Erozja wpływów Rosji w Eurazji w cieniu szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy

Zakończony w zeszłym tygodniu szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy, do której należą m.in. Rosja, Chiny, Iran Indie, czy Pakistan miał miejsce w szczególnym momencie geopolitycznego przesilenia w obszarze dawnych republik ZSRR. Na naszych oczach erozji ulegają, jeszcze do niedawna silne wpływy polityczne Moskwy w państwach rosyjskiej tzw. „bliskiej zagranicy”.

Niedawne porażki wojsk rosyjskich w Obwodzie Charkowskim na Ukrainie, skłoniły część komentatorów i ekspertów zajmujących się Rosją do coraz odważniejszych rozważań na temat perspektyw realnego spadku wpływów politycznych w Azji Środkowej, na Kaukazie, a także w Europie Wschodniej. Szczególnie te dwa pierwsze regiony, tradycyjnie postrzegane jako bastiony wpływów Rosji, zaczynają coraz mocniej wymykać się spod wpływów Moskwy.

Początek zeszłego tygodnia przyniósł informacje o wznowieniu walk między Azerbejdżanem i Armenią, do których doszło tym razem nie w Górskim Karabachu, ale na granicy obu państw. W wyniku starć, Azerowi zajęli niewielki skrawek terytorium sąsiedniego państwa, a łącznie po obu stronach zginęło około 170 osób. Było to najkrwawsza eskalacja przemocy między Erywaniem i Baku od zakończenia walk o Górski Karabach w 2020 r. Mimo apeli premiera Armenii Paszyniana o interwencję wojskową Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) Rosja, która utrzymuje około 2 tys. kontyngent wojskowy w Górskim Karabachu, nie zdecydowała się na interwencję zbrojną. Szef MSZ Kazachstanu (będącego również członkiem organizacji) Muchtar Tleuberdi, pytany kilka dni temu na konferencji prasowej o możliwość wysłania kontyngentu wojskowego OUBZ na linię walk, stwierdził, że:  „Na razie taka kwestia się nie pojawiła”.

Ormiański analityk Tigran Grigoryan w wypowiedzi dla portalu Politico stwierdził: „Porażki Rosji w wojnie na Ukrainie oznaczają, że jej możliwości są bardziej ograniczone i stworzyły próżnię bezpieczeństwa w regionie. W tym momencie Rosja nie chce ani nie jest w stanie powstrzymać Azerbejdżanu”.

Z punktu widzenia Rosji, na domiar złego, pod koniec zeszłego tygodnia do Erywania z oficjalną wizytą przybyła Marszałek Izby Reprezentantów Kongresu Nancy Pelosi. Wpływowa amerykańska polityk, nie tylko wskazała Azerbejdżan, jako stronę ponoszącą odpowiedzialność za ostatnie starcia graniczne z Armenią, ale także stwierdziła, że Waszyngton chce wesprzeć Erywań „w globalnej walce między demokracją a autokracją”, a jej wizyta jest: „mocnym symbolem zdecydowanego zaangażowania Stanów Zjednoczonych na rzecz pokojowej, prosperującej i demokratycznej Armenii oraz stabilnego i bezpiecznego regionu Kaukazu”.

Trudno nie odnieść tych słów do zaostrzającej się rywalizacji, czy wręcz już konfliktu między USA i Federacją Rosyjską, którego głównym polem bitwy jest dzisiaj Ukraina.

Zmiany w nastrojach politycznych, są wyczuwalne także w armeńskim społeczeństwie. Wizycie Pelosi, towarzyszyły liczne na ulicach Erywania amerykańskie flagi, a także hasła wznoszone przez zebranych w centrum armeńskiej stolicy o konieczności wyjścia Armenii z OUBZ i zbliżenia z USA i UE. Ciężko nie traktować tego w kategoriach symbolu erozji rosyjskich wpływów w państwie, będącym niemal wasalem Moskwy w obszarze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, co być może ulegnie zmianie w nadchodzącej przyszłości.

Warto dodać, że w ostatnim tygodniu doszło także do walk granicznych między dwoma innymi państwami należącymi do OUBZ: Kirgistanem i Tadżykistanem. Do starć między oddziałami obu tych krajów, doszło także na wiosnę zeszłego roku, a ich źródłem są nieuregulowane spory terytorialne. Jak informuje Ministerstwo Zdrowia Kirgistanu, co najmniej 24 obywateli tego kraju zginęło podczas walk. Strona tadżycka, nie podała jak do tej pory dokładnych informacji o własnych stratach. Także i w tym przypadku Rosja okazała się bezradna. MSZ Rosji: „wyraziło gotowość do pomocy stronom w osiągnięciu długoterminowego, wzajemnie akceptowalnego rozwiązania kwestii granicznych” i zaoferowało podzielenie się swoim „bogatym doświadczeniem w demarkacji granic”. Należy zauważyć, zarówno na terytorium Tadżykistanu jak i Kirgistanu, Rosja utrzymuje własne bazy i instalacje wojskowe. Jednak, jak informuje Radio Wolna Europa, powołując się na swoje miejscowe źródła w ostatnich miesiącach Rosja sukcesywnie zmniejsza liczebność kontyngentów w obu krajach, przerzucając około 1,5 tys żołnierzy tam stacjonujących na front na Ukrainie. W Tadżykistanie miało jeszcze do niedawna stacjonować około 7 tys. rosyjskich żołnierzy, a w Kirgistanie około 500.

