Pierwsze izraelskie plany dla Strefy Gazy
Od października 2023 roku, czyli od początku konfliktu pomiędzy Hamasem a Izraelem, rząd Benjamina Netanjahu nie zaproponował żadnego rozwiązania politycznego dla przyszłości Strefy Gazy. Głównym założeniem operacji lądowej Sił Obrony Izraela, IDF, jest pokonanie Hamasu i wymazanie go z życia społeczno-politycznego palestyńskiej enklawy. Tymczasem pojawiały się pojedyncze głosy o tym, co zrobić ze Strefą Gazy i uchodźcami.
Izraelska minister wywiadu Gila Gamaliel wspominała, że losem Palestyńczyków powinny zainteresować się państwa, które na arenie międzynarodowej pozycjonują się jako sojusznicy sprawy palestyńskiej. Z kolei niepogodzone po dziś dzień z wycofaniem osadników i armii ze Strefy Gazy izraelskie środowiska narodowo-religijne powoli wprowadzały do debaty publicznej żądania ponownego zasiedlenia enklawy. Jednak strona rządowa, pomimo międzynarodowych nacisków, nie zaproponowała żadnego planu w kwestii tego, co będzie po zakończeniu operacji wojskowej. Netanjahu zapewniał jedynie, że kwestia palestyńska jest ciągle dyskutowana ze Stanami Zjednoczonymi. Jerozolima podkreślała jednak, że przyszłość Gazy nie może zostać powierzona ludziom związanym z Hamasem, a władze Autonomii Palestyńskiej są zbyt słabe, aby rozszerzyć swoją jurysdykcję na obszar enklawy. Na przełomie 2023 i 2024 roku z Izraela wypłynęły jednak dwa pomysły na rozwiązanie problemów Strefy Gazy.
Pierwszy zaproponowali minister finansów Becalel Smotricz (Syjonizm Religijny) i minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir (Żydowska Siła), czyli politycy reprezentujących skrajne środowiska prawicowo-religijne oraz osadnicze. Przedstawili oni pomysł „dobrowolnej emigracji” mieszkańców Gazy do państw, które zgodziłyby się na ich przyjęcie. Smotricz poparł swoje stanowisko tym, że jakoby aż 70% izraelskiego społeczeństwa popiera takie rozwiązanie, a rząd powinien skupić się na zachęcaniu Palestyńczyków do wyjazdu, określając go mianem opcji „humanitarnej”. Nie podano przy tym, jak władza powinna zachęcać do „dobrowolnej emigracji” oraz skąd i w jaki sposób by się ona odbywała. Minister powiedział również, że „(…) małe państwo, jak nasze, nie może pozwolić sobie na sytuację, w której cztery minuty od naszych miejscowości znajduje się wylęgarnia nienawiści i terroryzmu, gdzie dwa miliony ludzi budzi się każdego ranka z pragnieniem zniszczenia Państwa Izrael”.
Ben Gwir zaznaczył, że Izrael nie może się wycofać z żadnego zdobytego obszaru, a enklawa powinna zostać ponownie zasiedlona osadnikami. Pomysł Smotricza i Ben Gwira poparła oficjalnie minister Gamaliel, uznając go za „najlepszy i najbardziej możliwy do realizacji” po zakończeniu wojny. Stwierdziła jednocześnie, że problem Strefy Gazy nie jest problemem Izraela, lecz społeczności międzynarodowej, która powinna wspierać „humanitarną emigrację”. Według doniesień izraelskich mediów rozmowy na temat przyjęcia „dobrowolnych emigrantów” prowadzono z Kongiem (Brazzaville). Część polityków koalicji rządzącej miała też forsować kandydaturę Arabii Saudyjskiej.
Wypowiedzi izraelskich polityków i sama propozycja zbulwersowały opinię międzynarodową, w oczach której Izrael już stracił bardzo wiele przez działania armii w enklawie. Amerykański Departament Stanu wydał komunikat, w którym uznał plan za nieodpowiedzialny. Stanowisko Waszyngtonu nie należy do najbardziej potępiających, ale w amerykańskich kręgach narasta frustracja związana z niejasną polityką Netanjahu. Prezydent Joe Biden nie od dziś podkreśla swoje niezadowolenie z obecności radyklanych partii w rządzie Izraela i nieumiejętność premiera w hamowaniu ich żądań.
Waszyngton wielokrotnie podkreślał, że administracja obecnego prezydenta uznaje jedynie dwupaństwowe rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Wobec tego Amerykanie zaznaczyli, że nie pozwolą na okupację Strefy Gazy. Ben Gwir odrzucił amerykańskie stanowisko stwierdzeniem, że Izrael nie jest częścią Stanów Zjednoczonych i Izraelczycy muszą się martwić przede wszystkim o samych siebie.
