46 tys. samolotów odnotowało zakłócenia nawigacji satelitarnej w okolicy Bałtyku od sierpnia zeszłego roku do marca tego roku – pisze brytyjski The Sun. Dotyczy to także tras komercyjnych – podczas prawie 4 tys. lotów linii Ryanair i Wizzair pojawiły się problemy z systemem GPS.
Od wielu miesięcy eksperci przekonują, że za zakłóceniami stoi Rosja, która posiada zdolności ich generowania z Obwodu Królewieckiego. Poza Bałtykiem, centra zakłóceń zlokalizowano także na Morzu Czarnym i wschodnim Morzu Śródziemnym.
Dlaczego Rosjanie to robią? Bo mogą. To jest element wojny hybrydowej. Rosjanie przede wszystkim testują swoje zdolności do zabezpieczania Obwodu Królewieckiego. Jeżeli zagłuszany sygnał GPS, to chodzi o możliwość operowania na tym obszarze, naprowadzania pocisków, rakiet, działania lotnictwa. Rosjanie dają też do zrozumienia, że wprawdzie po rozszerzeniu NATO teoretycznie Bałtyk jest wewnętrznym morzem sojuszu, ale oni mają środki, by utrudnić nam życie
– tłumaczy prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.
Według dziennikarzy The Sun i ekspertów portalu GPSJAM wysokie ryzyko zakłóceń występuje podczas lotów do Polski, państw Bałtyckich oraz Turcji. Średnie natomiast w przypadku Finlandii, Bułgarii i Rumunii. Oprócz zakłóceń, samoloty odnotowywały tak zwany spoofing, czyli wysyłanie błędnych sygnałów, na przykład o położeniu.
Kontrolerzy lotów widzą pozycję, bo samoloty mają włączone transpondery. GPS to jeden z elementów, którymi posługują się współczesne samoloty, jeżeli chodzi o lokalizację. To może utrudniać żeglugę powietrzną, ale nie uniemożliwia jej
– dodaje prof. Boćkowski.
Zakłócenia sygnału GPS odnotowano także w okolicach bazy brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych Akrotiri na Cyprze.
Może to powodować problemy z różnego rodzaju środkami rażenia, które opierają się na GPS. Mogą mieć one trudności z dotarciem do celu
– mówi prof. Boćkowski.
Eugeniusz Romer