W powyższym kontekście, warto wspomnieć jeszcze o jednej kwestii. Stany Zjednoczone po wycofaniu się z Afganistanu, szukają sposobów na utrzymanie choć niewielkiej części dawnych wpływów w regionie. W tym celu m.in. toczone są między USA a Tadżykistaniem i Uzbekistanem rozmowy na temat samolotów bojowych należących niegdyś do sił zbrojnych Afganistanu, które po przejęciu władzy w kraju przez talibów wylądowały na lotniskach w obu krajach. Jak poinformował anonimowy urzędnik Pentagonu, obecnie toczą się zakulisowe rozmowy z rządami obu państw wokół dawnych afgańskich maszyn, które niegdyś rządowi w Kabulu przekazały Stany Zjednoczone. USA miałyby być gotowe do przekazania pewnej liczby tych samolotów Uzbekistanowi i Tadżykistanowi w zamian za nieformalną umowę o „pogłębieniu wzajemnych stosunków bezpieczeństwa” w zakresie kontroli granic i walki z terroryzmem. Jak wskazują amerykańska dziennikarka Lara Seligman: „Umowa mogłaby obejmować wszystko, od zwiększonej wymiany informacji wywiadowczych do, w dłuższej perspektywie, bazowania wojsk lub samolotów amerykańskich w tych krajach jako regionalnych punktów służących śledzeniu działalności terrorystycznej w Afganistanie. Ewentualne powodzenie tych rozmów, będzie kolejnym przykładem słabnącej pozycji Rosji w regionie Azji Środkowej

Antyrosyjskie nastroje są silne także na Kaukazie. W Gruzji tamtejsze społeczeństwo nie wybaczyło Rosji zajęcia terytoriów Abchazji i Osetii Południowej w 2008 roku i chociaż będąca u władzy w Tibilisi partia „Gruzińskie Merzenie” oskarżana jest o powiązania z Moskwą, to jak wskazują niedawne badania opinii publicznej w tym kraju, na które powołuje się portal Politico, ponad 60 procent Gruzinów biorących udział w sondażach w tygodniach po wybuchu rosyjskiej inwazji na Ukrainę twierdzi, że rząd nie zajmuje wystarczająco twardego stanowiska wobec działań Kremla. W Gruzji publicznie dyskutuje się także o możliwości referendum w sprawie odbicia z rąk rosyjskich terytoriów utraconych w wyniku wojny pięciodniowej.

Nakreślony powyżej obraz erozji rosyjskich wpływów w obszarze postsowieckim, nie byłby pełny, bez uwzględniania postawy Kazachstanu. Mimo styczniowej interwencji wojsk OUBZ w tym kraju na wezwanie tamtejszego prezydenta Tokajewa, który przy użyciu sił rosyjskich umocnił swoją władzę, Astana w ostatnich miesiącach coraz mocniej dystansuje się od Moskwy, co widać m.in. w polityce Kazachstanu wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Podczas czerwcowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu Tokajew stwierdził, że jego kraj, nie uznaje „quasi-państwowych terytoriów, którymi, naszym zdaniem, są Ługańsk i Donieck”. Kazachstan formalnie stosuje się także do zachodnich sankcji nałożonych na Rosję. W obliczu trwającego kryzysu energetycznego, Astana zaproponowała UE wsparcie i dostęp do swoich węglowodorów, co w zestawieniu odcinaniem europejskiego rynku od rosyjskich surowców, stanowi poważny zgrzyt w relacjach między Federacją Rosyjską i Kazachstanem.

Rozluźniające się więzi z Moskwą, Astana, jak się wydaje, chce zrekompensować sobie zbliżeniem z Pekinem. Poprzedzająca udział przywódcy ChRL Xi-Jinpinga w szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW) w Uzbekistanie, wizyta w Kazachstanie, była pierwszą zagraniczną podróżą lidera Państwa Środka od ponad dwóch i pół roku. Wydarzeniu to stało się okazją do podpisania przez obu przywódców wspólnego oświadczenia z okazji 30-lecia oficjalnych stosunków między obu krajami. Prezydent Tokajew zapewnił o poparciu Kazachstanu dla „pokojowych wysiłków” Pekinu zmierzających do zjednoczenia (sic!) z Tajwanem. Xi natomiast, wezwał oba państwa do: „wzajemnego wsparcia w kwestiach suwerenności, bezpieczeństwa narodowego i integralności terytorialnej”.