Zaniepokojenie wypowiedziami izraelskich ministrów wyraziła także ONZ, zaznaczając, że prawo międzynarodowe zabrania przymusowego przesiedlania lub deportacji ludności z okupowanego terytorium. Zarzut ten jest już od dawna stosowany wobec Jerozolimy w kwestii polityki osadniczej na Zachodnim Brzegu. Do tych samych argumentów, które przedstawili oficjele ONZ, odniósł się wiceszef UE Josep Borrell na platformie X. Zaznaczył, że stanowiska obu ministrów są szkalowaniem ludności palestyńskiej. Krytyka nadeszła również ze strony Kataru i Arabii Saudyjskiej, które podkreśliły swój brak zgody na ponowną możliwość okupacji Gazy. Natomiast Egipt, prowadzący z Izraelem współpracę w dziedzinie wywiadu i bezpieczeństwa, zaznaczył, że masowa emigracja Palestyńczyków na Synaj doprowadzi do zerwania relacji egipsko-izraelskich.
Nie wiadomo, na jakim szczeblu dyskutowana była propozycja obu ministrów. „The Times of Israel” podał, że Netanjahu miał podjąć jakieś działania w tej kwestii, ale plan nie zyskał szerokiego poparcia w koalicji. Biuro premiera oficjalnie nie potępiło ani nie odrzuciło pomysłu Smotricza i Ben Gwira. Wydano jedynie oświadczenie, że wypowiedzi obu ministrów nie odzwierciedlają stanowiska rządu.
Nie od dziś wiadomo, że politycy narodowo-religijni charakteryzują się dość szeroką autonomią działań, często wbrew polityce własnego rządu. Kiedy Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, to Smotricz podjął działania mające wymusić na prezydencie elekcie zgodę na aneksję Zachodniego Brzegu. Lider Syjonizmu Religijnego angażował się także w tworzenie nieautoryzowanych przez rząd osiedli na Zachodnim Brzegu i wspieranie ich mieszkańców. W obu przypadkach interweniować musiał Netanjahu, studząc zapał polityka.
Niewątpliwie pomysł „dobrowolnej emigracji”, jeżeli doszedłby do skutku, byłby druzgocący dla Izraela. Już teraz Jerozolima znalazła się pod szeroką, choć nie stanowczą i skuteczną, krytyką opinii międzynarodowej. Działania izraelskiej armii w Strefie Gazy stanowią potwierdzenie dla jej krytyków, uważających, że już dawno przestała być najbardziej moralną armią na świecie, która robi wszystko, aby minimalizować straty wśród ludności cywilnej. Realizacja planu Smotricza i Ben Gwira mogłaby doprowadzić do zatrzymania procesu normalizacji stosunków dyplomatycznych Izraela z umiarkowanymi państwami sunnickimi.
Trudno sobie wyobrazić, jak miałaby wyglądać absorpcja Palestyńczyków ze Strefy Gazy (ponad 2 mln ludzi) w Kongo, którego liczba ludności wynosi ponad 5,5 miliona osób. Gospodarka opiera się tam na wydobyciu ropy i gazu, jednak zyski z eksportu paliw kopalnych trafiają głównie do małej grupy decydentów. W 2021 roku dostęp do energii elektrycznej posiadało 49,6% społeczeństwa. Kraj zmaga się z rosnącym ubóstwem (46,6% w 2022r.), bezrobociem (42%) i problemem handlu ludźmi. Dostęp do pitnej wody w Kongo jest poniżej potencjału hydrologicznego kraju, bo ma go tylko 74% obywateli, a na terenach wiejskich tylko 46%.
Jak już wspomniano, nie wiadomo, jak pomysł emigracji miałby być realizowany, ale nie jest pierwszym takim planem w historii Izraela. Już w 2018 roku rząd Netanjahu chciał sobie poradzić właśnie w ten sposób z napływem imigrantów z Afryki, zwanych przez władze „infiltratorami”. Ogłoszono wówczas, że zawarto porozumienie z Rwandą i Ugandą dotyczące przyjmowania imigrantów. Izrael zapowiedział gotowość zakupu biletu lotniczego i wypłacenia nawet do 3,5 tys. dolarów każdemu, kto zdecydowałby się na wyjazd. Rządy obu afrykańskich państw zdementowały te doniesienia.
