Reakcje na zamach w Magdeburgu przypominają te z 22 lipca 2011, kiedy to Anders Breivik zaatakował w Oslo i na wyspie Utøya. Też początkowo większość osób była przekonana, że sprawcą kieruje ideologia islamistyczna, by później okazało się, że mieści się on raczej wśród skrajnej prawicy czy zwolenników teorii spiskowych. W piątek wstępnie również sądzono, że zamach na jarmark bożonarodzeniowy jest typowym islamistycznym atakiem, z którymi oprócz głośnego zamachu w Berlinie 2016, mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. Według późniejszej informacji sprawca co prawda jest uchodźcą z Arabii Saudyjskiej, ale jest byłym muzułmaninem, sympatykiem skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) i krytykiem niemieckiej polityki migracyjnej. Zaskoczyło to nawet takich ekspertów, jak Peter R. Neumann, którzy zajmują się terroryzmem i radykalizacją od dekad. I na tym podobieństwa się kończą.

Dominująca narracją obecnie, bo zbyt wcześnie, by mówić o całości faktów, jest to, że Taleb Al Abdulmohse był saudyjskim szyitą, który porzucił islam i szukał azylu w Niemczech przed prześladowaniami. W Niemczech pracował jako psychiatra i psychoterapeuta. Politycznie natomiast na X (d. Twitter) przedstawiał się jako były muzułmanin, który jest mocno krytyczny wobec niemieckiej polityki migracyjnej. To naturalnie kierowało jego sympatie w stronę antyimigracyjne AfD, ale na razie nie pojawiły się żadne informacje o jego członkostwie w partii czy bliższych związkach z politykami. W ostatnim roku, z tego co wynika z wpisów na X, nabrał przekonania, że państwo niemieckie jest wrogie wobec byłych muzułmanów i świadomie islamizuje Europę. Wysuwał też groźby, na które policja pomimo doniesień nie reagowała. Ostatecznie, jakkolwiek nie brzmi to dziwnie, przeciwnik islamu, ateista, zwolennik AfD, zaatakował samochodem ludzi w tłumie na jarmarku bożonarodzeniowym, działając jak klasyczny, dżihadystyczny zamachowiec.

Takie są obecnie znane fakty. Są one podchwytywane ochoczo przez partie politycznego centrum jak i media, ponieważ mogą uderzać one w coraz silniejszą AfD, której zamach przeprowadzony przez muzułmańskiego imigranta na prawicowego aktywistę Michaela Stürzenbergera, w maju tego roku, napędził popularności. A jednak, bez zaprzeczania faktom, można pokazać, gdzie ten opis zdarzenia wymaga rozjaśnienia wątpliwości, by nie przerodziły się w teorię spiskową.

Po pierwsze sam cel zamachu. Jeżeli był to krytyk islamu, zwolennik prawicy, to dlaczego zaatakował miejsce, które dla tejże prawicy jest punktem symbolicznym? Miejscem odzwierciedlającym tradycjonalizm i będącym dodatkowo przez ostatnie lata zagrożonym ze strony dżihadystów, o czym chociażby świadczą betonowe zapory wokół takich miejsc? Aż nadto było ostatnio demonstracji, czy publicznych modlitw muzułmanów, które chociaż tego nie chcemy, stanowiłyby logiczny cel dla przeciwnika islamu i zwolennika skrajnej prawicy. Takie zamachy miały już miejsce, jak chociażby atak z użyciem busa w roku 2017 przed londyńskim meczetem FIrsbury Park.

Można uzasadniać, że Al-Abdulmohse zaczął nienawidzieć Niemców za ich politykę, podobnie jak Breivik krytykował polityków europejskich. Tylko nie ma tu podobieństwa, ponieważ Breivik dokonał zamachu bombowego pod siedzibą premiera Norwegii, a potem na wyspie strzelał do lewicowej młodzieżówki, członków partii odpowiedzialnych jego zdaniem za wielokulturowość. Nie atakował ślepo społeczeństwa.

