Prezydent Stanów Zjednoczonych niespodziewanie zasugerował, że mógłby wziąć udział w rozmowach pomiędzy Ukrainą a Rosją w Stambule. Donald Trump odbywa właśnie podróż po krajach Bliskiego Wschodu. Tuż przed wyruszeniem w nią stwierdził, że ma zaplanowanych wiele spotkań, ale powiedział, że być może przyleci do Turcji.
Wcześniej prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaprosił Trumpa do udziału w rozmowach, które mają odbyć się w czwartek. Trump odpowiedział wówczas, że poleciałby do Stambułu, gdyby był przekonany, że będzie to pomocne. Zełenski zakomunikował również, że chce, by w rozmowach wziął udział Władimir Putin.
Rosyjski przywódca złożył propozycję rozpoczęcia negocjacji w Turcji, jednak Kreml jednoznacznie nie potwierdził, że głowa państwa weźmie w nich udział. Z jednej strony oznaczałoby to uznanie Wołodymyra Zełenskiego za legalnego prezydenta Ukrainy, czego Rosja nie chce zrobić ze względu na minięcie jego kadencji.
Z drugiej, Donald Trump zagroził sankcjami na zarówno Ukrainie, jak i Rosji, jeżeli nie zgodzą się na 30-dniowe zawieszenie broni. Kijów już jednak wyraził zgodę, a obecność amerykańskiego prezydenta w Stambule może być dodatkowym czynnikiem skłaniającym Putina do przylotu.
Po deklaracji Trumpa sekretarz stanu Marco Rubio miał odbyć rozmowę telefoniczną ze swoimi odpowiednikami z Ukrainy, Francji i Wielkiej Brytanii, a według strony ukraińskiej także Polski i Niemiec ws. przybliżenia zawieszenia broni. Europejscy przywódcy zagrozili, że jeżeli Putin nie zgodzi się na nie najpóźniej do 12 maja, wprowadzą nowe sankcje na Rosję.
Donald Trump nie prowadzi polityki zagranicznej w sposób długofalowy – jego podejście przypomina raczej politykę małych kroków. Zarówno w pierwszej kadencji, jak i obecnie, dąży do szybkiego osiągnięcia sukcesu, który miałby utorować drogę kolejnym działaniom. To strategia reaktywna, co widać na przykładzie jego polityki wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej w pierwszych stu dniach prezydentury – mimo kontaktów z obiema stronami i podpisania umowy surowcowej w Kijowie, nie udało się osiągnąć żadnego przełomu na drodze do pokoju.
Pojawiają się sygnały, że Trump jest rozczarowany dotychczasowymi rezultatami działań Steve’a Witkoffa. Próba przedstawienia pierwszego planu pokojowego zakończyła się fiaskiem. Wydaje się, że Trump zrozumiał, iż dotychczasowe podejście, które nawet jeśli symbolicznie, to faworyzowało Rosję, nie przynosi efektów i konieczne jest nowe otwarcie.
Zapowiedzi Trumpa, że mógłby osobiście pojawić się na planowanym szczycie ukraińsko-rosyjskim – jako mediator lub uczestnik – należy odczytywać jako właśnie próbę nowego otwarcia, podniesienia rangi rozmów oraz wypracowania pierwszego sukcesu dyplomatycznego. To również sygnał dla stron konfliktu, że Stany Zjednoczone są gotowe do zaangażowania, ale tylko jeśli pojawi się realna szansa na rozwiązanie sporu
– tłumaczy amerykanista Rafał Michalski.
Tymczasem Komisja Europejska pracuje nad 17. pakietem sankcji. Według źródeł Financial Times, szuka sposobów na obejście możliwego węgierskiego weta. W tym celu ma rozważać cła i środki polegające na kontroli przepływu kapitału oraz wykorzystanie 200 mld euro rosyjskich aktywów zamrożonych w Belgii. Ma być to plan B.
Komisja zapowiedziała natomiast, że niebawem przedstawi propozycje rozwiązań umożliwiających wprowadzenie zakazu podpisywania nowych umów gazowych z Moskwą i całkowite ich wyeliminowanie do 2027 roku. Ma też zaproponować cła na wzbogacony uran z Rosji.
Spokój w Kaszmirze
Przywódcy Indii i Pakistanu przeprowadzili rozmowy ws. przedłużenia kruchego zawieszenia broni pomiędzy państwami. Nowe Delhi ogłosiło wznowienie ruchu lotniczego i otwarcie trzydziestu lotnisk na północy kraju. Islamabad zakomunikował natomiast, że ruch powietrzny odbywa się normalnie.
