Irael: „wojna pomiędzy wojnami”

Izrael od 2017 roku prowadzi regularne ataki na wspierane przez Iran milicje na terenie Syrii, a także w innych częściach Bliskiego Wschodu. Władze Izraela nie przyznają się i nie omawiają poszczególnych ataków, ale jak przyznają takich działań przeprowadzono ponad 400. 

Najnowszy atak rakietowy, 9 kwietnia, został przeprowadzony na pozycje milicji irańskich w pobliżu syryjskiego miasta Masjaf, na południu kraju. Obszarem ataku było tzw. Centrum Studiów Naukowych i Badań, w rzeczywistości oskarżane przez zachodnie kraje oraz Izrael jako miejsce produkcji sarinu. Zaskoczeniem był fakt dokonania ataku w ciągu dnia; zwykle Izrael działał pod osłoną nocy.W reakcji na ten atak szef syryjskiej dyplomacji Faisal Mekdad zwrócił się do ONZ o interwencję w celu zatrzymania, jak twierdzi, „systematycznych” ataków Izraela.

Izraelskie władze nazywają tą strategię „wojną między wojnami”, wojną w oczekiwaniu na spodziewane uderzenie ze strony Iranu lub jego sojuszników. Celem tych działań ma być albo odstraszenie Iranu, albo osłabienie jego sił, gdyby atak z jego strony miał nastąpić. Atakowane są rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej dostarczone Syrii, bazy dronów, precyzyjnie naprowadzane systemy rakietowe przeznaczone dla Hezbollahu. Dotyczy to zarówno rozlokowanego sprzętu jak i transportów, na podstawie potwierdzonych danych wywiadowczych. W atakach izraelskiej armii miało zginąć 300 osób, w tym irańscy dowódcy, syryjscy żołnierze, członkowie milicji oraz trzech cywilów. 

Izraelskie działania ewoluowały od początkowych ataków na konwoje z bronią dostarczaną przez Syrię dla Hezbollahu w Libanie, po ataki kierowane bezpośrednio na irańskie siły na terenie Syrii. Kolejnym krokiem stało się przeniesienie walki na nowe obszary, walki w powietrzu, nad Izraelem, na terytorium Iranu. Konflikt niskiej intensywności przekształca się w starcie z użyciem ataków rakietowych i działań z wykorzystaniem dronów.

Stąd też jednym z celów ataków izraelskich są drony i ich bazy. W połowie lutego Izrael miał zniszczyć setki dronów irańskich w bazie lotniczej w Kermanszah w zachodnim Iranie. Atak, jak się uważa, został przeprowadzony przy użyciu sześciu dronów, które zostały wypuszczone z terytorium irackiego Kurdystanu. To z kolei spowodowało w odwecie atak rakietowy Iranu na budynki w Erbilu, które zdaniem Teheranu miały być siedzibą izraelskiego wywiadu. Jednocześnie udaje się irańskim dronom wypuszczanym przez Hezbollah przekroczyć granice Izraela, aczkolwiek jak do tej pory były one neutralizowane.

Prowadzenie tego rodzaju walki przez Izrael ma swoje reperkusje również w szerszej polityce międzynarodowej. Konieczność odstraszania Iranu i eliminowania rozmieszczania sił na terenie Syrii powoduje, że Izrael nie może zbyt stanowczo zaangażować się po stronie Ukrainy. Decydenci obawiają się, że w odwecie Rosja uniemożliwiłaby ataki Izraela na irańskie pozycje w Syrii. Sygnalizowała to przeprowadzając wspólne lotnicze patrole w okolicach Wzgórz Golan.

Atak na bazę dronów w Iranie może też sugerować, że premierowi Izraela Naftali Bennettowi udało się przekonać pozostałych członków rządu, by uderzać w „głowę ośmiornicy”, zamiast w macki. Za tą strategią opowiadał się jeszcze za rządów Benjamina Netanjahu. 

Problemy z dostarczanymi przez Iran dronami mają także Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska, które są obiektem ataków, głównie na instalacje związane z paliwami, ze strony wspieranych przez Iran szyickich milicji Huti w Jemenie. Obydwa kraje niewątpliwie odnoszą korzyści z izraelskich ataków i możliwe, że będą szukać możliwości pogłębienia współpracy z uwagi na zdolność Izraela do przechwytywania i niszczenia UAV.

Jan Wójcik