszystkich 32 członków NATO, i spotyka się regularnie od kwietnia 2022 r., aby koordynować wsparcie wojskowe dla Ukrainy w walce z rosyjską agresją. Ostatnie spotkanie odbyło się 19 marca.
John Kirby, pełniący funkcję doradcy ds. komunikacji w zakresie bezpieczeństwa narodowego w Białym Domu, odnosząc się do tych pomysłów, o których pierwsze informowało Politico, stwierdził, że przeniesienie koordynacji Grupy Kontaktowej z USA do NATO „jest niemożliwe”. Argumentował, że składa się ona nie tylko z państw wchodzących w skład Sojuszu, a spaja ją siła amerykańskiego przywództwa. Trudno uznać tę argumentację urzędnika administracji za poważny argument, szczególnie w świetle coraz częściej artykułowanych przez Waszyngton pod adresem Europy oczekiwań, by przejmowała inicjatywę we wspieraniu Ukrainy.
Jak zauważyła w wątku na portalu X Olena Wave, ukraińska prawniczka i aktywista zaangażowana w akcję wspierania wysiłków wojennych Kijowa: „USA nie chcą stracić dźwigni 'zarządzania eskalacją’ konfliktu, tak jak nie chcą utracić wpływów w zakresie bezpieczeństwa wobec Europy, które w ciągu ostatnich dziesięcioleci rozłlały się po większości kontynentu”. Komentarz ten trafia w sedno problemu.
Podejmowanie przez Amerykanów arbitralnych decyzji w strategicznych kwestiach dotykających interesów ich europejskich sojuszników, to ugruntowany modus operandi Waszyngtonu, który nie był charakterystyczny wyłącznie dla administracji Trumpa. Dość wspomnieć o zawartym jesienią 2021 roku porozumieniu AUKUS, które nadszarpnęło relacje USA i Francji, poważnych brakach w koordynacji z sojusznikami podczas wycofywania się z Afganistanu, czy wreszcie o rozmowach o zbrojeniach strategicznych z Rosją prowadzonych w latach 2021-2022 bez udziału innych nuklearnych państw NATO. Wydarzenia te mogą służyć za dobrą ilustrację problemów Waszyngtonu w koordynacji działań z sojusznikami, co nie wpływa na poprawę oczekiwanego przez Stany Zjednoczone lepszego podziału obciążeń w ramach Sojuszu. Jest to paradoks amerykańskiej polityki, stanowiący poważne wyzwanie w realizacji przez USA strategii depriorytetyzacji, której kontury już majaczą na horyzoncie.
Potrzeba kontroli poczynań partnerów i sojuszników jest czymś, do czego przywykły amerykańskie elity strategiczne. Jednocześnie stanowić ona będzie dla nich coraz większą przeszkodę w relacjach z partnerami w sytuacji zmieniającego się na niekorzyść USA globalnego układu sił. Sytuacja geopolityczna wymusi na Waszyngtonie priorytetyzację interesów i obszarów zaangażowania, co w sposób nieunikniony będzie się wiązać z potrzebą oddawania coraz większej swobody w podejmowaniu strategicznych decyzji sojusznikom Ameryki. Na razie niewiele wskazuje na to, by intelektualnie i mentalnie amerykański deep state był gotowy na tę rewolucyjną zmianę.
Marek Stefan