80 rocznica konferencji w Jałcie powinna skłaniać do refleksji nad ewolucją obecnego systemu międzynarodowego. Oto bowiem po dekadach braku otwartego koncertu mocarstw i wyraźnej dominacji jednej globalnej potęgi, świat wraca do “podstawowych” ustawień, czyli mniej lub bardziej ruchomych stref wpływów.
Decyzje aliantów, które zapadały podczas konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, wyznaczyły na prawie pół wieku geopolityczne podziały w Europie. Pojawienie się broni nuklearnej sprawiło, że wyznaczone przez ZSRR, Stany Zjednoczone oraz Wielką Brytanię strefy wpływów w Europie pozostały względnie nienaruszone, choć w trakcie zimnej wojny nie brakowało momentów przesileń między Waszyngtonem i Moskwą. Dziś, po 80 latach od konferencji w Jałcie, dla współczesnej Rosji wydarzenie to stanowi użyteczny przykład, jak mocarstwa mogą w sposób “odpowiedzialny” i skuteczny zapewnić światowy pokój, mimo dzielących je różnic, dzięki uznaniu własnych interesów i zrozumieniu swoich ograniczeń. Dokładnie taką narracją od lat posługuje się obecny rosyjski reżim. W ostatnich latach nie padała ona na podatny grunt, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Jednak teraz sytuacja może być zgoła inna.
W okrągłą rocznicę Jałty minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Ławrow na łamach periodyku „Russia in Global Affairs” opublikował artykuł, którego niektóre tezy zasługują na omówienie.
Ławrow wskazuje, że spotkanie przywódców państw alianckich w lutym 1945 roku na Krymie utorowało drogę do powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych i Rady Bezpieczeństwa, która stanowiła swego rodzaju dyrektoriat mocarstw, mających strzec zasad Karty Atlantyckiej. Pomijając szereg manipulacji i półprawd, którymi posługuje się Ławrow, akcentuje on przede wszystkim fakt “konstruktywnej i odpowiedzialnej” współpracy mocarstw, która legła u podstaw kolejnych dekad pokoju w Europie. Jak pisze: “Oparty na ONZ porządek świata spełnia swoje główne zadanie – chroni wszystkich przed nową wojną światową. Naprawdę, ONZ nie zaprowadziła nas do raju, ale uratowała nas przed piekłem. Prawo weta zapisane w Karcie – które nie jest przywilejem, ale ciężarem szczególnej odpowiedzialności za ochronę pokoju – służy jako solidna bariera przed lekkomyślnymi decyzjami i zapewnia przestrzeń do znalezienia kompromisu opartego na równowadze interesów”.
Ławrow nie szczędzi krytyki Stanom Zjednoczonym, które, jak wskazuje, po zakończeniu zimnej wojny próbowały narzucić światu globalną dominację, nie respektując interesów innych mocarstw w systemie. Zaraz jednak dodaje, że program “America first” Donalda Trumpa jest równie niepokojący i niebezpieczny dla światowego pokoju, jak strategia liberalnego hegemonizmu, uprawiana przez większość administracji po 1991 roku.
Jak pisze: „’Ameryka przede wszystkim’ jest niepokojąco podobne do hitlerowskiego hasła 'Niemcy ponad wszystko’, a postawienie na 'pokój przez siłę’ może być ostatecznym ciosem dla dyplomacji. Nie wspominając już o tym, że takie oświadczenia i konstrukcje ideologiczne nie wykazują nawet najmniejszego szacunku dla międzynarodowych zobowiązań prawnych Waszyngtonu, wynikających z Karty Narodów Zjednoczonych”.
W kolejnym akapicie zmienia jednak ton wypowiedzi: “Jednak dzisiaj nie jest rok 1991 ani nawet 2017, kiedy to urzędujący prezydent USA po raz pierwszy objął stery władzy. Rosyjscy analitycy słusznie zauważają, że nie będzie powrotu do poprzedniego stanu rzeczy, wciąż pożądanego przez USA i ich sojuszników, ponieważ warunki demograficzne, ekonomiczne, społeczne i geopolityczne zmieniły się nieodwracalnie. Prawdopodobnie prawdziwe jest również przewidywanie, że ostatecznie Stany Zjednoczone zrozumieją, że nie powinny nadmiernie rozciągać swojego obszaru odpowiedzialności w sprawach międzynarodowych i będą żyć całkiem harmonijnie jako jedno z wiodących państw, ale już nie hegemon”.
I dodaje: “Wielobiegunowość nabiera rozpędu i zamiast się jej sprzeciwiać, USA mogłyby w przewidywalnej przyszłości stać się odpowiedzialnym centrum władzy wraz z Rosją, Chinami i innymi państwami Globalnego Południa, Wschodu, Północy i Zachodu. Na razie wydaje się, że nowa administracja USA rozpocznie kowbojskie rajdy, aby przetestować ograniczenia i trwałość istniejącego systemu skoncentrowanego na ONZ w zestawieniu z amerykańskimi interesami. Jestem jednak pewien, że ta administracja również wkrótce zrozumie, iż rzeczywistość międzynarodowa jest o wiele bardziej złożona”.
Odchodzące od strategii prymatu Stany Zjednoczone mogą być za obecnej administracji gotowe do rozmów zarówno z Rosją, jak i z Chinami, na temat wytyczenia nowych stref wpływów. Nie oznacza to, że szybko zażegnają one spory. Przyczyny rywalizacji między Ameryką i Chinami są strukturalne i wynikają wprost z relatywnego wzrostu potęgi ChRL i idących za tym ambicji i możliwości Pekinu. Groźba zdominowania Azji Wschodniej i Południowej przez Chiny jest poważna, ale
Rosja nie ma najmniejszych szans na regionalną hegemonię w Europie. Jednakże fakt, że dysponuje ona potencjałem nuklearnym sprawia, że pomimo jej licznych i pogłębiających się słabości, Moskwa może uważać, iż jest w stanie skutecznie wynegocjować z post-hegemoniczną Ameryką Trumpa układ, wytyczający nowe strefy interesów. Kreml – widząc skupienie nowej administracji na odbudowie wpływów na zachodniej półkuli, podtrzymaniu zainteresowania obecnością w regionie Indo-Pacyfiku oraz wyraźną chęć ograniczenia obecności wojskowej w Europie i redefinicji roli Ameryki w NATO – dostrzega swoją wielką szansę na powrót do polityki na Starym Kontynencie.
Putin nie bez podstaw może uważać, że stawka rozgrywki z Waszyngtonem, którą jest w pierwszej kolejności przyszłość Ukrainy, a w drugiej kształt architektury bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej, premiuje Rosję. Kreml może demonstrować większą determinację (szczególnie w przypadku Ukrainy), w osiągnięciu zakładanych przez siebie celów, posługując się “nuklearnym straszakiem” dla uwiarygodnienia swojej postawy, a nowa amerykańska administracja może, podobnie jak poprzednia, nie mieć apetytu ani mentalnej gotowości do eskalowania konfliktu.
Pytanie, czy Trump da Putinowi “nową Jałtę”, pozostaje otwarte, podobnie jak to, gdzie republikańska administracja postanowi wytyczyć granice amerykańskiej strefy wpływów w Europie.
Marek Stefan