Jak NATO wzmocni wschodnią flankę

Więcej na temat wschodniej flanki NATO w 32. numerze US

W ubiegłym tygodniu, na konferencji prasowej po zakończonym spotkaniu ministrów obrony państw NATO, sekretarz generalny Jens Stoltenberg odniósł się między innymi do kwestii planowanego wzmocnienia wschodniej flanki NATO w obliczu agresywnej polityki Rosji. Dobra wiadomość, szczególnie dla państw naszego regionu, jest taka, że Sojusz podejmie konkretne kroki dla zwiększenia swoich zdolności obronnych. Natomiast zła z naszego punktu widzenia informacja jest taka, że forma zapowiedzianego wzmocnienia może nie poprawić strategii odstraszania NATO wobec Rosji.

Nadchodzący szczyt NATO w Madrycie ma być przede wszystkim okazją do ponownego zademonstrowania przez zachodnich sojuszników swojej jedności w polityce obrony i odstraszania wobec Rosji. Nowa koncepcja strategiczna Sojuszu, która ma zostać tam przyjęta, ma odzwierciedlać priorytety i cele NATO w zmieniającym się systemie międzynarodowym, w którym destabilizujące działania Rosji, a także wzrost potęgi Chin stały się głównymi punktami odniesienia dla Sojuszu, który po zakończeniu zimnej wojny długo poszukiwał dla siebie miejsca w jednobiegunowym ładzie międzynarodowym pozbawionym otwartej rywalizacji mocarstw.

Teraz sytuacja uległa zmianie, a wyzwania płynące ze strony Moskwy i Pekinu potwierdziły strategiczny sens istnienia i wzmacniania NATO przez państwa Zachodu. Czy jednak w obliczu istniejących między sojusznikami różnic interesów, uda się realnie wzmocnić postawę obronną Sojuszu wobec Rosji, przede wszystkim poprzez zwiększenie liczebności sił sojuszniczych na jego wschodniej flance?

Należy zauważyć, że od jesieni zeszłego roku trwa czasowe wzmocnienie obecności wojskowej w obszarze od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego. Cztery miesiące po rozpoczęciu wojny na Ukrainie Sojusz podwoił liczbę grup bojowych z czterech do ośmiu i rozmieścił je także w Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i Słowacji. Sama Polska przyjęła ponad 10 tys. dodatkowych żołnierzy NATO, z których większość, około 8 tys, pochodzi z USA. Na Słowacji stacjonuje kontyngent sił sojuszniczych w liczbie 3 tys. a na Węgrzech obecnych jest 800 żołnierzy NATO. W Rumunii rozmieszczono około 4300 żołnierzy sojuszniczych, z czego mniej więcej tysiąc to siły amerykańskie. W Bułgarii stacjonuje natomiast ok. 2 tys. żołnierzy NATO. Jednak uwaga ekspertów i komentatorów w dyskusjach na temat wzmocnienia wschodniej flanki koncentrowała się przede wszystkim na zwiększeniu bezpieczeństwa państw bałtyckich (B3), które wskazywane są jako potencjalny kolejny cel rosyjskiej polityki neoimperialnej.

Stoltenberg, pytany przez niemieckiego dziennikarza z redakcji Deutche Welle o to, w jaki sposób NATO zamierza odpowiedzieć na obawy państw bałtyckich związane z możliwą rosyjską agresją na te kraje, odpowiedział, że szczyt w Madrycie przyniesie w tej kwestii ważne zmiany.

Po pierwsze, sekretarz generalny stwierdził, że na wschodniej flance zostanie zwiększona liczba magazynów sprzętu wojskowego w tym ciężkiego, amunicji, paliw i innych środków niezbędnych do prowadzenia działań w wypadku konfliktu. Po drugie. poprawie mają ulec zdolności przeciwlotnicze i przeciwrakietowe Sojuszu. Po trzecie, ma zostać zwiększona liczebność sił natowskich w państwach bałtyckich. I w tym miejscu warto na chwilę się zatrzymać. Stoltenberg stwierdził bowiem, że ostateczna forma wzmocnienia wojskowego Estonii, Łotwy i Litwy nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Niemniej, jak za chwilę dodał, rozważany jest model polegający na wskazaniu konkretnych sił z państw sojuszniczych, które choć stacjonować będą na swoim macierzystym terytorium, w razie kryzysu mogą zostać przerzucone w rejon działań, czyli do państw bałtyckich. Te wskazane siły NATO miałyby regularnie ćwiczyć w państwach B3, ale nie stacjonować tam na stałe, a nawet rotacyjnie.

