“My nie grozimy wam, jeżeli wy nie grozicie nam”. Nowa era relacji grecko-tureckich?

Zaskakujący zwrot w relacjach grecko-tureckich, tak można nazwać czwartkową wizytę prezydenta Turcji Erdogana w Grecji w celu normalizacji stosunków pomiędzy sąsiadami. Erdogan spotkał się z premierem Kyriakosem Mitsotakisem i była to pierwsza jego wizyta w Atenach od sześciu lat.

Wizyta była owocna, podpisano piętnaście deklaracji umów i porozumień o współpracy w całym szerokim zakresie sektorów gospodarczych uwzględniających energetykę, turystykę, transport i edukację; między innymi budowę interkonektora sieci energetycznych o mocy 600 MW pomiędzy obydwoma krajami. Spotkanie odbywało się w ramach Piątej Grecko-Tureckiej Rady Współpracy Wysokiego Szczebla. 

Poza kwestiami gospodarczymi istotnym elementem była też deklaracja współpracy w zakresie zwalczania nielegalnej imigracji z Turcji do Unii Europejskiej. Jednym z ważniejszych porozumień w tej kwestii było otwarcie kanałów komunikacji pomiędzy strażami granicznymi po obu stronach Morza Egejskiego. I to migracja była jednym z elementów, które otworzyły ponowną dyskusję pomiędzy Ankarą i Atenami, ponieważ w ostatnich miesiącach Grecy zauważyli większą aktywność tureckich służb i spadek imigracji na greckie wyspy o 60%. 

Do zwiększania współpracy skłania obydwa kraje głównie ich trudna sytuacja gospodarcza. Grecja wychodzi z dekady finansowych zawirowań, a Turcja zmaga się z ogromną inflacją i ucieczką kapitału inwestycyjnego nieufnego, wobec prowadzonej wcześniej nieortodoksyjnej polityki monetarnej prezydenta Erdogana.

W trakcie wizyty nie rozwiązano zasadniczych kwestii spornych, które od kilku lat doprowadzały do konfrontacji pomiędzy Turcją a Grecją. To spory dotyczące wielkości wyłącznych stref ekonomicznych wokół wysp greckich; militaryzacji wysp przez Grecję, na które nie zgadza się Turcja; naruszania przestrzeni powietrznej i morskiej przez Turcję; wydobycia węglowodorów z dna mórz; umowy między Libią a Turcją o rozdzieleniu stref morskich, naruszającej prawa Grecji do obszaru wokół Krety. Pozostaje też problem Cypru i braku uznania dla Tureckiej Republiki Cypru Północnego. 

Przedstawiciele obu krajów postanowili jednak odłożyć na razie sprawy kontrowersyjne na bok w imię korzyści ze współpracy. Postawy konfrontacyjne działały na korzyść obydwu liderów, gdy w tym roku w ich krajach trwały kampanie wyborcze i miotali wobec siebie oskarżenia i groźby, co sprzyjało popularności u wyborców. W czwartek usłyszeliśmy z ust Erdogana: „Kyriakos mój przyjacielu, my nie grozimy wam, jeżeli wy nie grozicie nam”.

Warto jednak też zauważyć, że pomimo sporów, które kilkukrotnie o mało nie przerodziły się w konfrontację militarną, obydwa kraje prowadziły skuteczną dyplomację humanitarną. Grecja jako jedna z pierwszych przyszła z pomocą Ankarze w trakcie tragicznego trzęsienia jakie dotknęło południowo-wschodnią Turcję w lutym, a z kolei Turcja wspierała Ateny latem w walce z pożarami na północy kraju. 

Część obserwatorów widzi w tym nagłym zwrocie szansę na poprawienie relacji, ogólnie mówiąc, z Unią Europejską, wskazując na zajęcie się przez obydwa kraje problemem nielegalnej imigracji, który dla UE jest obecnie podstawowym wyzwaniem. Stąd zaskoczenie, bowiem nie dalej jak kilka dni temu Erdogan oskarżał państwa europejskie o islamofobię, rasizm i wspieranie ludobójstwa, którego jego zdaniem dokonuje Izrael, a nawet groził konfliktem ze światem muzułmańskim, przyjmując retorykę „walki z krzyżowcami” zaczerpniętą z języka Al-Kaidy. Po spotkaniu z Mitsotakisem mówił teraz o „zmianie Morza Egejskiego w morze pokoju” i tworzeniu przez Grecję i Turcję przykładu dla świata.

W tle tej wizyty warto również zwrócić uwagę na gest ze strony prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który podczas szczytu COP28 w Dubaju zaproponował Erdoganowi współpracę w dostarczaniu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy. W ostatnich sporach pomiędzy Turcją a Cyprem i Grecją Francja zdecydowanie opowiadała się po stronie Grecji, podpisując z nią (pomimo tego, że obydwa kraje są razem w NATO) dodatkowy pakt obronny.

Przyzwyczajeni do licznych wolt Erdogana w relacjach z krajami zachodnimi możemy się zastanawiać jak długo będziemy oglądać przyjazną twarz tureckiego lidera. Erdogan, poza wspomnianą misją ratowania gospodarki, dzięki normalizacji stosunków z Grecją załatwia też inne sprawy. Prawdopodobnie grając kartą migracyjną chce wznowić rozmowy z UE na temat ruchu bezwizowego. Drugim elementem jest sprzedaż Turkom przez Amerykanów samolotów F-16. Nie uzyskał ich poprzez szantaż, blokując członkostwo Szwecji w NATO i nie udało się też zamiast nich nabyć europejskich myśliwców Typhoon, a w Waszyngtonie sprzedaż blokują kongresmeni sympatyzujący z Grecją. Potwierdzają ten trop równolegle podejmowane dalsze zabiegi Erdogana wobec USA w trakcie toczącej się wojny na Bliskim Wschodzie. 

Jest też kwestia strategiczna, bowiem obydwu krajom zależy na tym, żeby konflikt Izraela z Hamasem nie rozszerzył się na cały Bliski Wschód. Do tego w ostatnich latach Turcja mogła się przekonać, że wobec jej awanturniczej polityki w regionie szybko powstawała koalicja Grecji, Cypru, Izraela oraz państw arabskich, włączając w to Egipt. Dzisiaj, gdy kraje arabskie z uwagi na Strefę Gazy odsunęły się od Izraela, a Izrael jest zajęty konfliktem, pojawia się przestrzeń na rozmowy z Grecją i Erdogan natychmiast to wykorzystuje. Co nie oznacza, że w innej konfiguracji i układzie na politycznej planszy nie przyjmie postawy dla siebie korzystniejszej, nawet jeżeli będzie to znowu konfrontacja.

Jan Wójcik