Podczas gdy uwaga europejskich ekspertów i analityków skoncentrowana jest na dyskusjach wokół przyszłość amerykańskiej polityki wobec Eurazji, pierwsze działania administracji Trumpa wskazują, że Waszyngton będzie bardziej niż w ostatnich latach angażował się w politykę na zachodniej półkuli. Znaczenia Ameryki Łacińskiej w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych nie można przecenić, ze względu na kluczową rolę tego regionu dla problemu masowej migracji i przemytu narkotyków. Próba uregulowania tego ostatniego problemu może mieć niezamierzone negatywne konsekwencje zarówno dla Waszyngtonu jak i jego sojuszników. 

Pierwsze działania nowej amerykańskiej administracji wskazują, że w polityce na zachodniej półkuli Stany Zjednoczone stawiają sobie trzy główne cele. 

Po pierwsze, uregulowanie kwestii masowej migracji poprzez deportacje nielegalnych imigrantów do państw pochodzenia. Przy braku chęci współpracy ze strony lokalnych rządów, Waszyngton będzie sięgał po środki przymusu, w tym cła. Tym właśnie narzędziem republikańska administracja posłużyła się wobec Kolumbii, której władze odmówiły przyjęcia dwóch amerykańskich samolotów wojskowych transportujących nielegalnych imigrantów do ich macierzystego kraju. W odpowiedzi Donald Trump ogłosił wprowadzenie 25% ceł na kolumbijskie towary. Prezydent Kolumbii Gustavo Petro najpierw sam zagroził cłami odwetowymi, ale wkrótce z Bogoty popłynął już inny komunikat, wskazujący na ustępstwa wobec Waszyngtonu. Biały Dom szybko ogłosił zwycięstwo, a sekretarz prasowa Białego Domu Karoline Leavitt stwierdziła w oficjalnym oświadczeniu: „Dzisiejsze wydarzenia jasno pokazują światu, że Ameryka znów jest szanowana. Prezydent Trump będzie nadal zaciekle bronił suwerenności naszego narodu i oczekuje, że wszystkie inne narody świata będą w pełni współpracować w akceptowaniu deportacji swoich obywateli nielegalnie przebywających w Stanach Zjednoczonych”. 

Po drugie, administracja Trumpa jest zainteresowania wypchnięciem wpływów Chin z zachodniej hemisfery. Z tego też powodu prezydent Trump i jego zespół podejmują temat chińskich inwestycji wokół Kanału Panamskiego, w tym w portach po obu jego stronach. Podobnie jak w przypadku Kolumbii, Biały Dom może zagrozić temu państwu sankcjami gospodarczymi i nałożeniem karnych ceł w celu uzyskania od władz Panamy obietnicy zakończenie współpracy z chińskimi firmami. 

Po trzecie, celem nowej administracji będzie uderzenie w przemyt narkotyków, w tym przede wszystkim opioidów i produkowanego z nich fentanylu. Warto przypomnieć, że 74 tysiące Amerykanów zmarło z powodu przedawkowania tej substancji w 2023 r. To około 25 razy więcej niż liczba osób, które zginęły w zamachach terrorystycznych 11 września. Państwem kluczowym dla uregulowania tego problemu jest Meksyk, miejsce działania licznych karteli narkotykowych i produkcji nielegalnych substancji uzależniających, oraz obszar tranzytowy dla narkotyków szmuglowanych z innych państw Ameryki Środkowej i Południowej. Tu prezydent Trump może podobnie posłużyć się cłami w celu wymuszenia na władzach Meksyku aktywnych i skutecznych działań wymierzonych w narkotykowe grupy przestępcze. Już teraz zapowiedział możliwość wprowadzenia 25% ceł na towary sprowadzane do Stanów Zjednoczonych z Meksyku, co może nastąpić już na początku lutego. Jednak w przypadku kryzysu narkotykowego nie jest to jedyne narzędzie, którego nowe władze w Białym Domu mogą użyć, chcąc uderzyć w kartele narkotykowe. 

