Donald Trump wyznaczył republikańskiego kongresmena z Florydy, Mike’a Waltza, na doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego. Waltz w październiku tego roku wydał książkę, która rzuca światło na jego stanowisko wobec spraw najważniejszych z perspektywy Polski. 

Hard Truths: Think and Lead as a Green Beret to książka opowiadająca przede wszystkim o doświadczeniach Waltza ze służby w elitarnej formacji Zielonych Beretów, w szczególności z wojny w Afganistanie. Republikański kongresman zawarł w niej także przemyślenia na temat polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych. Waltz podkreśla, że pierwszym wyzwaniem dla jego kraju są Chiny i wzywa do podjęcia działań, które pozwolą temu sprostać: odejścia od polityki strategicznej niejednoznaczności wobec Tajwanu na rzecz otwartego sojuszu, zwiększenia budżetu na obronność i rozbudowy floty, zmniejszenia gospodarczej zależności od Pekinu oraz ukrócenia kradzieży amerykańskiej własności intelektualnej przez Chiny.

Co chyba najważniejsze, z poglądów Waltza można wywnioskować, że myśli on w kategoriach liberalnego paradygmatu w stosunkach międzynarodowych. Czysty interes narodowy jest dla niego ważny, jednak podkreśla, że wrogowie Stanów Zjednoczonych, tacy jak Chiny, Rosja czy Talibowie, nienawidzą Ameryki przede wszystkim ze względu na wartości, które ona reprezentuje – wolność i poszanowanie ludzkiej godności. Konfrontacja z wrogimi siłami nabiera więc charakteru wojny dobra ze złem, a nie działania pragmatycznego czy wręcz egoistycznego. 

Natomiast wrogowie Stanów Zjednoczonych, jak twierdzi Waltz, dążą do realizacji swoich celów bez oglądania się na zasady moralne. Można więc ich powstrzymać jedynie „za pomocą stali”. Dotyczy to nie tylko Chin, ale także Rosji. Nowy doradca Trumpa ostro krytykuje administrację Joe Bidena za chaotyczne wycofanie z Afganistanu, bez pozostawienia tam chociaż małego kontyngentu, który pełniłby funkcję doradczą i szkoleniową. Z rozgoryczeniem pisze też o porzuceniu Afgańczyków, którzy współpracowali z siłami amerykańskimi i pozostawieniu ich na łasce Talibów. Zdaniem Waltza zademonstrowana w ten sposób słabość Waszyngtonu zachęciła Putina do ataku na Ukrainę. 

Co ważne, Waltz pisze też o lekcji, która płynie z wojny na Ukrainie – takiej mianowicie, że strategiczna niejednoznaczność zachęca do agresji. Gdyby Putin wiedział, że USA będą zdecydowanie bronić Ukrainy, nie zdecydowałby się na atak. Tymczasem słowa Joe Bidena, że reakcja Ameryki będzie zależna od skali napaści, a małe wtargnięcie będzie traktowane inaczej niż pełnoskalowa agresja, zostały odebrane w Moskwie jako przejaw słabości. Waltz uważa, że nie można popełnić tego błędu w przypadku Tajwanu i należy jak najszybciej dostarczyć wyspie zaawansowaną broń, która zniechęci potencjalnego agresora już na etapie przedwojennych kalkulacji.

Waltz zauważa, że silne uzbrojenie zagrożonego atakiem sojusznika lub partnera powinno być zdecydowane i powinno nastąpić przed konfliktem. Tym samym negatywnie ocenia politykę odchodzącej administracji, polegającą na powolnym dostarczaniu kolejnych rodzajów broni, wraz z rozwojem wypadków na froncie. Kongresman pojawił się w Kijowie tuż przed wybuchem wojny oraz kilka miesięcy później. Rozmawiał z ukraińskimi dowódcami oraz z prezydentem Zełeńskim i wysłuchiwał ich skarg na temat braku niezbędnego sprzętu wojskowego, w tym artylerii o dalszym zasięgu.

Waltz krytykował także postępowanie państw Europy. W jego ocenie nie pomogły one Ukrainie w wystarczającym stopniu, chociaż to ich bezpieczeństwo jest bezpośrednio zagrożone przez konflikt. Zdaniem Waltza niesprawiedliwe jest, żeby amerykański podatnik płacił więcej niż europejski na rzecz stabilności na Starym Kontynencie. Zauważa także, że Stany Zjednoczone i państwa Europy Zachodniej pozwoliły Putinowi zająć Krym bez realnych konsekwencji. Co więcej, Niemcy kontynuowały budowę gazociągu Nord Stream 2. Kraje europejskie chętnie kupowały rosyjskie surowce i robią to nadal, choć w ograniczonym stopniu.

Ostatecznie Waltz na pewnym etapie konfliktu zaczął krytykować administrację amerykańską za dawanie „czeku in blanco” Ukrainie. Nie wynikało to jednak z przekonania, że sprawa ukraińska jest dla Stanów Zjednoczonych mało znacząca. Chodziło o to, że dotychczasowa strategia amerykańska zbankrutowała, a Joe Biden nie przedstawił kongresowi żadnego nowego planu działań. Głos Waltza nie był odosobniony: w październiku trzynaście organizacji pozarządowych domagało się od rządu ujawnienia strategii wobec Ukrainy, do czego administracja została zobowiązana prawnie w kwietniu. Sygnatariusze apelu podkreślali, że podatnicy mają prawo wiedzieć, na co idą ich pieniądze. 

Warto więc zauważyć, że poglądy Waltza są dalekie od izolacjonizmu. Nowy doradca prezydenta rozumie, że Stany Zjednoczone mają interesy na całym świecie, w szczególności na Indo-Pacyfiku. Fiasko powstrzymywania Chin doprowadziłoby do oddania Pekinowi kontroli nad tym obszarem, niezwykle ważnym z punktu widzenia globalnego handlu. Polityk dostrzega także znaczenie teatru europejskiego, przede wszystkim jednak widzi globalne sprawy przez pryzmat wartości, bo jego zdaniem powstrzymanie ludzi takich jak Putin jest konieczne także ze względów moralnych. Jego poglądy nie są sprzeczne z interesem Polski; kongresman z Florydy właściwie odczytuje przyczyny wybuchu wojny na Ukrainie. Apele Waltza, zarówno o zwiększenie wydatków na obronność w Europie, jak i podjęcie zdecydowanych, metodycznych działań Waszyngtonu wobec Rosji, są zbieżne z polską racją stanu.

Eugeniusz Romer