Czy Turcja przekaże S-400 Ukrainie?

Pentagon od tygodnia nakłaniał Turcję do przekazania Ukrainie systemów obrony rakietowej S-400 zakupionych od Rosji. Ze strony Waszyngtonu na stole znalazła się oferta poprawy relacji pomiędzy partnerami w NATO, zniesienia sankcji CAATSA na turecki przemysł zbrojeniowy i powrotu do rozmów o zakupie i produkcji myśliwców F-35.

Wobec tej informacji pojawiło się wiele spekulacji, że rosyjska inwazja na Ukrainę, potrzeba spójnej reakcji Sojuszu Północnoatlantyckiego i zdecydowana reakcja NATO spowodują, iż Turcja porzuci swoją strategię balansowania.

Spekulacje te przecięło w środę oświadczenie szefa tureckiego przemysłu zbrojeniowego. Ismail Demir powiedział w wywiadzie dla „Izwiestji”, że Turcja nie wyśle S-400 na Ukrainę argumentując tym, że nie podjęła decyzji o zaprzestaniu współpracy zbrojeniowej z Rosją i jest to jej indywidualna ścieżka rozwoju. „Nie jest to dla nas temat do dyskusji. Dyskutowaliśmy o tym w przeszłości, a teraz po prostu kontynuujemy (współpracę z Federacją Rosyjską – przyp. „Izwiestji”). Rezygnacja nie podlega nawet dyskusji”, poinformował Demir.

Od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę w tym roku, Turcja dalej kontynuuje politykę indywidualnej drogi, która miała miejsce przed wojną, chociaż jak wspomniano wyżej, asertywne stanowisko NATO w pierwszej fazie konfliktu przesunęło Ankarę bliżej Zachodu.

Turcja swoje kroki stawia tak, żeby pokazywać, że działa jak członek NATO i tu w porównaniu do takich państw jak Niemcy trudno mieć do niej pretensje. Z drugiej jednak strony relacje z Rosją s utrzymywane nie tylko w zakresie współpracy ekonomicznej, ale też, jak widzimy powyżej, militarnej. Nawet zamknięcie cieśnin na Morze Czarne, o które prosiła Ukraina, dokonało się w taki sposób, ze uniemożliwia ono wpłynięcie statkom NATO na ten akwen.

Sceptycyzm wobec zmiany postawy Turcji w polityce międzynarodowej względem NATO, USA i Rosji wyrażał w rozmowie z „Układem Sił” dwa tygodnie temu dr Karol Wasilewski, ekspert od spraw tureckich.

Te zastrzeżenia są zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę uzależnienie Turcji od surowców energetycznych i zboża z Rosji oraz liczne konflikty w innych obszarach, jakie Ankara ma z Moskwą, a w których Rosja mogłaby wzmocnić strony przeciwne Turcji. Prawdopodobnie istnieje też kalkulacja ze strony prezydenta Turcji, że wojna na Ukrainie i postawa NATO przywracają też kwestie ideologiczne dotyczące porządku światowego i NATO jako sojuszu państw demokratycznych wobec coraz bardziej asertywnych autokracji.

Ze strony Erdogana mogą tu pojawiać się obawy, że Zachód może wmieszać się w sprawy wewnętrze Turcji i ograniczać jej politykę, która przypomina coraz bardziej Rosję, a nie kraj demokratyczny.

Należy też mieć też wzgląd na fakt, że ewentualne odcięcie poszczególnych członków NATO od gazu ze strony Rosji, np. takich jak Polska, byłoby praktycznie niemożliwe bez odcięcia całości zakupów z UE, a więc poważnego ograniczenia dopływu dewiz. W przypadku Turcji jest ona w zasadzie głównym odbiorcą gazu z rurociągów do niej płynących, a więc tym samym bardziej jest podatna na szantaż.

Ostatecznie, jak widać to po samej deklaracji szefa zbrojeniówki, nawet wobec przywrócenia dobrych relacji z USA i możliwości nabycia F-35 Turcja nie zamierza wykonywać działań, którymi zaryzykuje odwet ze strony Rosji. Pewną nadzieję można było mieć jeszcze biorąc pod uwagę, że ta wypowiedź – nie padająca ze strony najwyższych czynników decyzyjnych w Turcji – jest sygnalizacją do dalszych negocjacji z Amerykanami. Można by się łudzić, że tezę o negocjacjach potwierdza wypowiedź kolejnego tureckiego polityka, szefa komunikacji przy tureckim prezydencie Fahrettin Altun, który w środowym wywiadzie dla „Washington Post”, że wstępnym warunkiem dostarczenia Ukrainie S-400, byłoby rozmieszczenie bez żadnych warunków baterii Patriot i samolotów F-35 w Turcji. To jednak wygląda jak zamknięcie rozmów bez dania wyraźnej odpowiedzi odmownej, ale poprzez postawienie niemożliwych do spełnienia warunków wstępnych.

Trzeba pamiętać, że ograniczenia dotyczące F-35 i związane z sankcjami CAATSA nie szkodzą jedynie Turcji, ale pośrednio osłabiają też sam Sojusz Północnoatlantycki.

Zakup S-400 był głównym czynnikiem pogorszenia się relacji między Turcją a Stanami Zjednoczonymi. Ankara twierdziła, że była zmuszona do zakupienia rosyjskiego systemu OPL z powodu odmowy sprzedaży Patriotów przez USA. Waszyngton z kolei uważał, że zintegrowanie S-400 z amerykańskimi i natowskim sprzętem pociągnie za sobą ryzyko kradzieży informacji technologicznych. W związku z tym turecki przemysł zbrojeniowy został objęty sankcjami CAATSA nakładanymi na przeciwników USA i organizacje z nimi współpracujące.

Jan Wójcik