Kryzys migracyjny – rośnie zagrożenie
Tragiczne wydarzenia z ubiegłego weekendu w Melilli przywołują znowu temat kryzysu imigracyjnego. W tej hiszpańskiej enklawie w Afryce Północnej doszło do zmasowanej i zbrojnej próby przekroczenia granicy marokańsko-hiszpańskiej. Według różnych szacunków tłum, który zamierzał się przedrzeć siłą przez granicę, liczył 500 do 2000 osób.
W wyniku walki, która wywiązała się pomiędzy strażnikami granicznymi Hiszpanii oraz Maroka, a grupami imigrantów uzbrojonymi w noże i narzędzia do przecinania drutu zginęło 18 osób, a ponad setka, w tym także funkcjonariuszy została ranna.
Według informacji władz hiszpańskich zmasowany atak był przygotowany przez mafie przemytnicze. Dopiero takie zmasowane uderzenie daje szansę przedostania się części osób na teren UE; w tym przypadku udało się to ponad 130 osobom, które jednak zostały zatrzymane i poddane odpowiednim procedurom.
Wcześniej Hiszpania oskarżała Maroko o osłabienie ochrony granicy. Powodem miało być udzielenie przez Hiszpanów schronienia i zgoda na leczenie przywódcy Frontu Polisario Brahima Ghali. Ghali jest jednocześnie prezydentem Saharyjskiej Arabskiej Republiki Demokratycznej, czy też Sahary Zachodniej, uznawanej przez Maroko za swoje terytorium. Jednak w ostatnim miesiącu Maroko i Hiszpania znormalizowały swoje relacje w tej mierze, zwłaszcza, że Madryt ostatnio uznała plan Rabatu, żeby włączyć Saharę Zachodnią jako autonomię, czym naraził się na pogorszenie relacji z Algierią. Tym razem służby marokańskie starały się powstrzymać atakujący granicę tłum. Ta sytuacja pokazuje jednak, jak działa szantaż imigracyjny i dlaczego nie powinno się temu ulegać, bo może napędzać się będzie eskalację żądań.
Hiszpania wcześniej, wspólnie z Wielką Brytanią, wyrażała obawy co do stymulowania migracji przez rosyjskich najemników operujących na Sahelu, zwłaszcza w Mali, Republice Środkowoafrykańskiej czy podobno w Burkina Faso. Ministrowie obrony narodowej tych krajów mówili o konieczności reagowania NATO na rosyjskie zagrożenie także na jego południowej flance.
Temat ataku przeprowadzanego przy wykorzystaniu grup imigrantów poważnie traktuje Finlandia. Czerpiąc zarówno z ostatnich doświadczeń Polski i Litwy podczas białoruskich prowokacji z udziałem imigrantów, jak również z doświadczeń własnych i Norwegii z roku 2015. Wtedy w trakcie kryzysu imigracyjnego obywatele Syrii próbowali się dostać na Zachód przemierzając drogę za kołem podbiegunowym z Rosji, znajdując się bardzo daleko od miejsca głównych wydarzeń. Minister spraw wewnętrznych Finlandii Krista Mikkonen zapowiedziała budowę płotów na granicy z Rosją. Kraj obawia się wrogich działań po tym, jak zgłosił swoją wolę przystąpienia do NATO.
Nie są to obawy bezpodstawne albo przedwczesne. Coraz więcej informacji z forów internetowych imigrantów wskazuje na wzrost liczby udzielanych wiz do Rosji dla osób z obszaru MENA i Afryki Subsaharyjskiej. Towarzyszy temu otwieranie nowych połączeń lotniczych z Iraku od lipca, a od marca tanie linie latają z Bejrutu. Imigranci do Rosji wyjeżdżają nie tak jak na Białoruś, czyli na wizę turystyczną, lecz na wizę studencką.
Możliwość dokonania tego typu ataku wydaje się bardzo prawdopodobna.
Niestety brak działań wyprzedzających, zarówno w sferze materialnej jak i informacyjnej, może skutkować – jak zapewne będzie to miało miejsce w przypadku Hiszpanii – oskarżeniami o łamanie praw człowieka i brak humanitaryzmu. Taka presja może przełożyć się na uleganie żądaniom państw przeprowadzających tego typu działania. Dodatkowe obciążenie służb rozwiązujących problemy z imigracją będzie osłabiało reakcje aparatu państwowego w innych obszarach działania.
Jan Wójcik