Rozmowa z Witoldem Repetowiczem na temat ataku rosyjskiego na żołnierzy tureckich w Syrii, jego przyczyn i konsekwencji oraz wpływu na bezpieczeństwo Europy
Co może się wydarzyć po ostatnim ataku rosyjskiego lotnictwa na pozycje sił syryjskich, wspieranych przez rząd Erdogana, w którym zginęło ponad trzydziestu tureckich żołnierzy?
Myślę, że Putin pozwoli Erdoganowi na wyjście z twarzą z tej sytuacji. Ciągle pojawiają się nowe propagandowe informacje dotyczące rzekomych strat armii syryjskiej. Oczywiście w odwecie za ten incydent SAA odnotowała jakieś straty, jednak z tego powodu do żadnego rozejścia się współpracy turecko-rosyjskiej, czy tej w formacie astańskim, nie dojdzie. Ta współpraca będzie kontynuowana, bo Turcję z Rosją łączy zbyt dużo rzeczy i w tej chwili Ankara po prostu nie może sobie pozwolić na zerwanie współpracy z Rosjanami.
Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby Turcja nagle otrzymała jakieś niezwykle silne wsparcie ze strony NATO. To z kolei byłoby całkowitym nieporozumieniem ze strony Sojuszu, gdyby udzielił Turcji wsparcia bez żądania wycofania się jej z pewnych działań. Takich, które są szkodliwe dla Sojuszu, czy też dla poszczególnych państw członkowskich. Chodzi między innymi o układ z Libią, dotyczący wyłącznych stref ekonomicznych, kwestie szantażowania Europy kryzysem migracyjnym, czy też temat działań tureckich w Północnej Syrii przeciwko Kurdom. Tutaj właśnie Turcja musiałaby ustąpić, ale nie ustąpi, bo Kurdowie są jej priorytetem. Ponadto, Erdogan doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że obecność turecka na terenach kurdyjskich zajętych w Afrin, Serekanie i Tell Abyad jest zależna od woli Rosjan.
Sądzę, że obie strony dojdą do jakiegoś porozumienia, chociaż nie ma tu mowy o tym, żeby siły syryjskie się wycofały ze zdobytych terytoriów. Natomiast warto sobie zadać pytanie, jaka jest szansa na to, że ofensywa SAA będzie kontynuowana. Prawdopodobnie będzie ona trwała aż do momentu, w którym cały Idlib znajdzie się pod kontrolą Asada. Jestem jednak pewien, że Erdogan ze wszystkich sił będzie starał się nakłonić Putina do tego, żeby ofensywa została zatrzymana na obecnych pozycjach, albo żeby przynajmniej jakiś skrawek Idlibu pozostał w rękach tureckich. Po to, aby pokazać rzekomy sukces Turcji. To czy Putin ulegnie prośbom Erdogana jest kwestią otwartą, a jaką podejmie decyzję pokażą nam najbliższe tygodnie.
Co stało za tym atakiem ze strony rosyjskiej, czy to był jakiś niefortunny błąd, czy zaplanowana akcja obliczona na ostudzenie tureckich zapędów?
Dżihadyści razem z Turcją i Al-Kaidą uderzyli na Sarakib i odbili to miasto, co stanowi bardzo poważny cios dla armii syryjskiej, ponieważ znowu została przecięta autostrada M5. Rzeczą naturalną było, że Syryjczycy i Rosjanie wszelkimi sposobami starali się do tego nie dopuścić, lecz mimo wszystko Sarakib zostało zdobyte przy dużym wsparciu tureckim. Sednem tego incydentu jest strategiczne znaczenie Sarakibu i to, że Turcy znaleźli się wśród szeregów dżihadystów szturmujących miasto. Warto pamiętać, że tureccy żołnierze byli tam zabijani już wcześniej i Turcja reagowało na to tylko medialnymi, propagandowymi oświadczeniami. Generalnie wynikało to z tego, że ci żołnierze obrywali przypadkiem, stojąc na linii ostrzału.
Jeśli z tego, co się wydarza, wynika, że nie będzie żadnej eskalacji na linii Ankara – Moskwa, to czy konsekwencją będzie zaognienie stosunków pomiędzy Turcją a Europą, ze względu na otwarcie granic dla imigrantów? Co właściwie Turcja chce tym ugrać? Czy Turcji w ogóle jest na rękę zaszachowanie Europy w ten sposób?