Jedną z pierwszych decyzji republikańskiej administracji było uznanie tych zorganizowanych grup przestępczych za organizacje terrorystyczne. Ruch ten sprawia, że jakakolwiek współpraca z tymi podmiotami ze strony banków i innych instytucji finansowych oraz firm staje się dla nich jeszcze trudniejsza niż dotychczas, ale to nie wszystko. Ta decyzja daje amerykańskiemu rządowi podstawę prawną do zastosowania doktryny “unwilling or unable”. Umożliwia ona amerykańskim władzom rozpoczęcie interwencji zbrojnej, traktowanej jako samoobronę na terytorium innego państwa niezdolnego lub niechętnego zdaniem Waszyngtonu do walki z terroryzmem. 

Jak wskazuje Mateusz Piątkowski, profesor prawa na Uniwersytecie Łódzkim: “Zaklasyfikowanie Meksyku przez USA jako państwa „niezdolnego i niechętnego” wraz z uznaniem karteli za grupy terrorystyczne daje USA podstawę do powołania się na powyższą doktrynę i usprawiedliwienia (w swoich oczach – przyp. M. S.) działań zbrojnych na terytorium Meksyku bez jego zgody”. 

Podczas kampanii prezydenckiej w 2024 r. Trump wielokrotnie proponował użycie sił specjalnych, dronów, a nawet uderzeń rakietowych w celu powstrzymania przemytu narkotyków. Dodajmy, że podobne pomysły 47 prezydent Stanów Zjednoczonych formułował jeszcze w czasie pierwszej kadencji. Były sekretarz obrony Mark Esper napisał w swojej książce w 2022 r., że Trump kiedyś zapytał, czy mógłby wystrzelić rakiety w kierunku Meksyku aby zniszczyć laboratoria narkotykowe i czy takie ataki można utrzymać w tajemnicy. 

Za siłowymi rozwiązaniami problemu przemytu narkotyków z Meksyku opowiadali się niemal wszyscy kandydaci w prawyborach prezydenckich w Partii Republikańskiej. 

Jak wskazuje w analizie na portalu Foreign Policy Emma Ashford,  ekspert amerykańskiego think-tanku Stimson Centre: “Pomysł ten stał się bardzo popularny w konserwatywnych mediach i kręgach polityki zagranicznej. Na przykład wiceprezydent-elekt J.D. Vance argumentował, że rząd USA powinien mieć prawo do wysłania wojsk do Meksyku w celu powstrzymania przepływu fentanylu. Obecny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Trumpa, Mike Waltz, przedstawił w 2023 r. projekt ustawy, który upoważniłby Waszyngton do użycia siły militarnej przeciwko kartelom, a anonimowe źródło niedawno poinformowało reporterów, że plany wysłania amerykańskich sił specjalnych w celu zamordowania przywódców karteli były szeroko omawiane w zespole ds. przekazania władzy Trumpowi.

Gdyby Ameryka pod rządami Trumpa zdecydowała się na tak radykalny krok, jak militarna interwencja w Meksyku w celu rozbicia karteli narkotykowych, groziłoby to uwikłaniem się Stanów Zjednoczonych w kolejny długoletni konflikt, absorbujący uwagę Waszyngtonu i odwracający jego wzrok od innych wyzwań, w tym przede wszystkim w Eurazji. Byłby to fatalna wiadomość dla wszystkich amerykańskich sojuszników i absolutnie pożądany scenariusz z punktu widzenia Moskwy czy Pekinu. 

Podczas inauguracji swojej prezydentury, w przemówieniu na Kapitolu 20 stycznia, Trump powiedział: „Będziemy mierzyć nasz sukces nie tylko bitwami, które wygramy, ale także wojnami, które zakończymy — i być może najważniejsze, wojnami, w które nigdy nie wejdziemy. Moim najwspanialszym dziedzictwem będzie dziedzictwo pacyfisty i zjednoczyciela”.

Rzeczywistość może szybko powiedzieć Donaldowi Trumpowi: sprawdzam. 

Marek Stefan