Okno możliwości dla Planu Peramoha. Czy Białorusini rzucą się na Łukaszenkę? 

Nastała sobota 24.06 i świat przykleił się do komunikatorów, aby śledzić postępy puczu / walki buldogów organizowanych przez Jewgienija Prigożyna i jego Grupę Wagnera. W tle chaotycznych relacji z Rosji pojawiły się zaskakująco skoordynowane działania ze strony białoruskiej opozycji.

Chciałoby się krótko i konkretnie napisać o tym, że otwiera się właśnie okno możliwości dla białoruskiej opozycji do wyzwolenia Białorusi, ale dla zrozumienia czy w ogóle mają oni szansę na cokolwiek i czym obecne wystąpienia miałyby się różnić od poprzednich, trzeba pozwolić sobie na odrobinę chronologii.

Jak białoruska opozycja chce wykorzystać bunt Prigożyna

Najpierw Walery Sachaszczyk, pełniący w Gabinecie Tymczasowym rolę Ministra Obrony zapowiedział, że pojawia się “unikalna historyczna szansa” dla Białorusi i Białorusinów na obronę niezależności ich kraju. Co ważne, Sachaszczyk jako wojskowy (były wojskowy?) zwrócił się nie tylko ogólnie do Białorusinów, ale także do białoruskiej armii. Jak stwierdził, nie wiadomo jak zakończy się pucz Prigożyna, ale “wygląda interesująco” i “albo wykorzystamy tę historyczną szansę i staniemy się europejskim państwem, albo stracimy wszystko i nazwa Republika Białoruś pozostanie tylko w książkach”. Stwierdził, że Białorusini są “jednym z lepszych narodów świata” i mogą zwyciężyć.

Chwilę później pojawiła się zapowiedź ze strony Pułku Kalinouskiego, że o godzinie 17:00 czasu Mińska, a więc o 16:00 czasu Warszawy opublikowanego zostanie oświadczenie Pułku. Dowódca Pułku Dzianis Prachoraŭ pseudonim “Kit” zwrócił się do białoruskich wojskowych i zapewnił, że “wojna domowa w Rosji ich nie dotyczy”, ale zbliża się moment, gdy będą musieli podjąć decyzję czy wykonywać przestępcze rozkazy, czy wypełniać przysięgę na lojalność wobec Białorusi.

Kit zapewnił,  że na terytorium Białorusi “mają” wielkie rezerwy, składające się z ludzi gotowych działać, w tym obecnych i byłych wojskowych i zwykłych ludzi gotowych wyzwalać Białoruś od okupacji. Wezwał Białorusinów, aby przygotowywali się do obrony swoich domów i do wstępowania w szeregi oddziałów samoobrony. Bądzcie gotowi dla obrony swojej okolicy. Wojskowi czekajcie naszego sygnału, czas wolności się zbliża.

Niedługo potem pojawiła się odezwa “Zjednoczonego Tymczasowego Gabinetu Białorusi”, w którym stwierdzono, że teraz decyduje się los Białorusi i stawiane jest pytanie o istnienie tego państwa. Gabinet wezwał wszystkich Białorusinów do zjednoczenia się w jednym celu — wyzwolenia od dyktatorskiego uścisku Łukaszenki i rosyjskiej dominacji.

Chwilę potem w kanałach na Telegramie zaczęły rozprzestrzeniać się informacje o tym jak postępować w przypadku “realizacji planu na wyzwolenie Białorusi od dyktatury i rosyjskiej okupacji”. Wszystko wskazuje na to, że opozycyjny Plan Zwycięstwo (Plan Peramoha) wchodzi w gorącą fazę.

Na co liczą Białorusini?

Mamy zatem otwarte wezwania opozycji do sprzeciwu wobec Łukaszenki. Sytuacja jest jednak dalece inna niż w 2020 roku. Wówczas Rosja była silna, Białorusini wierzyli, że Łukaszenka jest słaby, a protest umyślili sobie pokojowym i pięknym. Ten protest został brutalnie spacyfikowany, a Łukaszenka ostatecznie otrzymał błogosławieństwo i wsparcie od Moskwy (z początku opozycja wierzyła, że Putin może odwrócić się od Łukaszenki i jak ognia bali się łatki “prozachodnich”).

Trauma tych pacyfikacji stworzyła ruch “Sprzeciw” i Plan Peramoha (zwycięstwo). W ramach “Sprzeciwu” białoruska opozycja założyła, że jakiekolwiek wystąpienia przeciwko władzy Łukaszenki muszą teraz posiadać wsparcie “militarne”. Pierwotnie ich rolę miały pełnić “Narodowe Drużyny Samoobrony” oraz organizacje partyzanckie w rodzaju “Czarnych Bocianów” (zrzucali swego czasu ładunki zapalające na siedzibę OMONu).

