O wadach „izraelskiego” modelu gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy

Od kilku tygodni zachodnie media publikują informację na temat przygotowywanych, nie tylko przez USA ale i Francję, Wielką Brytanię i Niemcy, propozycji udzielenia Ukrainie długoterminowego wsparcia wojskowego w postaci transferów finansowych, uzbrojenia, szkoleń dla sił zbrojnych i przekazywania informacji wywiadowczych. Oferta ta, miałaby być połączona z propozycjami wysuniętymi przez całe NATO, obejmującymi powołanie do życia Rady Ukraina-NATO oraz intensyfikację działań w zakresie pogłębiania interoperacyjności między ukraińskimi i natowskimi siłami zbrojnymi.

W udzielonym w weekend wywiadzie dla telewizji CNN, prezydent USA Biden, odpowiadając na pytanie o gwarancje bezpieczeństwa „w stylu Izraela”, których mocarstwa zachodnie miałyby udzielić Ukrainie, odpowiedział: „Stany Zjednoczone byłyby gotowe zapewnić [Ukrainie] bezpieczeństwo na wzór tego, które zapewniamy Izraelowi, dostarczając broń i zdolność do obrony (…) w przypadku zawieszenia broni i porozumienia pokojowego”. 

Słowa amerykańskiego przywódcy każą zadać pytanie, czy odzwierciedlają one tylko stanowisko USA, czy jednak europejskie mocarstwa udzielą swojego wsparcia w ramach proponowanego modelu „izraelskiego” niezależnie od sytuacji na froncie. Być może odpowiedź na to pytanie przyniesie szczyt NATO w Wilnie. 

Jednak już teraz niemal z pewnością możemy stwierdzić, że Ukraina nie otrzyma na wileńskim szczycie oficjalnego zaproszenia do Sojuszu, a perspektywa wyznaczenia jej konkretnej ścieżki do członkostwa również wydaje się mglista. Wydaje się, że maksimum tego, na co może obecnie liczyć Kijów, to właśniie gwarancje zachodnich mocarstw w modelu „izraelskim”.

W oczekiwaniu na konkluzje sczytu warto pochylić się nad kwestią słabości tego rozwiązania, przede wszystkim z punktu widzenia państw NATO. 

Na wstępie należy zauważyć, że Izrael otrzymuje ponad 3 miliardy dolarów rocznie w ramach zagranicznego finansowania wojskowego (FMF). Otrzymuje również 500 milionów dolarów na wspólne amerykańsko-izraelskie badania, rozwój i wdrażanie systemów obrony przeciwrakietowej. Izrael jest prawdopodobnie największym odbiorcą amerykańskiej pomocy zagranicznej w zakresie wojskowym. Do lutego 2022 r. Stany Zjednoczone przekazały Izraelowi 150 mld USD (bez uwzględnienia inflacji) w ramach pomocy dwustronnej. W 1999 r. rządy obu państw podpisały protokół ustaleń, na mocy którego USA zobowiązały się do dostarczania Izraelowi co najmniej 2,67 mld USD pomocy wojskowej rocznie przez kolejne dziesięć lat. W 2009 r. roczna kwota została podniesiona do 3 mld USD; a w 2019 r. została ponownie podniesiona i obecnie wynosi co najmniej 3,8 mld USD, które USA są zobowiązane dostarczać Izraelowi każdego roku.

Mimo znaczego wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych, Izrael jest niezadeklarowanym państwem atomowym. Posiada własny arsenał jądrowy, choć oficjalnie nigdy tego nie przyznał. Jest to zasadnicza różnica między sytuacją państwa żydowskiego a Ukrainą, która zrzekła się broni jądrowej na mocy memorandum budapeszteńskiego z 1994 r. Należy zadać zatem pytanie, czy Kijów, mający perspektywę kolejnych ataków ze strony Rosji, chcącej osiągnąć swoje cele strategiczne, nie zdecyduje się na rozpoczęcie procesu pozyskiwania broni atomowej. Państwo to nie tylko posiada już zdolności i wiedzę w zakresie cywilnej technologii nuklearnej, ale ma również przemysł zbrojeniowy, w tym know-how w zakresie technologii rakietowych, czyli potencjalnych nośników głowic jądrowych. Ukraina pozostawiona poza strukturami NATO i mająca dość „luźne” zapewnienia pośredniego wsparcia ze strony zachodnich mocarstw, może stanąć za kilka lat przed pytaniami o konieczność sięgnięcia po „ostateczną” gwarancję bezpieczeństwa w postaci własnych zdolności jądrowych. 