To jest klasyczny ruch Turcji, szantażować Europę imigrantami, tutaj Ankara potrzebuje jak największego międzynarodowego wsparcia, bo to też jest kartą przetargową w rozmowach z Putinem. Jeśli Erdogan jest osamotniony, to Putin może robić z nim co chce, a jeżeli przyjedzie do Moskwy i pokaże, że ma alternatywę, to zawsze jest to dla niego mocniejsza pozycja przetargowa. Musimy sobie jednak powiedzieć wprost, że nie jest tak, iż Turcja tylko otworzyła granice, bo zwozi imigrantów na granicę autobusami, przy czym ścisłe wiązanie tego działania z Idlibem jest nieporozumieniem. Tak naprawdę znaczna część tych imigrantów zwożonych na granicę z UE, to nie są ludzie uciekający teraz z Idlibu. To nie są tylko Syryjczycy, to są też Afgańczycy. Warto pamiętać o tym, że w wyniku nałożenia sankcji na Iran i pogorszenia się jego sytuacji ekonomicznej, bardzo wielu Afgańczyków pracujących tam wcześniej zaczęło migrować przez Turcję do Europy. A jeżeli Turcja ich jeszcze zwozi z irańskiej granicy na granicę bułgarską czy grecką, stwarza to bardzo prosty mechanizm, zachęcający ich do emigracji. Jest więc nieporozumieniem łączenie otwarcia granic tylko i wyłącznie z Idlibem.
Czy nie jest czasem tak, że ta gra jest niebezpieczna dla samej Turcji i długofalowo może doprowadzić do pogorszenia relacji Europa – Turcja i w konsekwencji doprowadzić do odwrócenia się Europy przeciwko Turcji?
Erdogan jest przyzwyczajony do tego, że odpowiedzią na jego bandyckie działania wobec Europy są ustępstwa z jej strony. Dlatego, dopóki Europa nie pokaże mu kija, a póki co go nie pokazuje, Turcja nadal będzie stosować takie a nie inne metody. Oficjalna niemiecka reakcja na to, co się stało w Sarakibie, jasno mówiła o tym, że Niemcy popierają Turcję, co prawda bez jakichś zobowiązań, ale to jednak ośmiela Erdogana do takich, a nie innych zachowań. Dotychczas jedynie Grecja stanęła okoniem wobec działań tureckich, natomiast poza tym nikt ich nie skrytykował. Opinia publiczna tak, ale jeżeli chodzi o polityków to tylko i wyłącznie rząd grecki zdobył się na takie działanie. Nie widziałem żadnych oznak solidaryzowania się z Grecją w tym, co obecnie przeżywa, a przeżywa atak demograficzny ze strony Turcji.
Patrząc na Libię i to, co się dzieje w Syrii, obecna sytuacja ma potencjał do eskalacji zgrzytów, czy jednak sojusz rosyjsko – nadal będzie działał sprawnie?
W Libii nie ma zgrzytów, w Libii jest gra, gdzie Rosja wcale nie pomaga Haftarowi zdobyć Trypolisu, tylko dąży to tego, żeby został tam zawarty deal, mający podzielić strefy wpływów pomiędzy Rosję i Turcję. Z kolei obecność Wagnerowców po stronie Haftara jest tylko narzędziem nacisku na niego, żeby ten plan został uskuteczniony. Nie uważam, aby interesy tych dwóch państw w Libii były sprzeczne. Jedynym takim miejscem jest Idlib, ale obie strony jakoś z tego wybrną. Sojusz turecko – rosyjski jest oparty o takie projekty, jak Turk Stream, elektrownię atomową w Akkuyu, S-400, szereg działań na Kaukazie czy na Bałkanach i wreszcie kwestię kurdyjską – tutaj też poniekąd występuje współpraca między Turcją a Rosją. W związku z tym sojusz ten nie może się tak łatwo rozlecieć z powodu 33 tureckich żołnierzy, którzy zginęli w ostatnich nalotach. Jak się jest obecnym militarnie w takim regionie jak Idlib, nie na swoim terytorium, to można oberwać i to jest dość oczywiste.
W takim razie czy uczestnictwo Turcji w NATO jest zagrożone – co oczywiście byłoby Rosji na rękę?
Turcja zdaje sobie sprawę z tego, że wyjście z NATO byłoby dla niej katastrofą, tak więc bez względu na to, jaką presję napotkałaby ze strony Europy czy NATO, Ankara zrobi wszystko, żeby pozostać częścią sojuszu. Inną kwestią jest to, że takiej presji nie ma; NATO po prostu nie stara się zmieniać poczynań Turcji. Co prawda Erdogan różne rzeczy może deklarować, ale jego deklaracje i groźby o odwróceniu się od NATO są mało realne.
– rozmawiał Paweł Ziorko