Obecnie sytuacja jeszcze bardziej się zmieniła, a wojna w Ukrainie sprawiła, że pojawili się Białorusini, którzy posiadają duże doświadczenie wojenne, potrafią przestrzegać wojskowej dyscypliny i są dobrze wyposażeni. Słowem “powąchali prochu”, czego o chłopakach z białoruskiego OMONu za bardzo nie da się powiedzieć. Problem polega na tym, że nawet w najbardziej optymistycznych szacunkach nie słyszałem, aby w Pułku służyło więcej niż 1000 osób. Białoruska armia ma ich kilkadziesiąt razy więcej.

Stąd właśnie odezwy do wojskowych i stąd deklaracje “Kita”, że mają po swojej stronie (w ramach Planu Peramoha) zadeklarowanych żołnierzy. Kluczem do sprzeciwu wobec Łukaszenki jest bowiem przejście przynajmniej części wojskowych na stronę “narodu” tudzież właśnie opozycji. W takiej sytuacji Kalinowcy mogliby spróbować wejść na terytorium Białorusi i zająć na przykład Homel, podobnie jak właśnie zrobił Prigożyn z Rostowem i zrobić białoruskiej władzy wielkie “sprawdzam”.

Czy to się może udać?

Wydaje się, że białoruska opozycja uwierzyła, że nadeszła jej chwila prawdy. Faktycznie trudno o lepsze okno możliwości niż wewnętrzny bunt w Rosji, w ramach którego rosyjskie wojsko niezgrabnie strzela po własnym terytorium, a Rosjanie kłócą się między sobą (na czatach i na żywo) czy bardziej zgadzają się z Wagnerowcami czy może jednak z władzą. Delikatne jak dotąd wypowiedzi rosyjskich władz, powoływanie się na potrzebę “jedności” w obliczu wroga, a nie tak typowe grożenie “natychmiastowym zniszczeniem” pokazuje, że Prigożyn wyrósł na poważne zagrożenie i jego grupa cieszy się naprawdę dużą popularnością w kraju.

Pytanie jak dobrze białoruska opozycja czyta ten moment i jak dużo faktycznie ma ludzi gotowych stanąć po ich stronie. Z jednej strony Łukaszenka do dzisiaj nie dał rady ustabilizować społeczeństwa i nieustannie zaciska mu śrubę. Z drugiej, opozycja niewiele może na ten moment obiecać. Sami Kalinowcy przynajmniej częściowo są też zaangażowani na ukraińskim froncie i raczej nie będą mogli ot tak go opuścić.

Jednak historia Prigożyna pokazuje, że na wschodzie wszystko jest “maskirowką” a na polach i stepach stoi zaskakująco dużo potiomkinowskich wsi. Władza wcale nie musi być silna, a fakt, że Białorusini nie weszli w otwarty konflikt z Ukrainą (chociaż jak poinformował dzisiaj białoruski MSZ od początku Białoruś stała po stronie Rosji w “specjalnej operacji wojskowej”) mógł być faktycznie spowodowany oporem wojskowych. Być może spór na linii siłowicy – armia istnieje i generałowie byliby gotowi sprzeciwić się Łukaszence. Pytań jest bardzo dużo i raczej nikt nie da na nie teraz odpowiedzi.

Ostatecznie, ze stanem na moment oddawania tego tekstu do publikacji, Prigożyn i jego wojska zatrzymały się “aby uniknąć rozlewu krwi”. Doszło do porozumienia, do którego miał doprowadzić nie kto inny jak Alaksandr Łukaszenka. To on, na prośbę strony rosyjskiej miał zadzwonić do Prigożyna i przekonać go do wstrzymania swoich działań. Pokazuje to jak silną figurą w “ruskim świecie” pozostaje Alaksandr Łukaszenka.

Szczegółów porozumienia z Prigożynem nie znamy, wiemy jedynie, że doszło do niewyobrażalnej sytuacji, gdy warlord zaszantażował mocarstwo atomowe i uchodzi mu to płazem. To faktycznie może być sygnał dla białoruskiej opozycji, że ani Rosja, ani tym bardziej Białoruś nie mają siły na realne przeciwstawienie się wewnętrznemu konfliktowi. 24.06 być może nie podpalił Rosji, ale pokazał jak bardzo jest słaba. Być może zatem za moment zapali się Białoruś.

Bartosz Tesławski