Przed szczytem NATO: stan sił zbrojnych europejskich mocarstw
Na lipcowym szczycie NATO w Wilnie mają zostać zatwierdzone nowe plany wojskowe Sojuszu dotyczące obrony obszaru euroatlantyckiego. Równocześnie państwa członkowskie od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainę przyspieszyły działania na rzecz odbudowy swojego potencjału wojskowego. Proces ten postępuje jednak powoli i w szeregu krajów zachodniej części Europy napotyka poważne problemy. Bez sił zbrojnych zdolnych do uczestnictwa w konwencjonalnym konflikcie zbrojnym alianci nie będą w stanie wypełnić nowych zobowiązań, które Sojusz wypracował w ostatnim czasie. Wyzwania związane z odbudową własnego potencjału wojskowego doskonale widać na przykładzie Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec.
NATO dodaje bezprecedensowe szczegóły do swoich planów obrony przed Rosją i grupami terrorystycznymi, ale zebranie potrzebnych sił będzie wymagało od członków wypełnienia zobowiązań finansowych, poinformowali w środę urzędnicy.
Po niedawnym posiedzeniu Komitetu Wojskowego NATO Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w Europie (SACEUR) generał Christopher Cavoli stwierdził: „Po raz pierwszy od ponad 30 lat mamy obiektywną, opartą na planach deklarację wymagań wobec państw członkowskich w zakresie sił i środków, jakimi powinny dysponować. Jest to prawdziwa korzyść dla wszystkich narodów w Sojuszu”.
Zeszłoroczny szczyt NATO w Madrycie i przyjęta tam nowa Koncepcja Strategiczna dały impuls do przyspieszenia działań na rzecz aktualizacji Koncepcji Odstraszania i Obrony Obszaru Euroatlantyckiego (DDA). Na bazie tego dokumentu Naczelny Dowódca Sojuszniczy w Europie opracowuje zestaw planów ewentualnościowych, w tym nadrzędny plan strategiczny dla obrony terytorium NATO oraz plany regionalne. To właśnie te ostatnie mają znaleźć się w centrum uwagi podczas lipcowego szczytu w Wilnie. Wśród nowych rozwiązań, które mają zostać w ich ramach zaprezentowane, eksperci wskazują m.in. na pomysł przypisania sił z poszczególnych państw NATO do konkretnych misji w danych regionach Sojuszu. Przyjęcie takiego rozwiązania pozwoliłoby na zwiększenie efektywności odstraszania. Dzięki temu sojusznicze jednostki miałyby możliwość lepszego poznania i dostosowania się do uwarunkowań terenowych swojego obszaru odpowiedzialności.
Jak wskazują natowscy planiści, aby te nowe plany były wiarygodne muszą być oparte na rzeczywistych scenariuszach, zawierać znaczący wkład ze strony Stanów Zjednoczonych oraz dawać Naczelnemu Dowódcy Sił Sojuszniczych w Europie większą elastyczność w podejmowaniu decyzji w sytuacji kryzysowej. Jednak kluczowym czynnikiem warunkującym powodzenie we wdrożeniu nowych planów NATO będą dostosowane do nowych wymogów strategicznych w Europie siły zbrojne państw członkowskich. W tym aspekcie najsilniejsze europejskie państwa Sojuszu wciąż nie uczyniły znaczących postępów.
Tylko siedmiu z 31 członków NATO spełniło swoje zobowiązanie do wydawania 2% swojego produktu krajowego brutto na obronę w zeszłym roku. Równocześnie Amerykanie coraz częściej powtarzają, że próg ten powinien być uważany za minimalny, a nie wystarczający, stopień wydatków na cele wojskowe. Warto zatem w świetle powyższych informacji przyjrzeć się temu, jak rok po rosyjskiej inwazji na Ukrainę wygląda proces modernizacji sił zbrojnych w trzech najsilniejszych europejskich państwach NATO: we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech.
Francja
Prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że kraj zwiększy wydatki wojskowe do kwoty 413 miliardów euro w ciągu najbliższych 7 lat. Jednak jak wskazują francuscy eksperci, w zakresie tego, do jakich wyzwań i konfliktów mają dostosowywać się siły zbrojne V Republiki, wciąż obowiązują koncepcje opracowane przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Bazują one przede wszystkim na założeniu, że Francja powinna być gotowa do szybkich interwencji w państwach basenu Morza Śródziemnego, a także do ewentualnych działań na Indo-Pacyfiku, gdzie posiada wciąż swoje zamorskie terytoria.