O chęci wzmocnienia podmiotowości Kazachstanu na arenie międzynarodowej świadczy także niedawne wystąpienie prezydenta Tokajewa na łamach portalu Politico. W swoim artykule podkreśla on, że jego kraj wchodzi właśnie na ścieżkę reform ustrojowych, których sednem będzie decentralizacja władzy, odejście od systemu „superprezydenckiego” na rzecz większej roli parlamentu, czy ograniczenie kadencji prezydenta do jednej siedmioletniej. Równocześnie Tokajew podkreśla, że jego kraj od czasów starożytnego Jedwabnego Szlaku pełnił rolę łącznika między Wschodem i Zachodem i chce ją pełnić nadal szczególnie w obecnych niespokojnych czasach. Opowiada się on przy tym za powstrzymaniem globalnych tendencji do zamykania rynków z powodów geopolitycznych.

W wystapieniu Tokajewa, widać nie tylko rosnące wpływy Chin w Kazachstanie, o czym świadczy pro-globalizacyjna narracja prezydenta Tokajewa, ale przede wszystkim wyraźnie widać, że ambicją tego przywódcy jest uczynienie ze swojego kraju czegoś na wzór „Singapuru Azji Środkowej”, czyli państwa będącego wzorem rozwoju gospodarczego, sprawnej administracji i szczycącego się zdolnością do współpracy z różnymi mocarstwami. Kazachstan tym samym wszedł na ścieżkę prowadzącą do nowego ruchu „państw niezaangażowanych”, o którym pisałem więcej w niedawnym komentarzu na stronie Układu Sił.

Na marginesie wspomnianego szczytu SzOW w Samarkandzie, doszło do licznych dwustronnych spotkań między przywódcami państw należących do tej inicjatywy, w tym między prezydentem Rosji a przywódcą ChRL. Jedną z najczęściej przytaczanych wypowiedzi Putina towarzyszących jego rozmowom z Xi, było stwierdzenie, że rozumie on: „pytania i wątpliwości” lidera ChRL dotyczące sytuacji na Ukrainie i jest gotów szczegółowo przedstawić punkt widzenia Federacji Rosyjskiej w tej sprawie.

Strona chińska w komunikatach po zakończonych rozmowach między obu przywódcami, nie wspominała, ani jednym słowem o Ukrainie, co dobrze pokazują jaką politykę zajmuje Pekin wobec rosyjskiej inwazji na ten kraj.

Jak wskazuje ekspert ds. polityki Chin i dziennikarz Stuart Lau: „Relacje z Moskwą zmuszają Xi do stąpania po cienkiej linii. Choć dostrzega on wartość Rosji jako sojusznika przeciwko USA i NATO, nie chce zrazić Waszyngtonu lub UE do tego stopnia, że mogłyby go spotkać sankcje lub inne problemy gospodarcze za to, że jest postrzegany jako osoba wspomagająca rosyjskie działania wojenne”.

W kontekście zeszłotygodniowego szczytu SzOW, należy także wspomnieć o Turcji, którą na spotkaniu w Samarkandzie reprezentował prezydent Erdogan. W piątek na zakończenie wydarzenia, turecki prezydent ogłosił, że Ankara będzie ubiegać się o członkostwo w tej organizacji, co w przypadku finalizacji tego pomysłu, uczyniłoby z Turcji pierwszego członka NATO, który dołączyłby do inicjatywy, będącej platformą zrzeszającą państwa takie jak Chiny, Rosja, czy Iran.

Jaki obraz wyłania nam się z powyższych obserwacji. Po pierwsze, widać wyraźnie, malejące wpływy Rosji w regionie jej tzw. „bliskiej zagranicy”. Po drugie, powstającą „próżnię geopolityczną” na Kaukazie, czy w Azji Środkowej, będą starały się wypełnić inne mocarstwa takie jak Chiny, czy Turcja, która rozwija swoje więzi nie tylko z Azerbejdżanem, ale także z Kazachstanem, czy Kirgistanem (temu ostatniemu dostarczając m.in. uzbrojenie). W tym kontekście należy zadać także pytanie, czy USA i szerzej państwa Zachodu, posiadają wolę i realne zdolności w tym wojskowe, by wypełnić tę próżnię szczególnie na Kaukazie. W tej kwestii można mieć poważne wątpliwości, biorąc pod uwagę przybierające na sile w USA głosy wskazujące na konieczność ograniczenia zagranicznych zobowiązań przez Waszyngton, a także mającą dość własnych wewnętrznych problemów UE. Po trzecie zatem, należy się liczyć ze scenariuszem możliwej przegranej Moskwy w konflikcie z Kijowem. Niewykluczone tego konsekwencją, może być wejście Rosji w okres kolejnej „wielkiej smuty”, której prawdopodobnie będą towarzyszyć niepokoje na obszarze postsowieckim, stanowiące kolejny etap procesu emancypacji państw i narodów spod kurateli Kremla, mającego swój początek wraz z rozpadem ZSRR. To przyniesie ze sobą prawdopodobnie kolejne krwawe konflikty zarówno na Kaukazie, jak i w Azji Centralnej.

Marek Stefan