W Iranie nad miastem Isfahan doszło do wybuchów. Według irańskich mediów systemy obrony powietrznej zestrzeliły trzy drony bojowe.
Źródła Agencji Reutera informują, że był to nalot przeprowadzony przez Izrael. Z kolei w rozmowie z agencją przedstawiciel Teheranu stwierdził, że za atak odpowiadają dywersanci, którzy działali z terenu Iranu i nie potwierdzono jego zagranicznych źródeł.
Atak w mojej ocenie miał charakter demonstracyjny. Iran już komunikuje, że nic się nie stało. Z drugiej strony Izrael będzie miał dalej kłopoty z Hamasem, który będzie przez Iran wspierany. Wojna się nie zakończyła, zakładnicy nie zostali uwolnieni, a najbardziej cierpią cywile
– komentuje generał Leon Komornicki.
Napięcie pomiędzy dwoma państwami wzrosło po ataku Izraela na placówkę dyplomatyczną Iranu w Syrii. Zginęło wówczas kilku irańskich oficerów, w tym jeden generał. Teheran odpowiedział wystrzeleniem setek rakiet i dronów w kierunku Izraela. Atak został jednak odparty i nie wyrządził znaczących szkód.
O tym uderzeniu uprzedzone zostały Stany Zjednoczone, wszyscy wszystko wiedzieli. Waszyngton pokazał, że ma zdolność do konstruowania nawet pospiesznie sojuszy militarnych. Taki sojusz został zbudowany do odparcia tego uderzenia.
Warto zauważyć, że te drony leciały 5 godzin, a przecież Iran mógł zaatakować zupełnie inaczej, jeżeli miał zamiar wyrządzić większą szkodę. Mógł chociażby rozpocząć to zmasowane uderzenie z terytorium Libanu, Syrii czy Jemenu. Tak się nie stało, bo nie taki nie był cel tego uderzenia. On był typowo polityczny – Iran chciał jedynie zademonstrować swoje zdolności do zmasowanego uderzenia
– tłumaczy gen. Komornicki.
Do zaprzestania eskalacji napięcia wezwały Stany Zjednoczone, Chiny, Unia Europejska oraz państwa arabskie.
Każda ze stron boi się podjąć ryzyko strategiczne i przekroczyć czerwoną linię, która spowodowałaby przerodzenie się tego konfliktu w konflikt regionalny na dużą skalę. To, w mojej ocenie, spowodowałoby katastrofę dla bezpieczeństwa, ale i światowej gospodarki. Zachód i stany zjednoczone uzależnione są od węglowodorów z Bliskiego Wschodu. Nieprzypadkowo wśród państw wyzywających do pokoju jest też Arabia Saudyjska
– dodaje generał Komornicki.
Wzrost cen ropy oraz konflikt, który wymagałby większego zaangażowania Stanów Zjednoczonych mogłyby jednak przynieść korzyść Rosji.
Eugeniusz Romer