W zakresie odstraszania potencjalnych przeciwników, takich jak Federacja Rosyjska, Paryż wciąż bazuje przede wszystkim na swoim potencjale nuklearnym i doktrynie jego możliwego użycia, której rodowód sięga czasów zimnej wojny. Zakłada ona jej możliwe zastosowanie w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia dla V Republiki i we francuskich koncepcjach ma być gwarancją skutecznego odstraszania przeciwnika przed konwencjonalnym atakiem na jej terytorium. Inną przyczyną, która wpływa na takie a nie inne podejście Francji do spraw obronności, jest chęć utrzymania przez francuskie elity polityczne rozbudowanego systemu wydatków publicznych, m.in. w sferze socjalnej. Zmianom w dotychczasowym modelu funkcjonowania sił zbrojnych nie pomaga także utrzymująca się wysoka inflacja i skutki kryzysu gospodarczego spowodowane pandemią COVID-19 oraz wojną na Ukrainie.
Według Michela Goyi, francuskiego analityka do spraw obronności i emerytowanego pułkownika, nowy budżet wojskowy na lata 2024-2030 pokazuje, że Francja – jedyny kraj UE posiadający broń jądrową – nie przygotowuje się na możliwość poważnego konfliktu lądowego.
„Wiele osób opowiadało się za większą liczbą czołgów podstawowych Leclerc, większą liczbą myśliwców Rafale, aby móc wzmocnić wschodnią flankę NATO. Ale to nie jest logika Francji”, twierdzi Pierre Haroche, analityk do spraw bezpieczeństwa z londyńskiego Uniwersytetu Queen Mary w wypowiedzi dla „Wall Street Journal”.
Pierwotnie francuski rząd planował modernizację 200 czołgów podstawowych Leclerc do 2030 roku, ale zgodnie z nowym planem będzie to jednak 160 wozów. Siły powietrzne miały do końca tej dekady dysponować 185 myśliwcami Rafale, ale ostatecznie dostaną tylko 137. Choć pierwotnie Francja zakładała pozyskanie do 2030 roku 300 opancerzonych wozów rozpoznawczych Jaguar, to obecnie zredukowała plany do 200 pojazdów. Podobnie w przypadku transporterów opancerzonych Griffon, gdzie ministerstwo obrony zdecydowało się na pozyskanie 1300 sztuk, zamiast początkowo planowanych 1800.
Francja zwiększając wydatki na cele wojskowe dąży przede wszystkim do utrzymania zdolności do działań ekspedycyjnych. Przejawem tego jest zapowiedź pozyskania do końca tej dekady nowego lotniskowca (koszt 5 mld euro), który zastąpi obecny okręt, „Charles de Gaulle”. Modernizacji podlegać mają również zdolności do działań w cyberprzestrzeni (wzrost nakładów do 4 mld euro) oraz w przestrzeni kosmicznej (6 mld euro nowych inwestycji). Zwiększeniu mają także podlegać wydatki na zdolności wywiadowcze (5 mld euro). Struktura zaplanowanych wydatków zbrojeniowych i plany modernizacji technicznej francuskich sił zbrojnych wskazują, że wyzwania związane z odstraszaniem Federacji Rosyjskiej nie są dla Paryża priorytetem.
Wielka Brytania
W przypadku Wielkiej Brytanii również zauważalny jest proces modernizacji sił zbrojnych, ale podobnie jak we Francji kierunek tych zmian w żaden sposób nie wskazuje, że ich celem jest przygotowanie do działań przede wszystkim w środowisku lądowym na wschodniej flance NATO. „Zintegrowany przegląd bezpieczeństwa, obrony, rozwoju i polityki zagranicznej”, ogłoszony przez brytyjski rząd w 2021 roku, wyznaczył strategiczne ramy i kierunki rozwoju sił zbrojnych. Mimo kolejnych aktualizacji tego dokumentu utrzymane zostały w nim te zapisy, które wskazują, że kraj musi być zdolny do działania także w obszarze Indo-Pacyfiku, co w zasadniczy sposób „rozciąga” i tak kurczące się zasoby i siły Wielkiej Brytanii, stawiając przed nimi wysokie wymagania. Dowodem na to, że to nie duże operacje wojskowe w domenie lądowej w Europie, ale misje ekspedycyjne, są głównym punktem odniesienia brytyjskich strategów, jest fakt, że redukcji podlega armia.
