Agresywna polityka Chin na Morzu Południowochińskim oddala od nich część państw regionu. W ostatnim miesiącu wyrazem tego zjawiska było przede wszystkim dalsze zacieśnianie współpracy USA – Filipiny, a to nie jedyna zła wiadomość dla Państwa Środka. Zarazem inny duży kraj Indo-Pacyfiku wysyła sprzeczne sygnały, co do których nie wiadomo, czy świadczą o skuteczności, czy fiasku chińskiej presji.

Morze Południowochińskie to mniej znany i bardziej skomplikowany punkt zapalny Azji Wschodniej. Chiny prowadzą tam spory terytorialne z wieloma państwami wzdłuż swojej tzw. “linii dziewięciu kresek” (ang. nine dash line), zaznaczonej na poniższej grafice. Pekin uznaje (wbrew wykładni prawa międzynarodowego) swoją zwierzchność nad wodami w jej obrębie, co stwarza problem, gdyż znajdują się tam również wyłączne strefy ekonomiczne oraz wody terytorialne innych państw.

Najostrzejsze spory (oczywiście poza Tajwanem) Pekin toczy z Wietnamem i Filipinami. W ostatnich latach Chiny prowadzą coraz agresywniejszą politykę, wkraczając na ich wody terytorialne, taranując okręty i nękając rybaków. Skutkiem takiego zachowania było wyraźne zbliżenie na linii Manila – Waszyngton. Filipiny, które do niedawna starały się balansować, zakotwiczyły się mocniej w obozie amerykańskim, czego wyrazem są częstsze wspólne ćwiczenia i zgoda w lutym 2023 na zwiększenie zakresu obecności i operowania przez siły zbrojne USA z ich terytorium.

Nowe przykłady reorientacji Filipin

W ciągu ostatniego miesiąca miało miejsce kilka niekorzystnych dla Chin wydarzeń, które zdają się być konsekwencją ich polityki. 25 października zakończyły się dziesięciodniowe ćwiczenia wojskowe Filipin i Stanów Zjednoczonych, koncentrujące się na obronie Luzon, czyli wysuniętego na północ terytorium Filipin właściwych. Mogłyby ono stać się kolejnym celem Chin po zajęciu Tajwanu, podobnie jak filipińskie wysepki lub japońska Okinawa. Jest to zatem sygnał, że Manila bierze pod uwagę nawet ewentualność chińskiej agresji na główną część państwa. Oprócz strony defensywnej, należy wspomnieć, że z terenu północnych Filipin zapewne prowadzone będą operacje wspierające walkę w Cieśninie Tajwańskiej  w razie wybuchu wojny. Ćwiczenia, choć nie koncentrowały się akurat na tym elemencie, sygnalizują gotowość wykorzystania Luzon w tym celu. Atak na ten obszar może bowiem mieć miejsce w odpowiedzi właśnie na wsparcie obrony Tajwanu (inaczej nie byłoby sensu, by Chiny poszerzały konflikt) albo już po jego zajęciu (co z kolei implikuje że Tajwan stanowi dla Filipin strefę buforową, zwiększając ich motywację do udziału w jego obronie).

Co więcej, Manila i Waszyngton wspólnie zdecydowały o utrzymaniu na Luzon systemu rakietowego Typhon. Uzbrojenie to, rozmieszczone na kwietniowe ćwiczenia, z początku miało wrócić do Stanów po miesiącu, ale pozostało na Filipinach. Amerykanie potwierdzili, że pozostawią swoje systemy przynajmniej do przyszłorocznych manewrów, a Reuters spekuluje, że to tylko wymówka dla permanentnej obecności. Typhon obsługuje m. in. Tomahawki, pociski ziemia-ziemia o zasięgu do 1600 km, zdolne do rażenia celów w Chinach kontynentalnych. 

Sygnały zgody (i niezgody) w ASEAN

Należy też odnotować  konsekwencje praktyczne, póki co mniejsze, ale sugerujące zmianę nastawienia pozostałych państw regionu wobec agresywnej polityki Chin. 

Po pierwsze, fakt, że państwa ASEAN opowiedziały się za treścią wspólnej deklaracji na temat sporów morskich podczas szczytu Azji Wschodniej, a Chiny ją odrzuciły, ukazuje występowanie rys na ich relacjach z regionem jako takim. Tym bardziej, że obecni na szczycie Amerykanie grali tą kartą i sami zaakceptowali treść deklaracji. Trudno jednak na razie stwierdzić, czy nie jest to zaledwie symbolika, gdyż do tej pory próby formowania wspólnego frontu negocjowania z Chinami kończyły się fiaskiem. 

Po drugie, tradycyjnie powściągliwa Indonezja (największe państwo Azji Południowo-Wschodniej) coraz częściej wypędza chińskie statki, w tym okręty wojskowe, z własnych wód terytorialnych. Jeszcze za poprzedniej, bardziej ugodowej władzy, położono większy nacisk na rozbudowę straży przybrzeżnej. Nowy prezydent Prabowo nie jest politykiem stricte proamerykańskim, ale oczekuje się, że w ramach niezależnej, asertywnej polityki zagranicznej nie pozwoli na tego typu wtargnięcia.

Równolegle Indonezja wysyła bardziej pojednawcze sygnały. Podczas ostatniej wizyty prezydenta Prabowo w Chinach wydano wspólnie z Xi Jinpingiem oświadczenie, że obie strony będą dążyć do pokojowej współpracy w miejscach, gdzie wody terytorialne Indonezji pokrywają się z “linią dziewięciu kresek”. Część analityków odczytuje tę deklarację jako de facto uznanie przez Dżakartę zasadności chińskich żądań. Indonezyjskie MSZ szybko jednak wydało oświadczenie, że jego polityka nie uległa zmianie, a chińskie roszczenia nie mają umocowania w prawie międzynarodowym. To samo Prabowo potwierdził już po spotkaniu z Xi, podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze nie wiadomo, jak odczytywać te mieszane sygnały. Być może jest to zwykła nieuwaga, może próba wysłania pożądanych komunikatów do wszystkich stron w ramach polityki wielowektorowej, a może początek przystosowania sie do nowej pozycji Chin w regionie. Na pewno z niepokojem patrzą na to członkowie ASEAN prowadzący ostrzejsze spory z Pekinem, gdyż każda legitymizacja jego roszczeń jest odczytywana przez te kraje jako zagrożenie. Jednak na precyzyjną ocenę gry Indonezji (prócz ogólnej chęci niezależności) jest jeszcze po prostu zbyt wcześnie.

Nie można mówić o “zejściu z płotu” państw Azji Wschodniej, gdyż wiele z nich nie bierze udziału we wspomnianych sporach, a te, które biorą, mają także istotne płaszczyzny współpracy z Pekinem – przede wszystkim handel. Ostatnie deklaracje Indonezji każą też postawić pytanie, czy chińska polityka antagonizuje, czy może raczej polaryzuje Indo-Pacyfik, dzieląc go na państwa asertywne wobec Chin i te ulegające ich presji. W każdym wypadku, orientacja geostrategiczna na ogół zmienia się powoli, a ostatnie wydarzenia są oznakami pewnych zmian w nastawieniu państw azjatyckich. Czas pokaże, na ile będą one trwałe i znaczące dla regionalnego układu sił.

Maksymilian Skrzypczak