Czy Globalne Południe zwiększy odporność handlową Europy?

W niedzielę 16 kwietnia niemiecki kanclerz Olaf Scholz wygłosił mowę otwierającą targi przemysłowe Hannover Messe. Warto zwrócić uwagę na jedną z jego zapowiedzi. Scholz zadeklarował bowiem, że Niemcy będą wspierać budowę infrastruktury przetwórczej w krajach wydobywających kluczowe minerały. Wymienione zostały Namibia, Chile oraz Indonezja. To w tych państwach położone są złoża ważnych pierwiastków, importowanych przez Unię Europejską. Jest jednak pewien haczyk – ich obróbka często dokonuje się w Chinach. Gdyby wspomniane kraje mogły w większym stopniu same odpowiadać za cały proces, zmniejszona zostałaby zależność Unii od Państwa Środka.

Należy zaznaczyć, że Chiny dominują w globalnym przetwórstwie strategicznych minerałów. Odpowiadają za obróbkę 68% wydobywanego na świecie rocznie niklu, 40% miedzi, 59% litu i 73% kobaltu. Zależność pozostałych państw od Pekinu jest na tej płaszczyźnie wyraźna. Jednocześnie Chiny nie posiadają znacznych udziałów przy wydobyciu żadnego z tych pierwiastków. W tym zakresie dla niklu przoduje Indonezja, dla miedzi Chile, dla litu Australia i Chile, a w przypadku kobaltu Demokratyczna Republika Konga. Z kolei kopalnie we wspomnianej przez Scholza Namibii odpowiadają za 12% światowej produkcji uranu, plasując się na drugim miejscu, za Kazachstanem. Jak widać po powyższych statystykach, gdyby przetwórstwo częściej dokonywało się w krajach wydobycia, zależność gospodarki światowej, w tym UE, od Chin, uległaby osłabieniu.

Olaf Scholz wyraził także nadzieję, że negocjowana od 2016 roku umowa o wolnym handlu między Indonezją a UE zostanie w końcu sfinalizowana. Jak wskazał, z uwagi na rozwój sytuacji geopolitycznej w Europie i w Azji, Unia powinna dążyć do podobnych porozumień z Meksykiem, Australią, Kenią i Indiami. To wypowiedź spójna ze słowami Ursuli von der Leyen, zdaniem której należy dywersyfikować europejski handel poprzez umowy z innymi demokracjami. W UE generalnie trwa debata na temat zwiększania odporności łańcuchów dostaw na zawirowania w globalnym handlu, do czego przyczyniła się pandemia, a w ostatnich miesiącach narastające napięcia geopolityczne. O tym wspominała m.in. niemiecka min ister spraw zagranicznych Annalena Baerbock podczas niedawnej wizyty w Chinach, uspokajając jednocześnie, że “derisking” nie oznacza dążenia do decouplingu.

Europejskie elity słusznie spoglądają akurat w kierunku Globalnego Południa. Państwa te posiadają bowiem zbliżone do Chin atuty – duże zasoby siły roboczej i niskie koszty pracy. Zarazem, z oczywistych względów, przeważnie charakteryzują się mniejszym ryzykiem geopolitycznym, niż Państwo Środka. Co więcej, Unia ma większy potencjał politycznego i ekonomicznego wpływania na takie kraje, jak Indonezja czy Chile, niż na Chiny.

Zyskujące na znaczeniu Globalne Południe jest szansą dla UE, czy nawet szerzej dla Zachodu, na dywersyfikację i przełamanie dominacji handlowej Chin. Możliwe, że nie trzeba dokonywać tego poprzez twardy protekcjonizm, co groziłoby wojną handlową i poważnymi stratami gospodarczymi. Zamiast tego, można zacieśniać współpracę z państwami o rosnących udziałach w globalnej produkcji i handlu. To naturalnie zmniejszy stosunkową zależność od Chin, a jednocześnie nie będzie miało eskalacyjnego charakteru. Elity europejskie przytomnie dostrzegły tę okazję, za co należy je pochwalić – otwartym natomiast pozostaje pytanie, jak i na ile uda się z niej skorzystać.

Maksymilian Skrzypczak