„Musimy wybrać między Ameryką a Chinami” pisze na łamach niemieckiego Die Welt dyrektor generalny koncernu medialnego Axel Springer SE Mathias Döpfner tym samym otwierając nowy rozdział w europejskich dywagacjach o przyszłości Starego Kontynentu w erze rywalizacji wielkich mocarstw.
Na wstępie warto poczynić uwagę, że tego typu głosy akcentujące konieczność dokonania wyboru strategicznego partnerstwa z USA lub Chinami, do tej pory występowały głównie w debacie publicznej państw rejonu Azji i Pacyfiku, które od lat w znakomitej większości uskuteczniały politykę „podwójnej lojalności”, związując się często w kwestiach bezpieczeństwa z USA, a gospodarczo budując relacje głównie z ChRL. Dziś jesteśmy być może świadkami rozpoczęcia na dobre podobnej debaty w Europie.
„Unia Europejska ma wybór. Ale przede wszystkim Niemcy, europejski motor gospodarczy, muszą się wreszcie zaangażować i dokonać wyboru. Czy zawieramy pakt z autorytarnym reżimem, czy też wzmacniamy wspólnotę wolnych, konstytucyjnych, rynkowych i otwartych społeczeństw? Dla Döpfnera wybór ten określi przyszły los całej europejskiej wspólnoty. Rzadki jak dotąd głos z wnętrza niemieckich elit opiniotwórczych, tak mocno akcentujący konieczność dokonania strategicznego wyboru w rywalizacji amerykańsko-chińskiej jest kolejnym sygnałem, że dla Europy skończył się czas „jazdy na gapę” w euroatlantyckim obozie Zachodu.
Dla Döpfnera egocentryczna osobowość Trumpa, to tylko przejściowe niedogodności, które mogą zresztą zakończyć jesienne wybory prezydenckie w USA i wybór kandydata demokratów Joe Bidena na gospodarza Białego Domu. Jak zresztą zauważa w kwestii Chin panuje wśród amerykańskiego establishmentu politycznego zgoda, co do nowej polityki powstrzymywania ambicji Pekinu. Spór może dotyczyć jedynie metod i narzędzi nie zaś strategicznego celu. Choć Trump może nie szanować większości amerykańskich sojuszników, bojkotować wielostronne inicjatywy międzynarodowe i prowadzić nonszalancką politykę, to jednak, jak podkreśla Döpfner, nie można z tych względów zaprzepaścić długoletniej tradycji mocnych więzi transatlantyckich, które dawały Niemcom i Europie pokój i bezpieczeństwo.
Europa i Niemcy nie mogą zdaniem Döpfnera zamykać jak dotąd oczu i kierować się krótkoterminowym zyskiem związanym z chłonnym chińskim rynkiem. Pieniądze bowiem to nie wszystko. Na szali są bowiem zachodnie wartości na czele z wolnością osobistą i otwartą debatą publiczną.
Jak bardzo upadliśmy jako naród, zdaje się pytać Döpfner przytaczając przykład dyrektora generalnego Daimlera, który kilkukrotnie musiał kajać się przed chińskimi udziałowcami firmy, za zacytowanie Dalajlamy w spocie reklamowym firmy.
Dokonany przez Döpfnera historyczny przegląd stopniowego odwracania się trendów globalizacji pokazuje, że w najlepszym wypadku Europa przespała i zmarnowała swój okres prosperity, dając się okradać z własności intelektualnej i lwiej części zysku, autorytarnemu reżimowi komunistycznemu w Chinach.
Tekst Döpfnera zdaje się otwierać nowy rozdział a niemieckiej debacie o przyszłości zachodniej Europy. Do tej pory obserwowaliśmy bowiem dość oportunistyczną politykę czołowych europejskich państw względem Chińskiej Republiki Ludowej, charakteryzującą się brakiem wyraźnej krytyki pekińskiego reżimu za łamanie praw człowieka i wolności obywatelskich, a z drugiej pogłębiającymi się zależnościami gospodarczymi. Znajduje to swoje potwierdzenie w gospodarczych statystykach. Jak podaje Central European Institute of Asian Studies, niemieckie Bezpośrednie Inwestycje Zagraniczne w Chinach stanowią ponad 47% całości europejskich BIZ w Państwie Środka. RFN jest też największym europejskim eksporterem do Chin. Niemiecki Volkswagen w 2018 r. sprzedał w ChRL ponad 3 mln samochodów, co czyniło tę markę numerem jeden w tym kraju, jednocześnie rynek chiński jest też największym dla Volkswagena na świecie. Takich danych można przytoczyć więcej, choć co warto podkreślić, nie brakowało też wydarzeń o charakterze alarmistycznym dla niemieckiej gospodarki, jak choćby przejęcie przez chińską Mideę niemieckiej Kuka Robotics w 2016 r.