Jak wskazuje Wall Street Journal: „Brytyjskie siły zbrojne, mimo że uważane za jedne z najsilniejszych w NATO, od dekad zmagają się z cięciami wydatków, które postawiły pod znakiem zapytania ich zdolność do wystawienia choćby jednej ciężkiej dywizji (ok. 30 tys. żołnierzy). Siły lądowe Wielkiej Brytanii liczą zaledwie 76 tysięcy żołnierzy i szykują się na kolejne cięcia stanów osobowych, co czyni tę armię najmniejszą od czasów wojen napoleońskich”.
Sprawia, to, że obecnie – i w przewidywalnej przyszłości – armia brytyjska nie jest w stanie utrzymać ciągłej rotacyjnej obecności całej brygady pancernej poza granicami Wielkiej Brytanii bez wcześniejszego ogłaszania mobilizacji. Brytyjska 3 Dywizja, przeznaczona do działań na teatrze europejskim, zakończy proces restrukturyzacji i modernizacji dopiero w 2030 roku i będzie się składać z dwóch brygad pancernych i jednej rozpoznawczo-artyleryjskiej. Dlatego Londyn nie jest w stanie przydzielić Estonii (gdzie pełni rolę państwa ramowego w ramach wysuniętej obecności NATO) konkretnej brygady, a w rejon odpowiedzialności może wysyłać jedynie pojedyncze pododdziały.
W lutym tego roku w wypowiedzi dla „Financial Times”, Tobias Ellwood, przewodniczący komisji obrony w Izbie Gmin powiedział, że wysoka inflacja i koszty wymiany sprzętu wysłanego na Ukrainę stworzyły „naprawdę ponury obraz” i pozostawiły zapasy wojskowe poważnie uszczuplone. W jego opinii, gdyby Zjednoczone Królestwo musiało zaangażować się w pełnoskalowy konflikt zbrojny, porównywalny do tego na Ukrainie, siły zbrojne byłyby zdolne prowadzić aktywne działania zaledwie przez pięć dni, ze względu na niskie zapasy sprzętu i amunicji. Według informacji, do których w lutym tego roku dotarł kanał Sky News: „Wielka Brytania nie jest w stanie bronić swojego nieba przed atakami rakietowymi i dronami na poziomie, na jakim robi to obecnie Ukraina. Armia potrzebowałaby od 5 do 10 lat, aby być w stanie wystawić do walki dywizję liczącą od 25 000 do 30 000 żołnierzy. Około 30% brytyjskich sił zbrojnych w stanie wysokiej gotowości to rezerwiści, którzy nie są w stanie zmobilizować się w terminach zakładanych przez plany i procedury NATO. Większość floty pojazdów opancerzonych armii, w tym czołgów, została zbudowana 30-60 lat temu, a ich pełna wymiana nie jest planowana od lat”.
Równocześnie, podobnie, jak w przypadku Francji, Londyn próbuje dokonać technologicznej „ucieczki do przodu”, inwestując coraz więcej w technologie kosmiczne, cyber i zdolności wywiadowcze. I choć ich znaczenie niewątpliwie jest kluczowe dla powodzenia działań wojennych na współczesnym polu walki, to wciąż w przypadku lądowego pola walki, co potwierdza przebieg wojny na Ukrainie, liczy się zdolność do wystawienia ciężkich związków taktycznych i przede wszystkim posiadanie artylerii i zdolności do uderzeń na dalekie odległości. W tym obszarze nie mamy do czynienia w przypadku Wielkiej Brytanii z istotnymi pozytywnymi zmianami.
Niemcy
Realizacja planów odbudowy realnego potencjału sił zbrojnych nie wygląda lepiej w przypadku Niemiec. Jak wskazuje niemiecki ośrodek analiz gospodarczych IFO, w tym roku rządowi w Berlinie zabraknie około 18,5 miliarda dolarów do osiągnięcia wydatków na obronność na poziomie 2% PKB. Według informacji podawanych przez NATO niemieckie wydatki na obronność w ubiegłym roku wyniosły 1,5% PKB.
Ustawa ustanawiająca specjalny fundusz wsparcia dla Bundeswehry zakładała podniesienie wydatków na obronność do poziomu 2% (celu NATO) średnio w ciągu pięciu lat. Decyzja ta była de facto krokiem wstecz w stosunku do deklaracji kanclerza Scholza z lutego 2022 roku , kiedy wskazywał, że Niemcy będą osiągać cel „2%” każdego roku. Co istotne, wspomniana ustawa nie zawierała żadnych zobowiązań na okres późniejszy.
Niemieccy urzędnicy twierdzą, że cel 2% wyznacza bardzo wysoką poprzeczkę dla kraju ze względu na sam rozmiar ich gospodarki. Według nich, budżet obronny Niemiec jest trzecim co do wielkości w NATO, za Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią, a w ostatnich latach gwałtownie wzrósł. Przewiduje się, że do przyszłego roku kraj ten wyda ponad 80 miliardów euro na obronę, czyli prawie dwukrotnie więcej niż w 2019 roku.
