Czy Chiny mają technologiczne lewary na Europę?
Wydarzenia ostatnich miesięcy sugerują, że rywalizacja technologiczna między USA a Chinami nabiera tempa. Waszyngton uszczelnia restrykcje na sprzedaż do Chin chipów służących do rozwoju sztucznej inteligencji; z kolei Pekin wprowadził ograniczenia w eksporcie galu i germanu, istotnych dla zachodniego przemysłu półprzewodników. Tej dynamice przygląda się Unia Europejska, nakłaniana przez Stany Zjednoczone do podążania kursem odcinania Chin od ważnych technologicznych komponentów, a zarazem sama przejawiająca zależności w imporcie produktów z Państwa Środka.
W rozważaniach na ten temat często pojawia się założenie, że Europa jest zależna od Chin, jednak przede wszystkim w kategoriach ilościowych. To znaczy, że Chiny, będąc dużym, ale wciąż rozwijającym się krajem, nie mają mocnych kart w kategoriach zaawansowanej gospodarki. Sprzedają dużo artykułów i półproduktów o niskim znaczeniu technologicznym, po prostu w takiej skali, że ilość przekłada się na jakość. Z kolei zależności w kwestiach nowoczesnych branż, logicznie biorąc kojarzone są z krajami rozwiniętymi, opartymi o nowe technologie, jak Stany Zjednoczone czy Japonia.
Prawda jest jednak nieco inna. Jeśli przeanalizujemy zależność UE od całkowitego importu z Chin, okaże się, że jest ona niska. Udział ChRL w imporcie UE co prawda wynosi ponad 20%, ale jeśli uwzględnimy w równaniu handel pomiędzy krajami członkowskimi, działka Pekinu spada poniżej 9%. Co więcej, duże obszary gospodarcze cechują się większym rynkiem wewnętrznym, a co za tym idzie mniejszą zależnością od handlu zagranicznego. Dlatego import z Chin odpowiada zaledwie ok. 3-4% wartości unijnego PKB.
Zależności od Chin nie są widoczne także w badanych na ogólnym poziomie kategoriach produktowych. Taki wniosek można wysnuć patrząc na ok. 100 grup produktowych (wg dwucyfrowej klasyfikacji HS). Zaledwie około 10 z nich jednocześnie cechuje się istotnością dla europejskiej gospodarki oraz wysoką zależnością od importu z Chin – są to jednak kategorie, w których stosunkowo łatwo można znaleźć zamienniki lub alternatywne kierunki importu. Nie oznacza to, że można bagatelizować ogólny strumień sprowadzanych z Chin dóbr; jednak warto odnotować, że wrażliwość na tym poziomie analizy nie ukazuje się jako wyjątkowo duża.
Problemy pojawiają się dopiero na poziomie punktowych zależności od konkretnych produktów. Tutaj z pomocą przychodzą dwa obszerne raporty Komisji Europejskiej (z 2021 i 2022 roku). Wskazano w nich 137 produktów o strategicznym znaczeniu, w których UE polega na zagranicy, a Chiny odpowiadają za aż 52% ich łącznej wartości sprowadzanej do Unii.
Jakie dobra są słabą stroną Europy względem Pekinu? Spośród istotnych dla ekonomicznej przyszłości Unii można wymienić pięć podstawowych:
- Kluczowe surowce. Głównym problemem są metale ziem rzadkich oraz magnez. Chiny odpowiadają za kolejno 98% i 93% ich podaży na unijnym rynku, z małą konkurencją w skali globalnej. Są to pierwiastki istotne dla technologii cyfrowych, robotyki, rozwoju druku 3D, energetyki wiatrowej czy budowy pojazdów elektrycznych.
- Magnesy trwałe. Chiny tutaj dominują w skali świata, odpowiadając za 63-93% ich wartości, w zależności od etapu łańcucha produkcji. A są to ważne elementy samochodów elektrycznych i turbin wiatrowych.
- Baterie litowo-jonowe. Odgrywają rolę w zasilaniu laptopów i telefonów oraz samochodów elektrycznych. Chiny kontrolują przeważającą większość ich światowej produkcji.
- Chemikalia. Ich znaczenie jest bardziej wielowymiarowe, rozkłada się na całą gospodarkę. Jak twierdzi Komisja Europejska, niezależnie od sektora “chemikalia są głównym aktywatorem dla zielonych, cyfrowych i proodpornościowych zmian w UE”.