Na technologicznym froncie nowej zimnej wojny między USA i Chinami na pierwszym planie wciąż pozostaje kwestia sieci 5G. Jednym z głównych pól bitewnych w tej rozgrywce na europejskim teatrze są właśnie Niemcy. Mimo ostrzeżeń płynących ze strony niemieckich służb kontrwywiadowczych chiński Huawei razem z Nokią będzie najprawdopodobniej odgrywał wiodącą rolę w tworzeniu niemieckiej infrastruktury komunikacyjnej sieci piątej generacji, na co naciskają ostatnio coraz mocniej najwięksi operatorzy telekomunikacyjni w RFN, jak Vodafone, czy Deutsche Telekom.
Być może pewną cezurą w relacjach Berlina z Pekinem będzie trwająca obecnie pandemia i powiązana z nią rozpoczynająca się globalna recesja. Od kilku tygodni jesteśmy bowiem świadkami kolejnych działań niemieckiego rządu federalnego, który chce zapobiegać wrogim przejęciom osłabionych przez kryzys niemieckich firm przez zagraniczny (głównie chiński) kapitał.
Na marginesie warto dodać, że na łamach gazety Bild ukazał się tydzień temu tekst którego autor wzywał Chiny do zapłacenia Niemcom 149 miliardów euro odszkodowania, za straty, które poniosła niemiecka gospodarka w związku z chińskimi zaniedbaniami i dopuszczeniem do globalnego rozwoju epidemii.
Co wynika zatem z przytoczonych powyżej informacji?
Stopień wzajemnych zależności gospodarczych między Niemcami a ChRL pokazuje, że oczekiwane przez Döpfnera jasne opowiedzenie się RFN po stronie USA w ich rywalizacji z Państwem Środka, będzie trudne do przeprowadzenia, podobnie jak forsowany przez administrację Trumpa decoupling gospodarek chińskiej i amerykańskiej. Linie podziałów wewnątrz niemieckich elit, przebiegają bowiem tak, że coraz większe zrozumienie dla kwestii bezpieczeństwa, a co za tym idzie dalszej współpracy z USA, rośnie wśród niemieckiej klasy politycznej, jednak z drugiej strony nie mniej istotna i nie pozbawiona wpływów elita gospodarcza kraju (a przynajmniej jej spora część), nie będzie wcale tak ochoczo zabiegać o nową twardszą linię polityki Berlina względem Pekinu.
Głos Döpfnera na łamach Die Welt, może wskazywać także na rosnące w Niemczech przekonanie, że forsowana przez prezydenta Macrona wizja europejskiej szerokiej autonomii strategicznej to wizja fałszywa i w gruncie rzeczy skazana na niepowodzenie.
Wreszcie można ten głos interpretować także jako wyraz być może podświadomej, ale jednak bezsilności, braku sił politycznych i narzędzi do zostania trzecim biegunem siły w rodzącym się nowym systemie międzynarodowym, co skazuje Europę na wybór między nielubianą, ale w wartościach pokrewną Ameryką dającą poczucie bezpieczeństwa, a przyciągającym wizją zysków i skoku technologicznego Państwem Środka.
Być może rozwijający się obecnie kryzys gospodarczy sprawi, że obóz przeciwników Pekinu będzie rósł w silę czego symptomy widzimy w całej Europie od Wielkiej Brytanii, przez Francję, Włochy czy Niemcy. Być może jak powiedział szef MSZ Zjednoczonego Królestwa Dominic Raab, po pandemii świat, a w szczególności Europa nie wróci już do „business as usual” z Chinami, a świat euroatlantycki zacznie odbudowywać kruszące się fundamenty współpracy. Należy jednak zapytać, czy dotychczasowa oferta dóbr publicznych dostarczanych przez USA, jako światowego hegemona głównie w postaci bezpieczeństwa i zasad światowego handlu na czele z prymatem dolara będzie wystarczająca? Czy tkwiąca w kryzysie Europa, nie będzie oczekiwała nowego „Planu Marshalla” i wreszcie, czy pogrążająca się w jednej z największych w swej historii depresji USA, będą w stanie udźwignąć ciężar dotychczasowych i nowych globalnych zobowiązań?
Wreszcie należy zapytać, gdzie jest amerykańska oferta sieci 5G? Zepchnięte do narożnika europejskie Nokia i Ericsson również nie są w stanie podjąć równorzędnej rywalizacji z chińskimi molochami technologicznymi. Nie ulega bowiem wątpliwości, że technologia ta będzie kołem zamachowym kolejnej rewolucji przemysłowej, na którą chcą się załapać wszystkie wiodące gospodarki świata. Pytań jest zatem wiele, a odpowiedzi na nie wciąż nie znamy.
Niemcy i Europa zaczynają zdawać sobie powoli sprawę, że stoją w obliczu zapomnianego nieco na Starym Kontynencie dylematu; rozwój gospodarczy, czy bezpieczeństwo. Dla Döpfnera to wybór egzystencjalny, na szali są bowiem fundamentalne wartości wyznawane przez zachodnie społeczeństwa, a perspektywa zbliżenia się do Pekinu oznacza ziszczenie się najgorszych orwellowskich koszmarów.
Marek Stefan
Doktorant w Kolegium Nauk o Polityce i Administracji Szkoły Doktorskiej UWr. Redaktor magazynu "Układ Sił". W latach 2016-2018 współpracownik Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej we Wrocławiu. Pracował także dla organizacji pozarządowych i polityków.