EXODUS UCHODŹCÓW Z AFGANISTANIU: WĄTEK POLSKO-BIAŁORUSKI

Choć kryzys humanitarny i exodus uchodźców z Afganistanu były do przewidzenia już w ubiegłym roku to ani Europa w ogóle ani Polska w szczególności do tego się nie przygotowały. W sposób niedostateczny przygotowano się również na atak bronią D na wschodnią granicę Polski mimo, że również i przed tym przestrzegałem już od kilku lat. Niestety wewnętrzne podziały polityczne w Polsce powodują wpisywanie się części mediów i polityków w informacyjno-psychologiczną część operacji białoruskiego reżimu.

Nie jest prawdą, że nikt nie mógł przewidzieć tego co się stało w Afganistanie. Wręcz przeciwnie, już w lutym 2020 r., gdy podpisywane było porozumienie w Dosze, pojawiło się wiele głosów słusznie prognozujących, że prędzej czy później doprowadzi to do upadku władz w Kabulu. Fakt, że nastąpiło prędzej nie usprawiedliwia tego, że nie przyjęto żadnej strategii dot. uchodźców z Afganistanu. Państwa obecne militarnie w Afganistanie nawet nie przygotowały się do ewakuacji swoich współpracowników. Dotyczy to również Polski, choć akurat w tym wypadku sprawność podjętych działań doprowadziła do naprawienia tego błędu.

O fatalnym przygotowaniu do problemu pojawienia się fali uchodźców z Afganistanu świadczą dwa, całkiem sprzeczne ze sobą, oświadczenia, podpisane w odstępie zaledwie kilku dni. Oba zresztą były głęboko nieprzemyślane. Pierwsze to list 6 krajów UE, w tym m.in. Niemiec, do Komisji Europejskiej wzywający do deportacji Afgańczyków z Europy do Afganistanu napisany na kilka dni przed wkroczeniem talibów do Kabulu. W tym czasie UE powinna była opracować dokument określający kryteria kwalifikacji Afgańczyków, których trzeba będzie ewakuować z Afganistanu po jego zajęciu przez talibów i sposób ich rozmieszczenia w innych krajach. Tyle, że taki dokument nie powstał. Zamiast tego wiele państw, w tym wszystkie, które podpisały wspomniany wcześniej list, wezwało talibów we wspólnym oświadczeniu, do pozwolenia wszystkim Afgańczykom, którzy chcą wyjechać z kraju, by mogli to zrobić. Problem w tym, że gdy ktoś opuszcza jedno miejsce to musi się udać w inne, a zatem ten apel, podpisany również przez Polskę, można rozumieć również jako deklarację gotowości przyjęcia wszystkich Afgańczyków. Zwłaszcza, że oświadczenia tego nie podpisały żadne państwa sąsiadujące z Afganistanem ani też Turcja, Rosja czy Białoruś.

Tymczasem Białoruś od kilku tygodni prowadzi atak bronią demograficzną na Polskę w sposób cyniczny wykorzystując dramat Afgańczyków. Problem w tym, że również i w tym wypadku brak spójnego i jednoznacznego głosu zarówno UE jak i NATO (działania Białorusi mają faktycznie charakter agresji na Polskę i Litwę). Nie ma to oczywiście nic wspólnego z jakąkolwiek relokacją, lecz z solidarną postawą dotyczącą obrony zewnętrznej granicy UE. Warto przy tym zaznaczyć, że choć już od wielu miesięcy widać skokowy wzrost liczby Afgańczyków ubiegających się o status uchodźcy w Polsce, jak również odsetka osób tej narodowości wśród nielegalnych imigrantów ujętych na przekraczaniu polskiej granicy, to na granicy polsko-białoruskiej pojawili się oni dopiero gdy Łukaszenko rozpoczął swoją operację specjalną

Sytuacja na granicy białorusko-polskiej nie jest więc związana z tym co się stało w Kabulu, choć propaganda białoruska usiłuje tak to przedstawiać. Problem ten ma kilka aspektów związanych z naturą ataku bronią D. Po pierwsze osoby ściągane w sposób zorganizowany przez białoruskie służby specjalne i mafię przemytniczą na granicę to w przeważającej większości nie uchodźcy, lecz nielegalni imigranci. Udrożnienie kanału poprzez otwarcie granicy dla jakiejkolwiek grupy usiłującej ją przekroczyć nielegalnie pod wpływem nacisków związanych z psychologiczno-informacyjna częścią ataku spowoduje ściągnięcie przez białoruski reżim kolejnych grup oraz nagłośnienie faktu przepuszczenia nielegalnych imigrantów przez polskie służby jako zachęty do przyjazdu kolejnych grup z Iraku i Turcji. Dlatego odnosząc się do konkretnego przypadku grupy ok. 30 osób blokowanych przez białoruskie służby przy granicy z Polską to ich wpuszczenie do Polski z całą pewnością nie tylko nie załatwi problemu ale dopiero go rozpocznie.

Przy okazji ww. grupy widać też wyraźnie psychologiczno-informacyjny aspekt ataku bronią D. Chodzi w nim po pierwsze o skompromitowanie kraju atakowanego jako rzekomo niehumanitarnego, a jednocześnie nie radzącego sobie z ochroną granicy, po drugie o polaryzację opinii publicznej poprzez nakręcenie atmosfery konfrontacji miedzy radykalnymi zwolennikami i przeciwnikami otwarcia granic dla nielegalnych migrantów. Niestety, część polityków i mediów w Polsce wpisała się w ten scenariusz. Warto jednak podkreślić, że polskie władze też w sposób niedostateczny przygotowały się do obrony przed atakiem demograficznym mimo, że przestrzegałem przed taką możliwością już kilka lat temu. Dotyczy to również polityki informacyjnej, w tym tej skierowanej do potencjalnych nielegalnych imigrantów mamionych w Iraku czy Turcji perspektywą rzekomo łatwego przedostania się do Niemiec przez Białoruś i Polskę. Innym błędem jest traktowanie Turcji jako sojusznika w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego podczas gdy jest ona prekursorem ataków bronią D na Europę i wiele wskazuje również na to, że wspiera białoruski atak na Polskę.

Warto też mieć świadomość, że kryzys związany z sytuacją humanitarną w Afganistanie i exodusem mieszkańców tego kraju do Europy dopiero się zaczyna, a fala uchodźców dopiero się pojawi co z jednej strony pozwoli na zintensyfikowanie przez Łukaszenkę swoich działań, a z drugiej strony spowoduje realne wyzwanie dotyczące pomocy humanitarnej i przyjmowania uchodźców.

 

Witold Repetowicz