Spośród ponad 100 państw uczestniczących w szwajcarskim szczycie na rzecz pokoju na Ukrainie, końcowy komunikat podpisały 78. Wśród sygnatariuszy zabrakło Arabii Saudyjskiej, Republiki Południowej Afryki. Indii, Brazylii oraz Indonezji. Chiny postanowiły zbojkotować szczyt, tłumacząc, że nie wezmą udziału w spotkaniu, na które nie została zaproszona jedna ze stron konfliktu, czyli Rosja. Trudno uznać to za sukces Kijowa w walce o „serca i umysły” Globalnego Południa, chociaż taki właśnie komunikat płynął ze strony Kijowa i Waszyngtonu po zakończeniu wydarzenia. 

Szczyt zorganizowany przez ukraińskie władze miał na celu przede wszystkim pokazać, że Kijów jest w stanie zgromadzić wokół własnej wizji pokoju, kończącej wojnę z Rosję, większość państw świata, w tym przede wszystkim kraje Globalnego Południa, których pozycja międzynarodowa stale rośnie. Miało to wytrącić z rąk Kremlowi argument, że tzw. “światowa większość”, czyli właśnie kraje rozwijające się, nie sprzyjają rządowi w Kijowie i wspierającym go Zachodowi. 

Żeby osiągnąć zakładany cel władze Ukrainy ograniczyły agendę szczytu w Szwajcarii do trzech punktów z dziesięciu, które stanowią tak zwaną Ukraińską Formułę Pokoju, sformułowaną dwa lata temu przez prezydenta Zełeńskiego. Podkreśla ona przede wszystkim konieczność powrotu Ukrainy do międzynarodowo uznanych granic z 1991 roku i rozpoczęcie rozmów pokojowych z Rosją dopiero po wycofaniu przez nią sił zbrojnych z terytorium Ukrainy. W celu odniesienia narracyjnego i dyplomatycznego sukcesu Kijów ograniczył jednak agendę szczytu do rozmów wokół bezpieczeństwa nuklearnego i żywnościowego, oraz powrotu jeńców wojennych i uprowadzonych przez Rosjan dzieci i cywilów na Ukrainę. W tym świetle rezultaty spotkania z punktu widzenia Kijowa i wspierającego go Zachodu są co najwyżej mieszane. 

Spośród ponad setki delegacji uczestniczących w spotkaniu w Lucernie komunikat końcowy podpisało 78. Nie znalazły się wśród nich wiodące kraje Globalnego Południa – Indie, Indonezja, RPA, Brazylia (która wysłała tylko obserwatora), czy Arabia Saudyjska. 

“Tylko opcje, które są akceptowalne dla obu stron mogą doprowadzić do pokoju” –  powiedział Shin Pavan Kapoor, sekretarz stanu w ministerstwie spraw zagranicznych Indii, wyjaśniając decyzję swojego kraju o niepodpisywaniu deklaracji końcowej.

Zełenski szczególnie naciskał na udział w szwajcarskim szczycie Królestwa Saudów, znanego dobrych relacji z Rosją. Efektem dyplomatycznych zabiegów Kijowa była obecność na konferencji ministra spraw zagranicznych Faisala bin Farhana Al Sauda. Urzędnik ten ostrzegł jednak w sobotę Kijów, że ten musi być przygotowany na „trudny kompromis”, aby położyć kres konfliktowi, co jest poglądem podzielanym przynajmniej przez część tak zwanego Globalnego Południa, które swoje niejednoznaczne stanowisko w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej, postanowiło zamanifestować metodami dyplomatycznymi. Część państw sygnatariuszy była bowiem reprezentowana w Szwajcarii nie przez ich przywódców czy szefów rządów, ale przez ministrów spraw zagranicznych, czy nawet urzędników niższego szczebla. Tak było w przypadku Indii, Meksyku, Arabii Saudyjskiej, Republiki Południowej Afryki, Tajlandii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. 

Obniżenie rangi przedstawicielstwa na konferencji oznacza w języku dyplomacji komunikat o mniejszym priorytecie tego wydarzenia dla danego państwa. W tym miejscu należy także dodać, że Stany Zjednoczone reprezentowali wiceprezydent Kamala Harris oraz prezydencki doradca do spraw bezpieczeństwa Jake Sullivan. Powodem absencji Bidena, który tuż przed szczytem w Szwajcarii opuścił Europę, goszcząc wcześniej na spotkaniu przywódców państw G-7 we Włoszech, było spotkanie z darczyńcami i celebrytami w jego trwającej kampanii wyborczej. Na uwagę zasługują także postawy przywódców Francji, Niemiec i Włoch, którzy ograniczyli swój udział w spotkaniu do jednego dnia. 

Jak wskazuje agencja Associated Press: “Viola Amherd, prezydent Szwajcarii, powiedziała na konferencji prasowej, że ‘zdecydowana większość’ uczestników zgodziła się z ostatecznym dokumentem, który ‘pokazuje, co może osiągnąć dyplomacja’. Prezydent Ukrainy pochwalił ‘pierwsze kroki w kierunku pokoju’, które w jego opinii zostały wykonane na spotkaniu i powiedział, że Ukraina prowadzi rozmowy z niektórymi krajami, których nie wymienił, na temat zorganizowania ‘kolejnego szczytu pokojowego’, którego termin nie jest jednak znany. 

W reakcji na szczyt w Szwajcarii Rosja zasygnalizowała, przez kilka posunięć wojskowych i dyplomatycznych, że nie jest obecnie zainteresowana żadnymi realnymi negocjacjami o zawieszeniu broni.

