Wtargnięcie na terytorium Rosji sił ukraińskich to bez wątpienia największy sukces taktyczny Kijowa od miesięcy. Trudno w tej chwili powiedzieć czy będzie miał on przełożenie na poprawę sytuacji operacyjnej i przede wszystkim strategicznej obrońców. Jednak już teraz możemy wyciągnąć pierwsze wnioski z trwającej już ponad tydzień ukraińskiej ofensywy na kierunku kurskim. 

Operacja prowadzona przez siły ukraińskie w sile około 4 brygad jest jak dotąd największą akcją zaczepną przeprowadzoną na terytorium Federacji Rosyjskiej. Ponad 1200 km2 zajętych przez oddziały ukraińskie, ponad 100 jeńców wziętych do niewoli, to dotychczasowy bilans ofensywy Kijowa. Z wypowiedzi przedstawicieli ukraińskich władz wynika, że celem operacji kurskiej jest odciążenie innych kierunków frontu, gdzie nacisk sił rosyjskich nie słabnie i konsekwentnie osiągają one niewielkie postępy, szczególnie w rejonie Donbasu. Wtargnięcie sił ukraińskich na obszar Federacji Rosyjskiej miałoby na celu zmuszenie Moskwy do przerzucenia większej liczby własnych oddziałów z południa i wschodu Ukrainy w celu wzmocnienia obrony terytorium własnego kraju. Ponadto, jak stwierdził głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy generał Syrski, operacja kurska ma także na celu stworzenie „strefy buforowej”, która ma osłabić rosyjskie ataki na północną i północnowschodnią część Ukrainy.

Drugim celem, jak wynika z wypowiedzi otoczenia prezydenta Zełeńskiego, jest przeniesienie ciężaru wojny na terytorium przeciwnika, by rosyjskie społeczeństwo odczuło mocniej skutki konfliktu, który rozpoczął Kreml. Miałoby to zburzyć narrację Moskwy o tym, że pomimo strat na froncie bezpośrednie działania wojenne nie dotkną ziem Rosji i jej obywateli. Tymczasem już teraz ukraińska ofensywa jest największym wtargnięciem obcych wojsk na obszar Rosji od czasów drugiej wojny światowej. Zajęte przez Ukraińców terytoria rosyjskie miałyby także posłużyć jako element przyszłych negocjacji o zawieszeniu broni, o których coraz częściej mówią nie tylko zachodni eksperci i politycy, ale nawet decydenci polityczni w Kijowie. Ukraina, utrzymując kontrolę nad zdobytymi obszarami Rosji, miałaby dążyć do zmiany dyplomatycznej strategii rosyjskiej, którą określić można mianem „ziemia za pokój” i narzucenia własnej, w postaci „ziemia za ziemię”. 

Trzecim celem Ukrainy jest, jak się wydaje, podważenie silnego w państwach Zachodu, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Niemczech, przekonania o konieczności unikania ryzyka eskalacji konfliktu poprzez ostrożne zwiększanie pomocy wojskowej dla Kijowa i nakładanie na Ukraińców ograniczeń w stosowaniu wobec Rosji zachodnich systemów uzbrojenia. To „samoodstraszanie”, w wykonaniu głównie Waszyngtonu, ma swój wyraz między innymi w podtrzymywaniu przez administrację Bidena ograniczeń wobec Kijowa na uderzenia w instalacje wojskowe na terytorium Federacji Rosyjskiej. Pentagon kilka tygodni temu zgodził się jedynie na ograniczoną formę ataków na rosyjską infrastrukturę, służącą do uderzeń na obwód charkowski. 

Dotychczasowy brak stanowczej odpowiedzi ze strony Rosji, wskazującej na gotowość do eskalacji konfliktu, czego obawiała się część przywódców państw Zachodu, w znaczącym stopniu uderza w narrację Kremla o nieprzekraczalnych jakoby „czerwonych liniach”.

Znamienne, że kilka dni po rozpoczęciu przez Kijów ofensywy ministerstwo obrony Wielkiej Brytanii ogłosiło, że Ukraina ma pełne prawo do używania brytyjskich systemów bojowych na terytorium Rosji. Decyzja ta nie obejmowała jednak wykorzystywanych przez Kijów brytyjskich pocisków manewrujących Storm Shadow. Jednak jak donosi magazyn The Times, w zeszłym miesiącu rząd w Londynie miał zwrócić się do Waszyngtonu o aprobatę dla udzielenia przez Zjednoczone Królestwo Ukrainie zezwolenia na wykorzystanie brytyjskich pocisków manewrujących do atakowania celów wewnątrz Rosji. Jak dotąd Biały Dom nie podjął decyzji w tej sprawie.