Druga propozycja dla Strefy Gazy pojawiła 3 stycznia i została przedłożona przez ministra obrony Joawa Galanta na spotkaniu rady bezpieczeństwa. To pierwszy plan stworzony w kręgach rządowych od października 2023 roku, który dotyczy powojennych losów enklawy. Minister zaznaczył, że jego propozycja opiera się na założeniu, że Hamas zostanie pokonany i nie będzie stanowić zagrożenia dla Izraela. Jak stwierdził, „mieszkańcy Gazy są Palestyńczykami, dlatego władzę sprawować będą organy palestyńskie, pod warunkiem, że nie będzie wrogich działań lub zagrożeń dla Państwa Izrael”. Tak zwany plan Galanta opiera się na czterech filarach:
- Izrael będzie koordynował i planował nadzór na organami cywilnymi i odpowiadać będzie za kontrolę dóbr wwożonych do Gazy,
- międzynarodowa grupa zadaniowa składająca się ze Stanów Zjednoczonych, państw europejskich i umiarkowanych państw sunnickich przejmie odpowiedzialność za prowadzenie spraw cywilnych i odbudowę gospodarki enklawy,
- Egipt, wspólnie z Izraelem, przejmie odpowiedzialność za kontrolę nad głównym przejściem granicznym ze Strefą Gazy (prawdopodobnie w Rafah),
- władza w enklawie zostanie stopniowo przekazana osobom, które nie były związane z Hamasem, a działanie dotychczasowych służb komunalnych odbywać się będzie w koordynacji z międzynarodową grupą zadaniową (plan nie podaje szczegółów co do ewentualnej kontynuacji dostaw paliw i energii z Izraela).
Dodatkowo, Galant nie przewiduje izraelskiej cywilnej obecności w Strefie Gazy, czyli nie dopuszcza możliwości ponownego jej zasiedlenia przez osadników. Zostanie utrzymany nadzór wojskowy, z możliwością interwencji w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa Izraela. Minister zaznaczył jednak, że powrót uchodźców do północnej strefy enklawy nie będzie możliwy tak długo, dopóki wszyscy izraelscy zakładnicy nie zostaną wypuszczeni. Pomoc społeczna i opieka zdrowotna mają zostać wyjęte spod nadzoru Agencji Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), co stanowi potwierdzenie faktu, że izraelska prawica wrogo odnosi się do ONZ jako takiej, uznając ją za propalestyńską. Galant nie podał do wiadomości, kto miałby zajmować się nadzorem nad przestrzeganiem prawa i utrzymaniem porządku w Gazie. W planie tym nie ma również odniesienia do ewentualnej palestyńskiej państwowości.
Plan ministra obrony spotkał się oczywiście z krytyką ze strony Smotricza, który określił go mianem „planu sprzed 7 października”. Minister finansów uznał, że podejście do kwestii enklawy powinno być „nieszablonowe”. Radykalne środowiska narodowo-religijne z kręgów Smotricza i Ben Gwira nie uznają w ogóle palestyńskich praw do samostanowienia i własnej państwowości. Zatem sprzeciwią się jakiejkolwiek propozycji ustanowienia administracji palestyńskiej w Strefie Gazy.
Mimo wielu niedopowiedzeń i potrzeby dopracowania, wydaje się, że może być to plan, który z czasem będzie oficjalną propozycją rządu izraelskiego. Po pierwsze wyklucza ponowne zasiedlenie Gazy osadnikami; po drugie uwzględnia udział społeczności międzynarodowej, w tym krajów arabskich, w jej odbudowie oraz zakłada powierzenie władzy cywilnej w ręce palestyńskie. Założenia te odpowiadają dotychczasowym wymaganiom Stanów Zjednoczonych, które ostrzegały Netanjahu przed ponowną okupacją Strefy Gazy przez wojsko i działalnością osadniczą.
Widać zatem, że Izrael chce powrócić do sytuacji, w której jego odpowiedzialność za sprawy w enklawie jest sprowadzona do minimum, co potwierdza wspomniane opinie, że problemy Strefy Gazy nie są problemami Izraela. Operacja lądowa jednak trwa nadal, IDF nasiliły działania pod Chan Junus, a ataki na przedstawicieli Hamasu przeprowadzono już nawet w Bejrucie. Pozwala to stwierdzić, że tzw. plan Galata będzie podlegał modyfikacjom w zależności od sytuacji w enklawie i nastrojów opinii międzynarodowej. Ewentualne poparcie dla planu ze strony partii narodowo-religijnych Netanjahu może zyskać poprzez między innymi zgodę na dalsze plany rozbudowy osiedli na Zachodnim Brzegu, który to wydaje się wciąż bliższy środowiskom Smotricza i Gwira ze względu na znajdujący się tam liczny elektorat polityczny popierający Żydowską Siłę i Syjonizm Religijny. Niewiadomą pozostaje opinia państw regionu oraz Stanów Zjednoczonych w kwestii planu Galanta.
Paweł Pokrzywiński