Nie jest to dobra wiadomość z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa przede wszystkim państw bałtyckich. Przywódcy Estonii, Łotwy i Litwy od jesieni zeszłego roku wzmocnili swoje apele na rzecz zwiększenia obecności wojsk NATO na terytorium ich państw, do poziomu brygady w przypadku sił lądowych w każdym z nich. Talinowi, Rydze, a także władzom w Wilnie zależy, żeby obecność ta miała charakter najlepiej stały, a co najmniej rotacyjny, ale kluczową kwestią jest stacjonowanie sojuszniczych wojsk na ich terytorium. Po doświadczeniach z dotychczasowego przebiegu rosyjskiej inwazji na Ukrainę i zbrodniach dokonanych na ukraińskiej ludności przez agresorów, kontynuacja przez Sojusz strategii obrony na zasadzie „tripwire force” – czyli sił, co do zasady mniejszych od potencjalnych wojsk inwazyjnych, których zadaniem jest przede wszystkim opóźnianie postępów przeciwnika do czasu nadejścia odsieczy – jest coraz bardziej problematyczna. Stąd zabiegi i apele, żeby podejście NATO w tej kwestii uległo zmianie w kierunku realnego wzmocnienia wojskowego ich państw, przede wszystkim w postaci ciężkich pancerno-zmechanizowanych związków taktycznych wielkości co najmniej brygady.

Rozwiązanie wzmocnienia wschodniej flanki wskazane przez Stoltenberga ma jeszcze inne wady. Po pierwsze, w przypadku konieczności podjęcia decyzji o przerzucie przypisanych do Pribałtiki jednostek NATO w rejon działań w obliczu potencjalnego kryzysu z Rosją, może pojawić się blokada wobec realizacji takiego kroku na poziomie politycznym. Dotychczasowe zachowanie Niemiec i Francji, a także Włoch w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę wskazuje, że państwa te mogą być niechętne do przerzucenia swoich sił do państw bałtyckich w momencie kryzysu, uzasadniając to koniecznością „nieprowokowania” Rosji. W związku z tym kluczowa wydaje się informacja, jakie państwa będą wystawiać siły przeznaczone do obrony Pribałtiki. Jeśli ich trzon będą stanowić wojska z państw anglosaskich, to istnieje większe prawdopodobieństwo (ale nie pewność), że zostaną one skierowane do Estonii, na Łotwę i Litwę.

Po drugie, z punktu widzenia wojskowego spóźniony przerzut sił przypisanych państwom B3, już po rozpoczęciu konfliktu, może okazać się niezwykle trudnym wyzwaniem logistycznym ze względu na rosyjskie systemy antydostępowe (A2AD) i działalność rosyjskiej floty bałtyckiej i lotnictwa, które mogą uniemożliwić dotarcie wojsk NATO do państw B3. To opóźnienie wynikać może właśnie z przedłużających się dyskusji wewnątrz Sojuszu na poziomie politycznym na temat tego, jak powinniśmy reagować na agresywną politykę Rosji. Nie należy mieć w tym względzie złudzeń, że rosyjska inwazja na Ukrainę trwale zmieniła podejście części państw Zachodu do kwestii strategii odstraszania Rosji. Ostatnie badania przeprowadzone przez European Council on Foreign Relations wskazują, że europejskie społeczeństwa nie chcą angażować się w konflikty z Rosją i w coraz większym stopniu opowiadają się na polityką „pokoju za wszelką cenę”. Jeśli zatem nadchodzący szczyt w Madrycie potwierdzi niedawne zapowiedzi Stoltenberga dotyczące wzmocnienia wschodniej flanki NATO, to marzenia tych wszystkich, którzy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę wierzyli w trwałą zmianę postawy krajów Zachodu wobec Rosji, mogą prysnąć jak mydlana bańka.

Marek Stefan

Więcej na temat wschodniej flanki NATO w 32. numerze US