Indie coraz śmielej wchodzą w rolę dostawcy bezpieczeństwa w regionie Indo-Pacyfiku. Dzieje się to za sprawą rozwoju krajowego przemysłu zbrojeniowego i rosnącego eksportu broni, w tym pocisków hipersonicznych BrahMos. Dzięki swojej niezależnej polityce Delhi staje się atrakcyjnym partnerem dla innych państw pragnących zachować pole manewru, ale także dla nowej administracji Stanów Zjednoczonych.
Indie intensyfikują wysiłki związane z handlem bronią. W styczniu podczas spotkania z Prabowo Subianto, prezydentem Indonezji, podpisano szereg umów oraz kontynuowano dyskusje nt. potencjalnych zakupów indyjskiego sprzętu przez Dżakartę. Zarazem Indie mają nadzieję na sfinalizowanie do końca marca umowy z Francją o nabyciu 26 myśliwców Rafale. To świetna okazja, by przyjrzec sie bliżej tendencji najludniejszego państwa świata do dywersyfikacji importu uzbrojenia, przy jednoczesnej budowie autonomicznych zdolności, co niesie pewne implikacje polityczne dla Azji Południowo-Wschodniej.
W ostatnich latach Indie podjęły konkretne wysiłki w kierunku dywersyfikacji zakupów i uniezależnienia się od Rosji, tradycyjnie swojego największego dostawcy sprzętu. Zależność nie tylko dawała Moskwie potencjalny lewar polityczny, ale z czasem stała się ciężarem ze strony czysto logistycznej, bowiem rosyjski przemysł zbrojeniowy jest zbyt zajęty obsługiwaniem potrzeb wojny na Ukrainie, żeby utrzymać dotychczasową skalę eksportu (dla przykładu, Indie nie otrzymały w terminie wszystkich zakontraktowanych baterii S-400). Wojna wzbudziła też wątpliwości co do jakości rosyjskiego sprzętu, którego skuteczność była często brutalnie weryfikowana na polu walki. Dlatego Delhi coraz częściej zaczęło zwracać się w kwestiach sprzętowych do innych dostawców, przede wszystkim USA, Francji, Izraela i Korei Południowej.
Poza dywersyfikacją zakupów przyspieszono rozwijanie własnego przemysłu zbrojeniowego. Do tej pory Indie odgrywały rolę wielkiego odbiorcy sprzętu, głównie rosyjskiego i w latach 2019-2023 odpowiadały za 10% globalnego importu broni. Równolegle jednak postawiły na autonomizację niektórych zdolności, m.in. faworyzując firmy krajowe przy kontraktach i wprowadzając limit zagranicznych udziałów w indyjskich firmach zbrojeniowych w wysokości 49%. Zrezygnowano na przykład z zakupu rosyjskich śmigłowców i dzierżawy okrętów podwodnych o napędzie atomowym, co nie wynikało z izolowania Moskwy, ale z decyzji o rozwoju własnych jednostek. Wzrost krajowych zdolności zaowocował 30-krotnym zwiększeniem wartości eksportu uzbrojenia na przestrzeni ostatniej dekady, a wg. CareEdge Ratings, w ciągu następnych czterech lat wartość branży będzie rosła w średnim skumulowanym tempie 20% rocznie.
Minister obrony Rajnath Singh zapowiedział, że do 2033 r. rząd przeznaczy minimum 100 mld USD na nowe kontrakty dla krajowej zbrojeniówki. To istotny sygnał dla przedsiębiorstw, które, jeśli mają zwiększać moce produkcyjne i inwestować w badania i rozwój, muszą dostać gwarancje, że na wytwarzany sprzęt znajdzie się popyt.