Jednak kluczowa wydaje się struktura budżetu niemieckiego MON. Obecnie mniej niż jedna czwarta tych środków przeznaczana jest na zakup i modernizację sprzętu, podczas gdy prawie 70% to koszty bieżące i emerytury, a procent ten ma wzrosnąć z powodu inflacji, zgodnie z raportem niemieckiego Trybunału Obrachunkowego z 2022 roku. W ubiegłym roku NATO określiło niemieckie wydatki na sprzęt na poziomie 19,9% budżetu na obronność, co jest czwartym najniższym wynikiem w Sojuszu.
Wpływ na niemieckie plany modernizacji sił zbrojnych ma wpływ także sytuacja w Ukrainie. Jak wskazują dziennikarze „Wall Street Journal”: „Niemieccy urzędnicy twierdzą, że słabe wyniki rosyjskiego wojska w Ukrainie sprawiły, że nie ma już pilnej potrzeby dozbrajania się. I choć minister finansów Christian Lindner jest przychylny wyższym wydatkom wojskowym, to wykluczył podniesienie podatków lub zwiększenie deficytu budżetowego w celu ich sfinansowania, przynajmniej bez równoważnych cięć wydatków w innych miejscach”.
Stan niemieckich sił zbrojnych od kilku lat stanowi przedmiot krytyki ze strony sojuszników Berlina w NATO. Jak poinformował „The Economist”: „Obecnie Bundeswehra posiada amunicję pozwalającą jej toczyć intensywne działania wojenne jedynie przez dwa dni”. W kwietniu niemiecki generał Alfons Mais w wypowiedzi dla agencji DPA stwierdził, że 100 mld euro, które rząd przeznaczył w zeszłym roku, jest kwotą dalece niewystarczającą, a jakiekolwiek realne zmiany wymagałyby przynajmniej jej potrojenia. Tymczasem już obecnie, w wyniku inflacji, realny wymiar specjalnego funduszu wynosi około 90 mld euro.
Bundeswehra boryka się także, podobnie zresztą jak większość sił zbrojnych państw NATO, z problemami kadrowymi. „Niemieckie plany rekrutacji 20.000 żołnierzy do 2031 roku są niewykonalne, a braki kadrowe stanowią większe zagrożenie dla sił zbrojnych kraju, niż braki w wyposażeniu” – twierdzi Eva Högl, komisarz ds. sił zbrojnych w Bundestagu. Zwróciła ona także uwagę, że liczba podań o pracę w Bundeswehrze spadła w ubiegłym roku o 11 proc. Mimo mniejszej puli kandydatów wzrosła całkowita liczba rekrutów, ale 21 proc. z nich zrezygnowało ze służby. Cel rozbudowy niemieckich sił zbrojnych zakłada wzrost ich liczebności do 203 tys. do 2031 roku.„Nie sądzę, by było to osiągalne” – powiedziała Högl w wywiadzie dla gazety „Berliner Morgenpost”.
Jak wynika zatem z przytoczonych powyżej przykładów, mamy wciąż do czynienia z niezwykle powolnym procesem dostosowywania się najsilniejszych europejskich państw NATO do nowych realiów strategicznych na Starym Kontynencie. Ponadto, kierunek zmian wytyczony w Paryżu i Londynie zasadniczo nie wydaje się zbieżny z wymogami, jakie w wymiarze wojskowym stawia obszar wschodniej flanki NATO. A zatem ciężar wystawiania głównych sił lądowych Sojuszu spadnie na Polskę, która w swoich planach powinna zakładać, że ewentualne wsparcie ze strony sojuszników w przypadku agresji Federacji Rosyjskiej miałoby charakter niezwykle ograniczony, m.in. ze względu realny stan ich sił zbrojnych.
Ponadto, jeśli zakres i tempo modernizacji i rozbudowy polskich zdolności wojskowych będą utrzymane, wśród sojuszników na wschodniej flance może pojawić się oczekiwanie, żeby to nasz kraj stał się jednym z głównych „dostawców bezpieczeństwa” w regionie, adekwatnie do poziomu wypracowanych zdolności i ogólnego wzrostu innych wskaźników potęgi państwa.
Stawia to przed Polską poważne pytania i wyzwania związane z tym, jaką rolę chcemy odgrywać w Europie i NATO w zmieniających się okolicznościach geopolitycznych.
Marek Stefan