Inne państwa Zachodu, jak Stany Zjednoczone czy Niemcy, wydawały się zaskoczone wiadomościami o skali ukraińskiej ofensywy na rosyjskim terytorium, w której atakujący użyli znacznych ilości zachodniego sprzętu wojskowego, co do niedawna podlegało znaczącym ograniczeniom nakładanym przez partnerów Ukrainy. Jak się wydaje, Kijów kierował się w tym względzie przekonaniem, że „łatwiej dostać rozgrzeszenie niż pozwolenie” i utrzymując do ostatniej chwili całą operację w tajemnicy udowodnił, że mimo poważnej zależności od wsparcia z zagranicy jest wciąż zdolny do samodzielnego podejmowania istotnych decyzji politycznych i wojskowych. 

Warto także podkreślić, że administracja Bidena, dotąd ostrożnie kalkulująca ryzyko wspierania Ukrainy, nie tylko, jak się wydaje, nie wywiera nacisków na Kijów, żeby zakończył operację w rejonie Kurska, ale z zainteresowaniem obserwuje rozwój wypadków, a nawet rozważa poważny transfer uzbrojenia, który znacząco może zwiększyć ukraiński potencjał bojowy. Mowa tu o informacji o możliwym przekazaniu przez Waszyngton Kijowowi pocisków manewrujących JASSM typu powietrze-ziemia. Broń ta, umożliwiająca rażenie celów na dystansach powyżej 300 km, stanowiłaby poważne wzmocnienie przekazywanych obecnie Ukrainie samolotów F-16. 

Najważniejszym strategicznym efektem ukraińskiej operacji na kierunku kurskim, w sytuacji utrzymania przez Kijów kontroli nad zdobytymi obszarami, mogłoby być poważne przesunięcie granic wsparcia wojskowego dla Ukrainy ze strony państw Zachodu, co potencjalnie otwierałoby przed nią szansę na większą swobodę w użytkowaniu uzbrojenia pozyskiwanego od państw NATO. 

Jeszcze jeden aspekt ukraińskiej operacji zasługuje na szczególne wyróżnienie. Niewątpliwie stronie atakującej udało się uzyskać efekt zaskoczenia, co stanowi coraz większą trudność na współczesnym polu walki, nasyconym systemami zwiadu i rozpoznania. W obecnych warunkach utrzymanie w tajemnicy przed wrogiem przygotowań do konwencjonalnej operacji wojskowej jest coraz trudniejsze. Jak zatem Kijowowi udało się zaskoczyć Rosjan? 

Nieco światła w tej sprawie rzuca artykuł w „New York Times”. Dziennikarze, powołując się na swoje źródła po stronie ukraińskiej i rosyjskiej wskazują, że „Mapy pola bitwy sporządzone przez niezależnych analityków pokazują, że żołnierze z ukraińskich brygad walczących od dawna na wschodzie dyskretnie przemieścili się do obwodu sumskiego, tuż za granicą z Kurskiem,a proces ten trwał od lipca. Kilku Rosjan to zauważyło. Około miesiąca przed atakiem rosyjskiemu dowództwu wojskowemu złożono raport, w którym stwierdzono, że „wykryto siły, a informacje wywiadowcze wskazują na przygotowania do ataku”, jak powiedział po wtargnięciu Andrej Gurulow, członek rosyjskiego parlamentu i były wysoki rangą oficer armii. „Ale z góry przyszedł rozkaz, żeby nie panikować i że ci na górze wiedzą lepiej”, dodał.

Po raz kolejny mielibyśmy więc dowód na to, że Rosjanie, pomimo dotychczasowego przebiegu walk na Ukrainie, wciąż potrafią lekceważyć przeciwnika, czego konsekwencją może być uzyskanie przez siły ukraińskie ważnego elementu zaskoczenia na polu walki, który może nawet zdecydować o sukcesie danej operacji. 

Nie potrafimy obecnie określić, jakie skutki dla dalszego przebiegu wojny będzie miała ukraińska ofensywa pod Kurskiem. Jednak jej powodzenie, rozumiane jako poszerzenie kontrolowanych przez Ukrainę obszarów Rosji i ich utrzymanie, może faktycznie poprawić sytuację Kijowa w ewentualnych rozmowach dyplomatycznych z Moskwą. Należy jednak pamiętać, że jak dotąd Ukraińcy nie osiągnęli celu zakładającego odciążenie wschodniego i południowego odcinka frontu. W Donbasie siły rosyjskie nadal odnotowują powolne i niewielkie postępy, nie zmniejszając nacisku na obrońców, którzy wciąż skarżą się na brak amunicji i sprzętu. 

Ukraińska ofensywa jest zatem obciążona wielkim ryzykiem.Tym niemniej, nie da się prowadzić konfliktu zbrojnego bez podejmowania ryzyka i szukania słabych stron przeciwnika oraz gotowości nie tylko do skutecznej obrony, ale także do ataku. Te wydawałoby się zupełnie fundamentalne prawdy sztuki wojennej warto przypominać szczególnie państwom NATO, które niewątpliwie mają problem z ich zrozumieniem i przyswojeniem.