Tu jest druga wątpliwość, dotyczy ona modus operandi. Ślepe ataki na przypadkowych przechodniów w ostatnich dekadach są pomysłem islamistów, którzy nie są w stanie przygotować większego zamachu i zalecają muzułmańskim imigrantom zbrodnie z użyciem pistoletu, noża czy samochodu właśnie. To dalej terroryzm polityczny wymierzony w zgniłe zachodnie społeczeństwo, ale nie jest to terror wymierzony w rzeczywistych decydentów politycznych.

Przyjęcie jednak takiej wersji prowadzi do kolejnej niespójności. Za namawianiem zwykłych ludzi do takiej transgresji jaką jest zamach terrorystyczny stoi duża sieć propagandowa, która musi doprowadzić człowieka do tego czynu. Nie wystarczy być krytycznym wobec czegoś, trzeba jeszcze ulec złudzeniu, że jest się narzędziem w większej sprawie. Popularne dzisiaj hasło „nienawiść zabija” nie pokrywa się z analizami dotyczącymi procesu radykalizacji poszczególnych osób. Nie wystarczy nienawidzieć.

A na ile znam z ostatnich dwudziestu lat pracy środowisko były muzułmanów, to wiem, że chociaż są krytyczni wobec działań polityków, nigdy nie postulowali żadnej przemocy. Ci ludzie to w większości humaniści. Nie udało im się nawet przez te dwie dekady zbudować wspólnej organizacji, mimo że mają wiele wspólnych poglądów. Zresztą dzisiaj byli muzułmanie jak Hamed Abdel-Samad, Saudyjka Yasmine Mohammed czy Ali Utulu informują, że sprawca w przeszłości próbował się z nimi kontaktować, jednak nie brali go poważnie, uważali za szaleńca albo obawiali się nawet, że jest agentem.

Ten trop wymaga też sprawdzenia, czy nie był ateistą tylko deklaratywnie, by uzyskać azyl? Jako szyita i tak mógł cierpieć prześladowania w KAS, ale ateizm dawał większe szanse na pozytywną decyzję. Arabia Saudyjska miała kontaktować się z Niemcami i ostrzegać służby przed jego działalnością, które z kolei nie zgadzały się na jego deportacji do tego państwa. Jednak o jego związkach z Iranem, czy szyickimi organizacjami terrorystycznymi nic nie wiemy. Możliwe, że ich nie ma, ale jednak same operacje wpływu ze strony Iranu i bliskie związki z Moskwą nakazywałyby ten trop sprawdzić.

Możliwa jest opcja, zwykle źle przyjmowana przez społeczeństwa, że Al-Abdulmohse miał zaburzenia psychiczne i trudno osądzać racjonalność jego działań. Tu jednak znowu przypomnieć należy, że był psychiatrą i psychoterapeutą. Przyjmując taką tezę należy sprawdzić, czy był poddawany jako taki superwizji i jakie były jej rezultaty? Na niekorzyść takiego założenia świadczy też wybór rodzaju broni. Zaburzeni psychicznie zwykle sięgają raczej po broń bardziej bezpośrednią jak broń palna lub noże. Ewentualnie musiałoby dojść do jakiegoś psychotycznego epizodu, który wywołał gwałtowną reakcję. Wiemy, że był pod wpływem narkotyków, ale nie podano informacji, że był uzależniony, czy też wykorzystał je, by dodać sobie odwagi. Może jednak ta najprostsza wersja, zaburzenia psychologicznego okazać się prawdziwą.

Pomimo tych wątpliwości, na razie wydaje się, że mimo tych prób związania sprawcy z AfD, partia ta ma szanse skorzystać politycznie na zamachu. W sieciach społecznościowych ludzie bardzo szybko redukują dysonans poznawczy, gdy dowiadują się, że nie jest on muzułmaninem – „może to nie jest muzułmanin, ale Arab i uchodźca”. Podkreśla się też o wiele poważniejsze pytania, jak to możliwe, że pracował jako psychiatra w państwowym szpitalu, a jednocześnie popełniał przestępstwa. To kolejny kamyczek do problemów polityki imigracyjnej i integracyjnej Berlina. Paradoksalnie na obecną chwilę łatwiej przewidywać polityczne skutki zamachu niż odpowiedzieć na pytanie co za nim stało.

Jan Wójcik