Rosja ćwiczyła uderzenia bronią zdolną do przenoszenia ładunków nuklearnych w kilkadziesiąt celów w Europie. Do planów marynarki wojennej, pochodzących z lat 2008-2014 dotarła redakcja Financial Times. 

To głównie obiekty wojskowe – siedziby jednostek specjalnych, radary, bazy morskie, na przykład w norweskim Bergen, ale także przemysłowe, takie jak stocznie. Uderzenia planowano na terytorium m.in. Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i państw bałkańskich. 

Eksperci cytowani przez Financial Times twierdzą, że to tylko niewielka część celów, które Rosja obrała w Europie. Dokument pokazuje, że elity moskiewskie postrzegają potencjalną wojnę z Zachodem jako totalną oraz że widzą w broni jądrowej środek do zwycięstwa. Z drugiej strony, plany te nie odbiegają od oceny rosyjskich strategii przez analityków NATO. 

Specjaliści, którzy analizują od lat sferę strategii nuklearnej twierdzą, że nie jest to dokument przełomowy. Niemniej można z niego wywnioskować, że jest to pewne odejście od oficjalnych dokumentów. Według nich Rosja może użyć broni jądrowej tylko w przypadku zagrożenia istnienia państwa lub kraju sojuszniczego

– tłumaczy Michał Sadłowski, dyrektor Centrum Badań nad Państwowością Rosyjską.

Financial Times zwraca uwagę, że według niedawnych wyliczeń, sojusz posiada jedynie 5 proc. zdolności w zakresie obrony powietrznej wymaganych do odparcia potencjalnego ataku na wschodniej flance. W rosyjskim dokumencie napisano także o możliwym demonstracyjnym użyciu broni jądrowej w niezaludnionym miejscu, by wymusić uległość Zachodu. 

Należy być ostrożnym w wyciąganiu wniosków z doniesień prasowych. Nie twierdzę, że ten konkretny dokument jest sfabrykowany, ale żyjemy w czasach, w których Rosja używa argumentu atomowego jako straszaka. Przykładem jest zamieszanie wokół zaporoskiej elektrowni jądrowej

– dodaje Sadłowski.

Z dokumentu wynika, że Rosja utrzymała zdolność dokonywania takich ataków z okrętów wojennych. Podkreślono w nim zalety takiego rozwiązania, na przykład szybką zdolność do uderzenia z zaskoczenia i łatwość manewrowania. 

To złamanie układu z 1991 roku ze Stanami Zjednoczonymi, w myśl którego broń jądrowa nie powinna być umieszczana na statkach, ponieważ powoduje to duże zagrożenie nawet w czasie pokoju. Chodzi o możliwe zderzenia lub awarie w wyniku sztormów. 

Dokument wskazuje także cele na terenie państw bliskich Rosji – Iranu, Chin i Korei Północnej. 

Wskazanie celów w Azerbejdżanie czy Iranie może mieć związek z ćwiczeniami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Są spekulacje, że w ramach ćwiczeń Center 2011 trenowano odpieranie zagrożeń ze strony Morza Kaspijskiego i Azji Centralnej

– mówi Michał Sadłowski.

Chipy potrzebują ludzi

Branża półprzewodnikowa będzie musiała zmierzyć się z brakiem pracowników. Niedobory obserwowane w 2020 roku w trakcie pandemii koronawirusa sprawiły, że firmy wytwarzające procesory zaczęły jeszcze bardziej inwestować w zdolności produkcyjne. Największy producent na świecie, Taiwan Semiconductor Manufacturing Company buduje zakłady w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Niemczech. 

Wszystkie inwestycje w nowe fabryki w USA mają wynieść około 250 mld dolarów w pięcioletnim okresie. Według wyliczeń McKinsey, będzie to wymagało zatrudnienia około 160 tys. wykwalifikowanych inżynierów i techników. Rocznie jedynie około 2500 takich osób wchodzi do branży. W najbliższych latach zabraknie jej 75 tys. pracowników. 

Problemy mają także Taiwan i Korea Południowa, ze względu na starzenie się społeczeństwa. Według szacunków, w tym drugim państwie w 2031 roku brakować będzie 56 tys. osób zdolnych do pracy w przemyśle półprzewodnikowym. 

Niemcy inwestują w Chinach

Niemieckie firmy coraz chętniej inwestują w Chinach. Według danych banku centralnego Niemiec, przekazanych Financial Times, w pierwszej połowie roku wyniosły 6,5 mld euro, jedynie 800 mln mniej niż w całym zeszłym roku. Niemcy odpowiadają za 50 proc. inwestycji państw Unii Europejskiej w Chinach.

Dzieje się tak pomimo ostrzeżeń niemieckiego rządu oraz Komisji Europejskiej. Organy te obawiają się zawirowań geopolitycznych w przypadku konfliktu z udziałem Tajwanu oraz zbyt dużej zależności niemieckiej gospodarki od Chin. Chodzi zarówno o import komponentów do przemysłu motoryzacyjnego, takich jak akumulatory czy metale ziem rzadkich, jak i o zależność od chińskiego rynku.

Firmy motoryzacyjne inwestują w Chinach pieniądze zarobione w tym kraju. Przenoszą w ten sposób dużą część łańcucha produkcji do Państwa Środka. Rodzi to obawy o wpływ na niemiecką gospodarkę. Część komentatorów twierdzi, że przemysł nie wyciągnął wniosków z wojny na Ukrainie i nie dba o bezpieczną dywersyfikację dostawców i odbiorców.

Wielka Brytania chce chronić kable 

Brytyjska rządowa Komisja Geoprzestrzenna chce stworzyć rejestr podziemnej infrastruktury. Chodzi o kable energetyczne, telekomunikacyjne, gazociągi i wszelkie inne urządzenia przesyłowe. Powodem są koszty przypadkowych uszkodzeń, na przykład przy robotach budowlanych, do których dochodzi 60 tys. razy rocznie, co powoduje straty przekraczające trzy miliardy dolarów. 

Chodzi jednak także o względy bezpieczeństwa – rejestr ma pozwolić stworzyć mapę krytycznej infrastruktury, dzięki czemu będzie można ją chronić. Pilotażowy program rozpoczęto w 2019 roku w Londynie. Część firm, na przykład telekomunikacyjnych, dobrowolnie przekazało dane o swojej infrastrukturze. 

Z drugiej strony rodzi to pytania o bezpieczeństwo – publicznie dostępny rejestr potencjalnie może posłużyć do planowania ataku. Na razie mają do niego dostęp jedynie właściciele gruntów oraz wykonawcy prac budowlanych. Zwolennicy rozszerzenia tego grona argumentują, że w Holandii podobny rejestr jest otwarty dla każdego i do tej pory nie powodowało to zagrożenia.

Eugeniusz Romer