Władimir Putin rozpoczął piątą kadencję jako prezydent Federacji Rosyjskiej. O 12 czasu moskiewskiego zaczęła się uroczystość zaprzysiężenia, w trakcie której wygłosił krótkie przemówienie. Rozpoczął je od podziękowania walczącym na Ukrainie.
Uroczystość była manifestacją Putina z jednej strony wobec ludności Rosji, że władza jest silna, cieszy się poparciem i jest gotowa do realizacji zadań przez kolejne 6 lat. Z drugiej strony manifestacja wobec Zachodu, że wojna będzie kontynuowana
– komentuje Michał Sadłowski, dyrektor Centrum Badań nad Państwowością Rosyjską.
Putin skupił się na bezpieczeństwie. Podkreślał także, że jest skłonny rozmawiać z Zachodem.
Rosja jest zainteresowana współpracą międzynarodową, czytaj – z głównymi mocarstwami, ale na warunkach równych. Czyli Rosja znów manifestuje, co jest zresztą niczym nowym, że możemy rozmawiać, ale pod warunkiem że Zachód będzie szanował określone interesy Moskwy
– dodaje Sadłowski.
Władimir Putin powiedział też, że ludzie młodego pokolenia, którzy są „godni zaufania, szczerzy i odważni”, będą mieli szansę zająć kluczowe stanowiska w administracji państwowej.
Putin wysyła pewne sygnały, że należy przygotować określoną elitę, która przejmie stery państwa. Aktualnie główna elita to ludzie urodzeni mniej więcej w latach pięćdziesiątych i to jest powoli problem pokoleniowy. Natomiast drugi eszelon władzy to są ludzie urodzeni w latach siedemdziesiątych i teraz następuje w Rosji wielka walka.
Być może także próba adaptacji do tego, żeby w warunkach sankcji, głębokiego konfliktu z Zachodem, konieczności przeorientowania gospodarki do modelu bardziej wschodniego rozwijać się i jednocześnie, żeby młode pokolenie zaakceptowało te warunki
– tłumaczy Sadłowski.
Uroczystość nie trwała długo – niecałe dwie godziny. Stany Zjednoczone nie uznają wyborów, które ponownie wyniosły Putina do władzy i ich ambasador nie wziął udziału w ceremonii. Podobnie postąpiły Wielka Brytania, Kanada i większość państw Unii Europejskiej. Wyjątkiem była Francja, której przedstawiciel pojawił się na Kremlu.
Eugeniusz Romer