Eksport broni stanowi potencjalny punkt wejścia dla Indii do układu sił w regionie Azji Południowo-Wschodniej. Widać to na przykładzie hipersonicznych pocisków manewrujących Brahmos. Obecnie trwają rozmowy o ich sprzedaży do Indonezji (umowa opiewa na kwotę rzędu 450 mln USD). Wcześniej podpisano analogiczną umowę z Filipinami (375 mln), a Manila już rozważa dodatkowe zakupy. Prowadzone są także negocjacje z Wietnamem (700 mln). Wszystkie wspomniane kraje to potencjalni członkowie koalicji balansującej Chiny w rejonie Indo-Pacyfiku. O ile Indonezja póki co jest powściągliwa, to Wietnam dzieli punkty zapalne z Pekinem i generalnie dobrze postrzega współpracę z USA. Natomiast Filipiny to traktatowy sojusznik Waszyngtonu, który w ostatnich latach przesunął się wyraźnie do obozu amerykańskiego. Zakupy Brahmosów wstępnie rozważają także Tajlandia oraz Malezja. Chiny wyraziły zaniepokojenie rozpowszechnianiem się tych systemów w regionie, co może świadczyć o ich potencjale odstraszającym; analitycy z Filipin zresztą nie ukrywają, że zakupy te wymierzone są w chińską flotę, włączając w to największe jednostki.
Poza konsekwencjami biznesowymi (dla indyjskich firm) oraz militarnymi (dla państw regionu), należy zwrócić uwagę na kilka czynników politycznych. Po pierwsze, Indie, które tradycyjnie wysoko cenią sobie niezależność i pozablokowość w polityce zagranicznej, zdają się grać według istotnej zasady. Otóż w XXI w., przy skali powiązań, dynamice zachodzacych zmian i policentryzacji swiata, autonomia nie może polegać na izolowaniu się od innych graczy (jak robiły np. Stany Zjednoczone w XIX w.). Dzisiaj państwo tak postępujące przegapiłoby zbyt wiele szans na postęp w każdej dziedzinie i szybko zaczęłoby odstawać od konkurentów, paradoksalnie stając się dla nich łatwym celem.
Dla Indii niezależność oznacza coś przeciwnego, mianowicie szukanie kontaktów i współpracy na wielu kierunkach, w tym w Azji Południowo-Wschodniej. Tego rodzaju dążenie do “otwartej autonomii strategicznej” cechuje politykę wielu państw Globalnego Południa. Należy przy tym mieć na uwadze, że polityka wielowektorowa ma swoje ograniczenia. Delhi odczuwa pewne zagrożenie ze strony Chin, co daje mu mniejszą możliwość manewru w rozmowach tak z Pekinem, jak z Waszyngtonem, niż ma na przykład spokojniej podchodząca do Chin Indonezja.
Po drugie, sprzedaż pocisków Brahmos stanowi przykład drogi, jaką Indie mogą obrać w nadchodzących latach – podjęcia się roli dostawcy bezpieczeństwa. Mówimy tu zarówno o generalnym budowaniu pozycji w regionie, by czerpać z niej korzyści polityczno-ekonomiczne, jak i o potencjale współtworzenia koalicji antychińskiej. Rozwój przemysłu zbrojeniowego i dostawy sprzętu to jedno z przykładowych działań. Innym, pokrywającym się z indyjskimi interesami, jest współpraca regionalna w celu ochrony wolnej żeglugi i pilnowania porządku na wodach Indo-Pacyfiku. Istnieje tutaj spory potencjał do współpracy choćby z Japonią, dla której “wolny i otwarty Indo-Pacyfik” stał się mottem polityki w regionie. Ale Indie mają także ważny atut dyplomatyczny: ponieważ nie należą do żadnego bloku, są atrakcyjnym partnerem dla innych państw aspirujących do zachowania niezależności. Dlatego, jeśli na przykład Wietnam lub Indonezja będą szukały wsparcia w sprzęcie lub ćwiczeniach, ale postanowią działać ostrożnie, by nie antagonizować Pekinu, współpraca z Indiami (co prawda konkurentem Chin, ale nie sojusznikiem USA) może okazać się złotym środkiem.
Po trzecie, wymienione atuty świetnie wpisują się w intencje strategów z otoczenia Trumpa, którzy najchętniej oparliby się o kompetentnych partnerów w danym regionie i zachęcali ich, żeby oni sami stali się dostawcami bezpieczeństwa. Nie oznacza to, że ruchy Indii są podyktowane taką kalkulacją, bo przecież autonomizacja i dochody z eksportu broni stanowią korzyść niezależnie od okoliczności strategicznych. Jednak pozycja, którą przyjmują Indie, daje im mocne karty w rozmowach z obecną administracją w Białym Domu. Jeśli obecny trend się utrzyma, a obie strony dobrze rozwiną współpracę, Delhi może (nawet pośrednio) zostać fundamentem amerykańskiej strategii w Azji.
Maksymilian Skrzypczak