Przychody z Kanału Sueskiego w pierwszym kwartale 2024 roku spadły o prawie 60 procent, podał Bank Centralny Egiptu. Głównym powodem tej straty są ataki jemeńskich Hutich na statki komercyjne. W ich wyniku spedytorzy morscy zostali zmuszeni do obrania okrężnej drogi przez Przylądek Dobrej Nadziei. W rozliczeniu trzech kwartałów, za rok podatkowy, który w Egipcie trwa od lipca do lipca, kraj ten stracił już 400 milionów dolarów przychodów. Pamiętać należy jednak, że wpływ na globalny handel morski jemeńskie ataki zaczęły wywierać dopiero pod koniec 2023 roku. Roczny przychód z operacji w Kanale Sueskim to prawie 9,5 miliarda dolarów, co stanowi 11% egipskiego eksportu.

Nowo mianowany minister spraw zagranicznych Egiptu Badr Abdelatty w pierwszej swojej rozmowie z sekretarzem stanu USA Antonym J. Blinkenem co prawda poruszył sprawę zakończenia ataków Hutich na międzynarodowy transport morski, ale od stycznia Egipt wstrzymuje się od udziału w bezpośrednich działaniach militarnych przeciwko jemeńskim rebeliantom. Kair uważał, że ewentualne rozwiązanie leży w załagodzeniu konfliktu w Strefie Gazy, pomimo tego, że jest najbardziej narażony na straty z powodu działań Hutich. Ataki uderzają nie tylko w przychody z tranzytu przez Kanał Sueski, ale także pozbawiają Egipt dopływu zagranicznej waluty w sytuacji, gdy boryka się z brakiem rezerw walutowych. Do tego ograniczają import paliw i żywności oraz dokładają się do strat w turystyce, będącej i tak już pod presją wynikającą z utraty turystów w wyniku wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą.

Jaki zatem Egipt może mieć powód, by wstrzymywać się z akcją, pomimo posiadania najsilniejszej floty spośród państw Morza Czerwonego? Należy przypomnieć, że w roku 2015, kiedy Arabia Saudyjska rozpoczęła operację w Jemenie przeciwko milicjom Hutich, Egipt wziął na siebie zapewnienie bezpieczeństwa transportu przez Morze Czerwone. Wtedy prezydent Sisi twierdził, że Morze Czerwone jest „arabskim jeziorem”, a jego bezpieczeństwo sprawą bezpieczeństwa narodowego Egiptu. Teraz jednak udział w koalicji „Strażnik Dobrobytu” przeciwko Hutim byłby odczytany w kraju, jak i w regionie, jako pośrednie wsparcie izraelskich działań przeciwko Strefie Gazy. Huti przedstawiają bowiem swoje ataki na statki komercyjne jako odwet za działania Izraela wobec palestyńskiej enklawy, toteż Egipt łatwo mógłby zostać uznany za stronnika Jerozolimy.

Na razie Egipt angażuje się w wojnę na słowa z Hutimi. Kiedy przywódca ruchu Abd Al-Malik Al-Houthi wezwał Egipt na kanale Russia Today do zadbania o swoje bezpieczeństwo narodowe i zerwania relacji z Izraelem, rządowy dziennik “Al-Gumhouriyya” zarzucił mu, że to właśnie jego ruch stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Egiptu, jak również jest przyczyną opłakanego stanu Jemenu. Oskarżył Al-Houthiego o awanturnictwo, populizm i pogarszanie tym samym sprawy palestyńskiej, w przeciwieństwie do wieloletniej polityki Egiptu na tym polu. 

Dla pełniejszego obrazu należy dodać dwie uwagi. Po pierwsze, Egipt w wewnętrznym jemeńskim konflikcie popiera przeciwników ruchu Al-Houthiego, stronę rządową i zapewnia ją, że jest za jednością i integralnością Jemenu. Po drugie, wsparcie przez Hutich walki Hamasu z Izraelem to tylko oficjalny fragment rzeczywistych intencji szyickich milicji. Destabilizując bezpieczeństwo na Morzu Czerwonym uderzają także w interesy Arabii Saudyjskiej, która ogłosiła plany dywersyfikacji przychodów i chce odchodzić od gospodarki opartej głównie na wydobyciu węglowodorów. Plany te związane są mocno z mega inwestycjami w bezpośredniej bliskości Morza Czerwonego. Jemeńskie milicje mogą więc także gospodarczo uderzać i w Egipt, i w swojego bezpośredniego wroga.

Jan Wójcik