Prezydent USA Donald Trump podjął decyzję o wznowieniu ataków z powietrza na jemeński ruch Huti i rozpoczęły się one 15 marca. To największa skala uderzeń w terrorystów, od kiedy Trump objął stanowisko. Wcześniej, 22 stycznia, zakwestionował decyzję Joe Bidena, który wycofał uznanie szyickiej organizacji za ugrupowanie terrorystyczne. Działania Bidena miały na celu umożliwienie ONZ i innym organizacjom humanitarnym dostarczanie pomocy do Jemenu.
Bezpośrednie powody decyzji Waszyngtonu to zestrzelenie przez Hutich amerykańskiego drona dwa tygodnie wcześniej oraz groźby wznowienia ataków na statki przepływające przez Morze Czerwone, po tym, jak Izrael wraca do blokowania Strefy Gazy. Amerykańskie ataki mają charakter prewencyjny, ponieważ Huti nie zdążyli jeszcze zrealizować swoich zapowiedzi. Biały Dom podaje, że celem były bazy terrorystów, liderzy i uzbrojenie. Jednak jemeńskie ministerstwo zdrowia, pod kontrolą Hutich, informuje o ponad 30 ofiarach cywilnych. Huti twierdzą, że w odwecie przeprowadzili atak na amerykański lotniskowiec „Harry S. Truman”. Amerykanie podkreślają, że atak został odparty, a żaden z 11 dronów nie zbliżył się nawet do okrętu; wszystkie zostały zestrzelone.
Od 7 października 2023 roku jemeńscy szyici przeprowadzili 190 ataków na statki handlowe. Doprowadziło to do spadku liczby przepływających przez Morze Czerwone statków o około 60%, podniesienia kosztów transportu poprzez zwiększenie stawek ubezpieczeniowych, a także przyjęcie okrężnej trasy wokół Przylądka Dobrej Nadziei w RPA.
Jest jeszcze jeden aspekt decyzji Trumpa. Jak powszechnie wiadomo, Huti to organizacja należąca do irańskiej „osi oporu”, pozapaństwowych organizacji militarnych wspieranych przez Iran, do których należą także między innymi Hezbollah czy Hamas. Amerykański prezydent, zdaniem analityków, uderzenie w irańskich proxy traktuje jako sygnał dla Teheranu, wzmacniający propozycję negocjacyjną dotyczącą irańskiego programu atamowego, wysłaną tydzień wcześniej przez Biały Dom. Trump ostrzegł Iran, że uznaje go za w pełni odpowiedzialnego za akcje wspieranej przez nich terrorystycznej organizacji.
W odpowiedzi na działania amerykańskich sił zbrojnych minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow wezwał w sobotę wszystkie strony do „powstrzymania się od użycia siły” i rozpoczęcia dialogu politycznego. W podobnym tonie amerykańskie działania skomentował Pekin.
Eksperci w większości zgadzają się, że ataki z powietrza przeciwko liderom i bazom Hutich mogą w krótkim terminie ograniczyć zdolności operacyjne ugrupowania, ale organizacja już udowodniła, że potrafi oprzeć się takim nalotom i dalej stwarzać zagrożenie. Z kolei Waszyngton, atakując precyzyjnymi rakietami, ponosi koszty relatywnie wysokie wobec strat zadawanych przeciwnikowi. Jeżeli Amerykanie dążą do obalenia Hutich, ale nie będą w stanie zaangażować się na lądzie, czy uformować koalicji, konieczne mogą być rozmowy na temat wsparcia udzielanego rebeliantom przez Chiny i Rosję.
Protrumpowskie media w Stanach Zjednoczonych podkreślają, że Waszyngton zmuszony jest do działania, bo Europa także w tym obszarze zdecydowała się na „podczepienie” się pod parasol, który dotąd dawała Ameryka. Zwłaszcza, że to Europa, bardziej niż USA, zależy od transportu towarów przez Kanał Sueski.
Jan Wójcik