Niemcy odnotowały gwałtowny spadek konkurencyjności gospodarki. Według rocznika wydawanego przez International Institute for Managemet Development w Szwajcarii znalazły się na 24. miejscu, za Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Arabią Saudyjską i Islandią. W latach 2021 i 2022 były na miejscu piętnastym. 

Konkurencyjność niemieckiej gospodarki opierała się na trzech filarach: tanich surowcach z Rosji, sile roboczej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej oraz rynku zbytu w Chinach – tłumaczy dr Piotr Andrzejewski z Instytutu Zachodniego. 

Te trzy filary albo znacznie skruszały, albo zupełnie się zawaliły. Oczywista jest sprawa rosyjskich surowców – sankcje zakazują ich importu. Płace w Europie Środkowo-Wschodniej rosną. Najgorsza sytuacja jest natomiast w Chinach, gdzie niemieckie firmy przegrywają konkurencję z firmami chińskimi

– mówi Andrzejewski. 

Instytut ocenia konkurencyjność gospodarek w czterech obszarach: wyniki gospodarcze, infrastruktura, efektywność rządu i przedsiębiorstw. Jak mówił jego dyrektor Arturo Bris w rozmowie z Frankfurter Allgemeine Zeitung, Niemcy są słabe w reagowaniu na zmiany i zajmują pod tym kątem 64. miejsce, blisko Wenezueli.

Widmo recesji wisi nad Niemcami, a tzw. koalicja świateł drogowych, składająca się z liberałów – FPD, socjaldemokratów – SPD i Zielonych nie może porozumieć się w sprawie środków zaradczych. Szczególnie rozbieżne wizje mają FPD, która chciałaby powrotu do rozwiązań wolnorynkowych i zatrzymania tempa zadłużania się kraju oraz Zieloni, którzy chcieliby większej roli państwa, powołania pozabudżetowych funduszy, które wspierałyby zieloną transformację i gospodarkę

– komentuje dr Andrzejewski. 

Zła sytuacja przekłada się natomiast na nastroje polityczne, czego wyrazem były wyniki ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego. 

To wzrost poparcia dla skrajnej prawicy – AfD, ale i skrajnej lewicy, którą reprezentuje Sojusz Sary Wagenknecht

– dodaje dr Andrzejewski. 

Eugeniusz Romer