W piątek 14 czerwca Władimir Putin wystosował pod adresem Kijowa i Zachodu ultimatum, będące powtórzeniem dotychczasowego stanowiska Moskwy w sprawie rosyjskich warunków zakończenia działań wojennych na Ukrainie i rozpoczęcia rozmów o zawieszeniu broni. Żądania Moskwy, takie jak wycofanie ukraińskich wojsk z obwodów Donieckiego, Ługańskiego i Zaporoskiego, oraz porzucenie aspiracji dołączenia do NATO, to warunki nie do przyjęcia dla Kijowa. Jednak ich powtórzenie w obecnym momencie przez Putina, w połączeniu z podkreśleniem koniecznej “denazyfikacji” Ukrainy, czyli usunięcia obecnego rządu i prezydenta, a także podkreślanie przez Kreml nielegalnego charakteru władzy prezydenta Zełeńskiego, nie wskazują na gotowość do ustępstw ze strony Moskwy. 

Równocześnie, już czasie trwania konferencji w Lucernie, Moskwa nasiliła działania zbrojne na Ukrainie, a Putin podczas niedawnego Forum Ekonomicznego w Petersburgu w rozmowie z Siergiejem Karaganowem, rosyjskim strategiem o “jastrzębim” nastawieniu wobec Zachodu, w odpowiedzi na pytanie o potrzebę eskalacji działań w konflikcie z Kijowem, stwierdził, że być może Rosja musi rozważyć zmianę swojej doktryny deklaratywnej związanej z użyciem broni jądrowej oraz podejścia do jej testowania, jako elementu sygnalizacji strategicznej przede wszystkim wobec Stanów Zjednoczonych. W podobnym duchu wypowiadał się również wiceminister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Riabkow, który powiedział niedawno: “Rosja musi w jakiś sposób zasygnalizować podniesienie stawki ryzyka po tym, gdy Stany Zjednoczone zdecydowały się przekroczyć kolejną wyznaczoną przez Moskwę czerwoną linię”. Jak się wydaje, rosyjski dyplomata miał tutaj na myśli zgodę Waszyngtonu na ograniczone użycie przez siły ukraińskie amerykańskiej broni do uderzeń na terytorium Rosji. 

W związku ze szwajcarskim szczytem na uwagę zasługuje także ewolucja postawy Ukrainy wobec Chin. Przemawiając na konferencji bezpieczeństwa w Szangri-La w Singapurze, prezydent Zełeński oskarżył Pekin o aktywne działania mające na celu zniechęcanie państw, głównie rozwijających się, do udziału w konferencji w Lucernie. To bezpośrednie oskarżenie sformułowane pod adresem Chin odbiega od dotychczasowej postawy Kijowa od początku rosyjskiej inwazji. Ukraina dotychczas liczyła bowiem na wywarcie przez Chińczyków presji na Rosję w celu doprowadzenia jej do stołu rozmów. Do niczego takiego nie doszło, a równocześnie przez ostatnie dwa lata Pekin i Moskwa zacieśniły strategiczną współpracę i wymianę handlową, w tym także tę prowadzoną przez szereg państw pośredników w celu uniknięcia zachodnich sankcji. W reakcji na to postawa Ukrainy wobec Chin się zmieniła. 

Jak wskazuje Alexander Gabuev dyrektor ośrodka Carnegie Russia Eurasia Center w Berlinie w artykule na łamach „Foreign Affairs”: 

“Wygląda na to, że Xi nie porzuci swojego kłopotliwego rosyjskiego partnera, ani nawet nie złoży gołosłownych deklaracji pomocy Kijowowi. Zamiast tego Chiny wybrały bardziej ambitne, ale także bardziej ryzykowne podejście. Będą nadal pomagać Moskwie i sabotować propozycje pokojowe kierowane przez Zachód. Mają nadzieję, że następnie wykorzystają swój wpływ na Rosję, aby przyciągnąć obie strony do stołu w celu wynegocjowania trwałego porozumienia. Jest jednak mało prawdopodobne, by ten gambit się powiódł. Ani Rosja, ani Ukraina nie wydają się być gotowe do poważnych rozmów pokojowych – przynajmniej na razie. Kijów i jego partnerzy nie ufają, że Chiny będą działać w dobrej wierze. A Pekin ma bardzo małe doświadczenie w prowadzeniu tego rodzaju dużych, międzynarodowych negocjacji”.

Wiele wskazuje na to, że być może kolejna zewnętrzna próba doprowadzenia Ukrainy i Rosji do stołu rozmów dyplomatycznych może zostać podjęta dopiero po zmianie administracji w Białym Domu. Donald Trump niejednokrotnie sygnalizował bowiem z jednej strony rzekomą zdolność do szybkiego zakończenia tej wojny, a z drugiej niechęć do kontynuowania wsparcia militarnego i finansowego dla Ukrainy. Na jednym z niedawnych spotkań w ramach kampanii wyborczej nazwał prezydenta Ukrainy: „największym sprzedawcą na świecie” ze względu na jego wysiłki na rzecz pozyskania międzynarodowego wsparcia dla oporu Ukrainy przeciwko rosyjskiej agresji. Jak stwierdził Trump: „Zełeński wyjechał cztery dni temu z 60 miliardami dolarów, wraca do domu i ogłasza, że potrzebuje kolejnych 60 miliardów dolarów. To się nigdy nie kończy”. 

Nic zatem obecnie nie wskazuje, że jesteśmy blisko zakończenia wojny za naszą wschodnią granicą, a w obliczu rosyjskich i białoruskich działań dywersyjnych i sabotażowych, których nasilenie obserwujemy teraz w całej niemal Europie, musimy się przygotować na funkcjonowanie w realiach rosnącej destabilizacji bezpieczeństwa. 

Marek Stefan