- Fotowoltaika. Według planów Unii ma to być jeden z kluczowych komponentów transformacji w kierunku bezemisyjnej gospodarki. Około połowa paneli słonecznych importowanych przez państwa członkowskie UE pochodzi z Chin, które w 2021 roku generowały 75% globalnej podaży.
To te właśnie punkty stanowią największe wyzwanie w kontekście zależności Unii od Chin, nie zaś ogólny wolumen handlu. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu, lewar Pekinu nie leży w ilości – leży w jakości, w konkretnych produktach, punktowych zależnościach. I choć daleko jeszcze, aby nazwać Chiny gospodarką opartą o high-tech, to paradoksalnie uzależniły one Unię Europejską właśnie w zakresie rozwoju nowoczesnych branż przyszłości. Te sektory, takie jak druk 3D, robotyka czy technologie cyfrowe, są kluczowe dla utrzymania przez Unię konkurencyjności w erze czwartej rewolucji przemysłowej. Inne, jak fotowoltaika i automobilność, zadecydują o jej zdolności do skutecznej zielonej transformacji. Co więcej, charakter tych zależności jest strukturalny – aby je przełamać, potrzeba systemowych rozwiązań na poziomie biznesowym i politycznym. One w dużej mierze już zachodzą, natomiast ich efekty w postaci znaczącego zmniejszenia uzależnienia od Pekinu są możliwe do osiągnięcia dopiero w długim terminie.
To zmienia kalkulacje, według których Chiny wobec Europy nie mają silnych kart w zakresie technologii oraz przyszłościowych sektorów. Taki pogląd to mit. W zasadzie to właśnie w tych kategoriach przejawiają się unijne zależności. Konsekwencje ewentualnej wojny handlowej byłyby bolesne nie tylko krótkookresowo, ale też podkopały by fundamenty budowy zaawansowanej, zautomatyzowanej, cyfrowej i zielonej gospodarki w Unii Europejskiej, pogłębiając jej zapóźnienie technologiczne. Należy zaznaczyć, że aby uderzyć w UE Pekin nie musi odwoływać się do pełnoskalowej wojny celnej, obejmującej większość obrotów. To właśnie punktowe uderzenia we wspomnianych wcześniej obszarach zabolałyby najbardziej, podobnie jak ograniczenia nakładane przez USA na chiński sektor półprzewodników.
To daje Chinom możliwość proporcjonalnej odpowiedzi na wprowadzane pod presją amerykańską restrykcje ze strony państw Unii Europejskiej. Dotyczą one co prawda wąskiej grupy produktów, jednak również stanowią poważny cios w długoterminowy rozwój ChRL. Dlatego ograniczanie eksportu kluczowych komponentów do Chin jest z perspektywy wspólnoty działaniem o wysokim ryzyku i zarazem kontrastuje ze znacznie mniej eskalacyjnymi planami deriskingu, zmierzającymi do obniżenia własnej zależności od importu z Chin, zamiast próby spowolnienia ich rozwoju.
W tym świetle wprowadzone ostatnio przez Chiny restrykcje na eksport niektórych pierwiastków ziem rzadkich, oprócz praktycznego wymiaru osłabiania zachodnich możliwości produkcji chipów, prawdopodobnie mają też wymiar dyplomatyczny. Jest to specyficzne ostrzeżenie dla państw europejskich, szczególnie Francji i Niemiec, symbolizowanych przez dwa pierwiastki – gal i german. Tak jak kraje Unii w relacjach ekonomicznych z Chinami preferują dążenie do dywersyfikacji, tak Stanom Zjednoczonym zależy na ograniczeniu ich rozwoju, również poprzez naciski na sojuszników. W ten sposób Unia Europejska może znaleźć się w gospodarczej strefie zgniotu między mocarstwami, co grozi zapóźnieniem w wyścigu technologicznym.
Sytuację szczególnie komplikuje fakt, że o ile wspólnota zapewne jest w stanie mocno zwiększyć swoją niezależność, o tyle efekty deriskingu będą widoczne w perspektywie długoletniej, a tymczasem konfrontacja chińsko – amerykańska w kontekście gospodarki przyszłości nabiera tempa już teraz.
Maksymilian Skrzypczak