Pozostawienie Ukrainy z niepewnymi perspektywami członkostwa w NATO byłoby w istocie porażką Zachodu w konfrontacji z Rosją. NATO, na czele z USA, w obawie przed eskalacją konfliktu i wciągnieciem weń Sojuszu, przyznałoby Moskwie praktyczne „prawo weta” w kwestii wyboru sojuszy przez Kijów. Mogłoby to mieć fatalne skutki dla całego Zachodu, walczącego o zachowanie globalnych wpływów z mocarstwami rewizjonistycznymi, takimi jak Chiny, czy Iran i byłoby sygnałem słabości także wobec państw Globalnego Południa. 

Skuteczna implementacja „modelu izraelskiego” wymagałaby także od państw zachodnich przekazania Ukrainie tych systemów uzbrojenia, których do tej pory nie chciano dostarczać. Mowa tu np. o samolotach IV generacji, czy pociskach rakietowych, jak ATCMS. Pozyskanie tych zdolności dałoby Ukrainie zdolność do uderzenia w głąb terytorium Rosji, czego wciąż obawiają się zachodnie mocarstwa. 

Jak wskazuje w swoim artykule na łamach „Foreign Policy” amerykański ekspert Peter Feaver: „Taka Ukraina byłaby w stanie dokonać odwetu na terytorium Rosji w ramach zemsty za straszliwe okrucieństwa, jakich Putin dopuścił się na ukraińskich miastach. Jeśli Rosja obawia się wojsk NATO na swoich granicach, to tym bardziej powinna obawiać się niepohamowanej Ukrainy zdolnej do działania tak, jak Izrael. Paradoksalnie, członkostwo Ukrainy w NATO, którego rzekomo obawia się Putin, znacznie ograniczyłoby ukraińskie działania”.

Niepewność w kwestii gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy w omawianym modelu wprowadza także fakt perspektywy wygrania wyborów w USA przez te siły polityczne, które opowiadają się z różnych przyczyn za ograniczeniem wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy. Ponadto, długoletni wysiłek wsparcia sprzętowego i finansowego dla Ukrainy w tym przypadku stanowiłby poważne wyzwanie finansowe dla państw Zachodu, których zdolność do realizacji tych postanowień może z czasem osłabnąć. Odmiennie, włączenie Ukrainy do NATO, z racji zapisów Traktatu Waszyngtońskiego (artykuł V), mogłoby stanowić realny mechanizm odstraszający Rosję przed powtórnym atakiem na jej terytorium. Dowodzi tego fakt, że jak do tej pory Rosja nie odważyła się zaatakować żadnego państwa członkowskiego Sojuszu. 

Włączenie Ukrainy do NATO wiąże się oczywiście z szeregiem zagrożeń i wątpliwości. Jednak pozostawienie jej bez jasnej perspektywy wejścia do paktu utrwali dotychczasowe położenie tego kraju w „szarej strefie” domniemanej strefy wpływów Rosji, która z dużym prawdopodobieństwem wykorzysta ten fakt, by po odbudowie zdolności militarnych ponownie zagrozić Ukrainie. 

Perspektywa państw wschodniej flanki NATO wydaje się w tej kwestii jasna. Niemniej należy pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych wciąż silne jest przekonanie, że rozciągnięcie bezpośrednich gwarancji bezpieczeństwa na Ukrainę grozi uwikłaniem USA w wojnę z państwem, które nie posiada potencjału do zdominowania zachodniej części Eurazji. Stąd przekonanie części amerykańskich elit, m.in. tych związanych ze szkołą realistyczną w stosunkach międzynarodowych, jak i tych, które postulują skoncentrowanie się Ameryki na powstrzymywaniu Chin, że Waszyngton nie powinien zaciągać nowych zobowiązań w Europie wobec kraju toczącego wojnę z państwem posiadającym arsenał nuklearny. 

Marek Stefan