We wrześniu amerykański Departament Pracy (Department of Labor, DOL) dodał eksportowany z Indonezji nikiel do listy produktów powstałych w wyniku pracy przymusowej. W istocie nie chodzi o krajowe firmy czy pracowników, ale sposób, w jaki chińskie podmioty, dominujące na rynku Indonezji, traktują własnych obywateli. Mowa tu mędzy innymi o nieuczciwych praktykach rekrutacyjnych, inwigilacji, przymusowych nadgodzinach i konfiskacie paszportów. 

Znalezienie się na liście samo w sobie nie niesie praktycznych konsekwencji, np. sankcji. Jest to narzędzie informowania opinii publicznej, w tym konsumentów, kręgów biznesowych i organizacji pozarządowych. Pośrednio może się przyczyniać do poprawy warunków pracy przez narażanie firm na straty wizerunkowe i bojkoty konsumenckie.

Nikiel wykorzystywany jest w wielu procesach gospodarczych, a jego znaczenie rośnie z powodu roli jaką odgrywa w najnowszych technologiach. Pierwiastek ten stosuje się przy produkcji baterii do pojazdów elektrycznych, laptopów i smartfonów. Znajdziemy go także w przyszłościowej infrastrukturze energetycznej, np. w turbinach wiatrowych lub instalacjach wodorowych. Odgrywa też istotną rolę w druku 3D oraz przemyśle lotniczym i kosmicznym. Z perspektywy rozwoju gospodarki przyszłości jest więc ważny. Jednak konsekwencje decyzji DOL potencjalnie wykraczają poza aspekty czysto ekonomiczne. Dotykają rywalizacji chińsko-amerykańskiej, bezpieczeństwa Europy oraz ambicji Dżakarty. Aby zrozumieć istotę sprawy, przyjrzyjmy się roli Chin i Indonezji w obrocie niklem.

Dominacja Chin i kto chce się jej pozbyć

Na światowym rynku niklu pozycję dominującą zajmują Chiny. Odbywa się tam obróbka ponad 20% tego pierwiastka, a uwzględniając działalność chińskich firm za granicą – przede wszystkim w Indonezji – kontrola Pekinu sięga nawet 70%. Sprawa wygląda jednak zgoła inaczej w zakresie samego wydobycia jeszcze nieprzetworzonego niklu. Tutaj Chiny odpowiadają za zaledwie ok. 4% rynku. Ważnymi graczami są Nowa Kaledonia i Filipiny, jednak najsilniejszą pozycję zajmuje Indonezja, z udziałem wynoszącym ponad 60%. 

Dlaczego to rozróżnienie jest istotne? Otóż stwarza ono szansę na uniezależnienie się od importu niklu z Chin. Jeśli bowiem w innych krajach powstaną odpowiednie moce przerobowe, kontrola Pekinu nad łańcuchem dostaw osłabnie. Na ten mechanizm wskazywał Olaf Scholz w połowie 2023 roku; choć Niemcy intensywnie handlują z Państwem Środka, zbyt duża zależność stwarza oczywiste ryzyko. Dlatego kanclerz proponował, by państwa europejskie finansowały rozwój infrastruktury przetwórczej w krajach wydobywających kluczowe pierwiastki.

Na wizję osłabienia pozycji Chin w tym obszarze patrzą przychylnie nie tylko uzależniona Europa lub rywalizujące o wpływy polityczno-ekonomiczne Stany Zjednoczone. Tą drogą pragnie pójść sama Indonezja. Dawałoby to Dżakarcie co najmniej trzy istotne korzyści:

  1. Zmniejszenie zależności od Chin
  2. Budowanie własnego znaczenia na rynku niklu, zyskując dzięki temu potencjalne lewary geoekonomiczne
  3. Korzyści gospodarcze dzięki wyższej marży uzyskiwanej na obróbce i handlu w porównaniu do samego wydobycia.

Pomocna dłoń Amerykanów…

Osiągnięcie wymienionych powyżej benefitów w pierwszej kolejności wymaga odzyskania kontroli nad własnym przemysłem wydobywczym i przetwórczym z rąk chińskich, czego trudno będzie dokonać bez wsparcia z zagranicy. Z powyższych względów prezydent Joko Widodo wyszedł w 2023 roku z inicjatywą umowy o wolnym handlu w dziedzinie pierwiastków krytycznych ze Stanami Zjednoczonymi. Oprócz zwiększenia obrotów handlowych pozwoliłoby to na skorzystanie przez Dżakartę z benefitów Inflation Reduction Act, który wymaga, by materiały krytyczne pochodziły ze Stanów lub kraju, z którym mają podpisaną umowę o wolnym handlu. Jeszcze w minionym sierpniu Widodo spotkał się z Kamalą Harris, by przedyskutować szczegóły porozumienia. Harris stwierdziła: “Będziemy również kontynuować współpracę z Indonezją w celu budowy odpornych łańcuchów dostaw, w tym dla kluczowych minerałów potrzebnych do rozwoju naszych gospodarek opartych na czystej energii”. Dla Amerykanów, poza kwestiami czysto biznesowymi, jest to szansa na wytrącenie Chinom z rąk jednej z ich najmocniejszych politycznych kart.

….do czasu

Sęk w tym, że wpisanie indonezyjskiego niklu na listę produktów pochodzących z pracy przymusowej komplikuje tego rodzaju wysiłki. Samo wskazanie na problem warunków pracy powoduje, że administracja może znaleźć się pod presją społeczną, by odrzucić porozumienie, a podobne naciski mogą spotkać amerykański biznes. Jednak największą przeszkodą jest prawdopodobnie konieczność przeforsowania umowy przez Kongres, gdzie już rok temu widoczny był opór. Napiętnowanie wydobycia niklu zarzutem pracy przymusowej może okazać się gwoździem do trumny tej i kolejnych tego typu inicjatyw. 

Co gorsza, taki rozwój wydarzeń nie tylko nie usuwa chińskich przewag, ale może je wręcz umocnić. Obcięcie amerykańskiej alternatywy skazuje Indonezję na dalszą współpracę w kwestii niklu z Chinami, które w tym sektorze będą dla niej głównym źródłem inwestycji i oknem na rynek globalny. Grozi także wysnuciem niekorzystnych dla Waszyngtonu wniosków przez innych partnerów na świecie, dotyczących tego, z kim warto, a z kim nie warto ubijać interesów. Pośrednio jest to także cios w Europę, która traci jedną z okazji, żeby – realnie, nie tylko na papierze – zdywersyfikować dostawy. 

Tragikomedia całej sytuacji polega na tym, że zacieśnienie współpracy z Zachodem i odsunięcie Pekinu (to on, a nie Dżakarta, jest tutaj głównym winowajcą naruszeń praw człowieka) mogłoby rzeczywiście z czasem doprowadzić do poprawy warunków pracy w rzeczonej branży. Zapewne nie doprowadzi do niej utrwalanie status quo przez krótkowzroczną politykę.

Maksymilian Skrzypczak