Według komunikatu indyjskich sił zbrojnych, obie strony zobowiązały się do wstrzymania ognia i jakichkolwiek agresywnych działań. Rozważą także wycofanie części sił zbrojnych z obszaru konfliktu. Mimo to w poniedziałek w kontrolowanej przez Indie części Kaszmiru zaobserwowano drony i odnotowano wybuchy.
Donald Trump ogłosił, że w sobotę doszło do zawieszenia broni po interwencji dyplomacji amerykańskiej. Pakistan przyznał, że Stany Zjednoczone odegrały rolę mediatora, Indie natomiast utrzymują, że jest to efekt jedynie rozmów dwustronnych. Część indyjskich oficjeli, jak pisze The New York Times, anonimowo przyznaje jednak, że Amerykanie pomogli osiągnąć porozumienie. Nowe Delhi nie może tego jednak przyznać, ponieważ podważyłoby to autorytet premiera Narendry Modiego.
W poprzednim tygodniu doszło do wymiany ognia pomiędzy oboma krajami. Był to poziom eskalacji niespotykany od dekad. Napięcie wzrosło po tym, jak w indyjskiej części Kaszmiru islamscy bojownicy zabili 26 osób w ataku terrorystycznym. Nowe Delhi oskarżyło o te działania Pakistan.
Chiny zapewniają sobie niezależność żywnościową od USA
Chiny budują największy poza krajem terminal przeładunkowy w porcie Santos w Brazylii. Za projekt odpowiada Cosco, państwowy gigant rolniczy. Posłuży on do eksportu między innymi kukurydzy, cukru i soi do Chin. Dzięki rozbudowie przepustowość zwiększy się z 4,5 mln ton rocznie do 14 mln.
Inwestycja wpisuje się w strategię zabezpieczenia dostaw żywności do kraju, którego zasoby ziem uprawnych i wody są niewystarczające do wyżywienia populacji. Chiny budują też setki kilometrów linii kolejowych w Brazylii oraz kończą rozbudowę portu w Peru.
Jak się uważa, działania te mają także na celu uniezależnienie kraju od dostaw produktów rolnych ze Stanów Zjednoczonych. Władze w Pekinie pod koniec kwietnia ogłosiły, że już teraz mogłyby zrezygnować z importu zbóż z USA i wciąż osiągnąć roczny wzrost gospodarczy na poziomie 5 proc. PKB, co jest oficjalnym celem.
W latach 2017-2024 Chiny zmniejszyły import soi ze Stanów Zjednanych o 14 proc. oraz zwiększyły dostawy z Brazylii o 35 proc. W 2023 roku kraj ten odpowiadał za jedną czwartą chińskich zakupów produktów rolnych, USA natomiast za 14 proc.
Tymczasem amerykański sekretarz skarbu Scott Bessent zasugerował, że choć podpisanie kompleksowej umowy handlowej pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem jest mało prawdopodobne, to możliwe jest porozumienie, w ramach którego Chiny zobowiążą się kupować więcej towarów z USA, w soi.
Bruksela chce pomóc firmom rywalizować z USA
Komisja Europejska sygnalizuje chęć ułatwienia drogi do powstawania europejskich czempionów przemysłu obronnego i dziedzinie nowych technologii. Celem jest rzucenie wyzwania amerykańskim gigantom. Zamierza dokonać rewizji przepisów dotyczących fuzji w tych sektorach. Są to branże, w których dla utrzymania konkurencyjności potrzebne są wielkie inwestycje w badania i rozwój.
Deklaracja Komisji Europejskiej zbiega się ze wspólnym artykułem prezydenta Francji Emmanuela Macrona oraz kanclerza Niemiec Friedricha Merza. Przywódcy zapowiadają w nim wspólne działania na poziomie unijnym na rzecz zwiększenia światowej konkurencyjności europejskich firm w kluczowych sektorach.
Złagodzenia przepisów dotyczących przejmowania lub łączenia przedsiębiorstw domaga się wiele europejskich firm, m.in. z sektora telekomunikacyjnego. Dotychczas unikano jednak tego zagadnienia, ponieważ obawiano się, że ułatwienie fuzji w jednej branży spowoduje podobne oczekiwania ze strony kolejnych. Sprzeciwiają się temu także organizacje konsumenckie, które obawiają się powstania oligopoli i wzrostu cen dla odbiorców dóbr i usług.
Komisja Europejska wstępnie wyznaczyła 2027 rok jako datę wejścia w życie nowych wytycznych.
Opracował Eugeniusz Romer.
Espresso Układu Sił dostępne również na YouTube oraz jako podcast: